piątek, 15 kwietnia 2016

Rozdział 8

–  Sherlock, zrób coś!
–  Co się stało Greg?
–  Ta kura się na mnie gapi!
–   Zignoruj ją.
–  Boję się ciebie, Holmes.
–   Niby dlaczego?
–  Jesteś jakiś za spokojny. To nie jest normalne.
–  A ty bez przerwy zrzędzisz.
–  Chyba coś nam dodali do posiłku w tym samolocie.
–  Ta… Na pewno.
***
–  Świat nas nie kocha – jęknął Karol, padając na swoje łóżko.
–  Niby dlaczego? – zapytał Andrzej, nie odrywając wzroku od swojej komórki.
–  Od dobrych – środkowy spojrzał na zegarek – dziewięćdziesięciu sześciu godzin nie wycięliśmy żadnego pożarnego numeru.
–  A zamknięcie Bienia na balkonie?
–  Nie liczy się, było zbyt… amatorskie.
–  Masz więc jakiś pomysł by naprawić tę sytuację? – Wrona nie wydawał się jakoś bardzo poruszony lekko depresyjnym stanem kolegi.
Kłos usiadł po turecku, podparł głowę na jednej ręce i zapatrzył się w jakiś punkt za oknem. Wyglądał przy tym jak rasowy filozof i jego przyjaciel z trudem powstrzymał się przed uwiecznieniem całej sceny na zdjęciu.
–  Eureka! – krzyknął w końcu, podrywając się gwałtownie. – To będzie coś niesamowitego, coś niezwykłego, coś czego nikt nie zapomni. Tylko, że…
–  Tylko, ze co?
–  Tylko, że możemy się nie wyrobić przed Japonią – jęknął Karollo.
–  To najwyżej ogarniemy wszystko później. Przynajmniej dopracujemy cały plan.
–  Andrzej, jesteś genialny.
–  Dopiero teraz to odkryłeś.
***
Byli zmęczeni, znudzeni i poirytowani. Ich wybawicie, pan Henryk, okazał się człowiekiem wyjątkowo gadatliwym i skorym do zwierzeń. Przez półtorej godziny zanudzał swoich współtowarzyszy – Bieńka Łomacza i Kubiaka – historiami dotyczącymi swojej kochanej farmy.
–  Baśka, ta krowa, kopnęła wtedy tego cholernego komornik, a Kaśka wzięła go za kołnierz i wywlokła ze stodoły. Chudy to on nie był, ale Kaśka to silna kobyła, dała radę.
Tak mniej więcej wyglądała ich podróż. Przynajmniej Jacuś, bratanek pana Henia, był młodzieńcem cichym, małomównym i burkliwym, więc przynajmniej Marcin i Anglicy mieli spokój.
–  Dziękujemy, to naprawdę uratowało nam życie – podziękował Możdżonek, kiedy już dotarli na miejsce i stanęli przed budynkiem związku.
–  To przyjemność pomagać tak niesamowitym ludziom jak nasi mistrzowie. – Mężczyzna ukłonił się nisko po czym wsiadł do samochodu i odjechał trąbiąc głośno Kierował się teraz na lotnisko by odstawi Sherlocka i Grega.
Kiedy dwa pstrokate maluchy zniknęły za zakrętem, siatkarza odwrócili się na pięcie i jak jeden mąż pognali w stronę budynku. Wpadli do środka jakby coś  ich goniło. Jak zwykle przywitała ich pani Halinka, starsza kobieta,  która już od wielu lat pracowała na informacji w związku.
–  Co was o mnie sprowadza, chłopcy?  –  zapytała uśmiechając się miło.
–  Przyszliśmy odpisać jakieś dokumenty, czy coś takiego – wyjaśnił Kubiak, rozmasowując obolały kark. Całą podróż przesiedział z kolanami pod brodą, co nie było zbyt wygodne.
–  Ah tak, oczywiście. Zaraz wam przyniosę te papiery, zaczekajcie  sekundkę – powiedziała po czym zniknęła w niedużym pokoiku za nią.
Wymęczeni podróżą zawodnicy opadli na stojące w holu kanapy. Łomacz wypuścił  rąk Helenę i pozwolił jej swobodnie chodzić i dziobać po marmurowej posadzce. Rozanielona kura zaczęła biegać w kółko, wydając z siebie bliżej nieokreślone dźwięki. Wyglądało to dość ciekawie, ale siatkarze nie za bardzo zwracali uwagę na otaczający ich świat. Chcieli odpocząć od wszystkiego, ale głównie od myślenia. Na szczęście nie martwiło ich to jak wrócą, bo już wcześniej ustalili, że podwiezie ich jeden z dziennikarzy Polsatu, zmierzający do Spały na przeszpiegi.
Zajęci ładowaniem akumulatorów, nie zwrócili uwagi jak z jednego z korytarzy wyszedł mężczyzna w garniturze. Zdali sobie z jego obecności dopiero wtedy, kiedy wydał on z siebie przeraźliwy wrzask.
–  Ratunku! Zabierzcie ode mnie to diabelskie stworzenie!
Sportowcy poderwali się na równe nogi i z przerażeniem spojrzeli na prezesa, który stał się ofiara ataku Heleny.
–  Helenko! – krzyknął Grześ, podbiegając do kury i odciągając go od starszego mężczyzny. – Co się stało kochana?
–  Łomacz… tfu… to twoje... tfu… zwierzę? – wycharczał poszkodowany, próbując pozbyć się z ust kurzych piór.
–  Tak, panie prezesie – przytaknął grzecznie Grzesiek.
–  To się jej pozbądź. Diabeł wcielony nie obiad – nakazał po czym odszedł, mrucząc pod nosem coś o kurczakach z rożna i rosole.
Chwilę później wróciła pani Helenka z wszystkimi papierami. Na widok walającego się po podłodze pierza, tylko wzruszyła ramionami, przyzwyczajona do różnorakich odpałów siatkarzy. Ci także nie wspomnieli o całym zajściu tylko podpisali to co mieli podpisać i ulotnili się najszybciej jak mogli.
Mieli nadzieję, że to koniec ich przygód w Warszawie.
***
Orion siedział przy masywnym, dębowym biurku i w skupieniu przegląda podsunięte mu akta. Stukał przy tym miarowo palcami o blat i co pewien czas zerkał na stojących pod ścianą podwładnych.
–  I twierdzicie, że ten chłopak może coś wiedzieć? – zapytał, odchylając się na krześle.
–  Ma dziennik z zapiskami jednego z inżynierów. Nie wie jeszcze do czego służą, ale powoli się domyśla – wyjaśnił niziutki naukowiec w białym kitlu. Był jedyną osoba w pomieszczeniu, która reprezentowała dział naukowy Omegi.
–  Jeden z tych dzienników?
–  Tak, sir.
Orion założył ręce na piersi. Musiał dokładnie przemyśleć te sytuację. Te plany były im potrzebne, szukali ich od przeszło siedemnastu lat, pozbyli się nawet ich twórcy. Notes zawierał algorytmy, których brakowało by skończyć broń, zakodowane informacje na temat wszystkich baz, w których budowano poszczególne części olbrzymiej sieci militarnej. Był bezcenny.
–  wiecie kiedy będziemy mogli go przejąć?
–  Za trzy dni chłopak leci do Japonii. Będzie załatwiał jakieś części dla firmy, w której pracuje. 
–  Macie tydzień. Dokładnie za siedem dni chcę go widzieć w Rosji. Zrozumiano?
–  Tak jest, sir.
***
5 września 2000
Dziś krótko. Atmosfera w bazie – nerwowa. Rewidują nas zanim wyjdziemy. Przynajmniej raz dziennie powtarzają, że nie wolno nam o niczym mówić w domu. Wszystko jest tajne przez poufne.
W domu też średnio. Młody się z kimś ostatnio pobił. Jakiś chłopak w szkole go obraził, chyba poszło o mamę. Tata nie wie co robić, takie akcje zdarzają się coraz częściej.
Kończę, Hav zaraz wyciąga mnie na miasto.
Ona jest straszna.



Mamy i rozdział ósmy. Powiem szczerze, że jest to rozdział, który pisało mi się wyjątkowo trudno i wkurzająco. Nie wiem dlaczego.
Mam nadzieję, że mimo wszystko część się podobała i licze na komentarzę.
Pozdrawiam
Violin

4 komentarze:

  1. świetny :) zapraszam do siebie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział świetny! Kura Helenka skradła całe show :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurcze... to opowiadanie jest bardzo wciągające :) Jestem ciekawa coraz to nowszych rzeczy. Ale i tak najbardziej podoba mi się motyw Grzesia z kurą Helenką! <3
    Zapraszam do siebie na nowe rozdziały ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział :)
    Nie brakowało w nim humoru chłopaków i śmiesznych wpadek z kurą. Były też rzeczy tajemnicze... jaką niespodziankę szykują Karol i Andrzej? Co zrobi Orion? Kim jest ta osoba, którą mają zamiar sprowadzić? O jaką broń im chodzi?
    Z niecierpliwością czekam na 9 rozdział! :D Czuje, że będzie się w nim sporo działo.
    Serdecznie pozdrawiam.
    /Ola

    OdpowiedzUsuń