piątek, 22 kwietnia 2016

Rozdział 9

–  W domu! Nareszcie w domu! W moim kochanym Londynie, w naszej przepięknej, normalnej Anglii. Z dala od siatkarzy, kur i dziurawych dróg. Sherlock, jesteśmy w domu!
–  Idę pomyśleć. Masz mi nie przeszkadzać. Żadnych głupich telefonów, bezmózgich poruczników i spraw nie związanych z Moriart’ym.
–  Dobrze, Sherlock.
– …
–  Sherlock?
–  Tak.
–  Dobrze, ze wróciłeś.
–  A wychodziłem?
***
Autokar stał przed ośrodkiem  już od jakiejś godziny i kierowca zaczął się denerwować. Dobra – bardziej niż denerwować. Przeklinał głośno sportowców, związek i głupi los, co chwilę spoglądając na przesuwające się nieubłaganie wskazówki zegara.
–  Gdzie oni są? –  wycharczał. Stojąca obok Zosia, wzruszyła ramionami i wróciła do przeglądania czegoś w komórce.
–  Zaraz przyjdą – odpowiedziała spokojnie.
Jak na zawołanie drzwi otworzył się szeroko i ze środka wypadli Możdżon i Zatorski. Wpadli dość gwałtownie, bo biegli szybko. A dokładniej to Marcin w jednym bucie gonił przerażonego Zatorskiego, co wyglądało bardzo interesująco.
–  Co się stało? – zapytała Zośka, kiedy biedny libero schował się za nią, trzęsąc się jak osika.
–  Ten irytujący osobnik – środkowy wskazał na kolegę – postanowił zabrać mi mojego buta. Znowu! I nie chce powiedzieć gdzie go ukrył.
Paweł wychylił się nieznacznie zza ramienia kierowniczki, ale widząc mordercze spojrzenie Marcina, schowa się z powrotem.
–  Ale ja naprawdę go nie zabrałem – jęknął, kuląc się w sobie.
Możdżonek wydał z siebie ryk przepełniony rządzą mordu po czym znowu zaczął gonić  niewinnego Pawełka.
W pewnym momencie drzwi otworzyły się ponownie i stanął w nich Piotrek Nowakowski.
–  Możdżi, zobacz co znalazłem! – krzyknął, wymachując na wszystkie strony sporym buciorem.
Marcin zastygnął w miejscu i spojrzał na drugiego środkowego. Następnie podszedł do niego, wyrwał mu z dłoni swoje obuwie, a potem odszedł mrucząc pod nosem różnorakie nie przyjemne epitety określające kolegów z drużyny.
Na całe szczęście chwilę później zaczęli się pojawiać kolejni siatkarze i kierowca mógł odetchnąć z ulgą. Prawie, że mógł. Oczywiście jak zwykle musiało kogoś brakować. Tym razem byli to Kurek i Gacek, którzy jak widać zapomnieli zupełnie o wyjeździe.
–  Pójdę po nich – westchnęła Zośka.
Idąc do pokoju chłopaków, minęła w holu Grzegorza żegnającego się czule ze swoją ukochaną Helenką. Właściciel ośrodka pozwolił siatkarzowi zatrzymać kurę pod warunkiem, że ta niczego nie zniszczy i nie nabrudzi. Hela była zwierzęciem pojętnym i dobrze wychowanym, więc nie sprawiała nikomu większych problemów, a niektórzy zawodnicy w ciągu dwóch dni zdążyli ją pokochać i uznać za maskotkę drużyny.
Gdy kobieta w końcu dotarła na piętro, otworzyła gwałtownie drzwi do pokoju Bartka…
I oficjalnie stwierdziła, że wypisuje się z tego interesu. Bartek i Piotrek siedzieli soi jak gdyby nigdy nic na podłodzie i grali w bierki. W bierki!
–  No. Chyba. Was. Pogrzało – warknęła po czym chwyciła obu siatkarzy za kołnierze i wciągnęła z pokoju. Zszokowani zawodnicy nie stawiali żadnego oporu, zdążyli tylko chwycić swoje torby i potulnie pozwolili sprowadzić się na dół.
–  To wszyscy? – zapytał kierowca, kiedy Bartek i Piotrek zostali wepchnięci do autokaru.
–  Ta… Chyba tak – odpowiedział Zośka, opadając na siedzenia za trenerami.
–  No to jedziemy!
***
Moriarty podszedł do barierki i z zadowoleniem spojrzał na rozciągające się wokół starego zamku, szkockie pola. Kto by pomyślał, że jedna z baz tajnej organizacji, próbującej zaprowadzić pokój na świecie będzie właśnie tu – na kompletnym odludziu. Jedno z siedmiu miejsc gdzie przez długi okres tworzono element ogromnej maszyny, której niestety nigdy nie skończono.
Jednak teraz mogło się to zmienić. Trzech graczy ruszyło do gry, której celem było znalezienie wszystkich części układanki. Szanse mają równe choć tylko on działa sam.
Odwrócił się na pięcie i odszedł, uśmiechając się pod nosem.
Na razi był remis.
***
Było po dwudziestej drugiej. Philippe siedział niedużej kawiarence niedaleko krakowskiego rynku i czekał na swojego syna. Mimo że majowy wieczór sprzyjał wieczornym wypadom na miasto i po głównych alejkach kręciło się mnóstwo ludzi, to w małym ciemnym zaułku nie było prawie nikogo.  Jedynie zaangażowana w robótki ręczne staruszka, siedziała na balkonie i podśpiewując pod nosem ludowe piosenki, robiła coś na drutach.
W pewnym momencie do stolika trenera przysiadł się młody chłopak z torbą na laptopa przewieszoną przez ramię. Miał brązowe kręcone włosy i co chwilę ze zdenerwowaniem oglądał się za siebie.
–  Mamy mało czasu – powiedział Pierre, wykładając na stół oprawiony w skórę notes i kawałek grubego, metalowego sznura.
–  Więc o co chodzi? – Philippe ze zdziwieniem spojrzał na syn. Nigdy nie widział by Pierre zachowywał się w taki sposób. Zwykle chłopak był wesołym, beztroskim, mającym sto pomysłów na minutę informatykiem, który często gubi wątek i zawsze czegoś zapomina.
–  Parę dni temu jakoś się tak złożyło, że rozmawiałem z chłopakami od projektowania sterów. Była to luźna wymiana poglądów i temat w pewnym momencie zszedł na stateczniki pionowe i tę cholerną katastrofę. Jeden z nich upierał się, że Amerykanie na pewno coś pominęli i to nie możliwe by statecznik się oderwał, drugi twierdził, że wersja NTSB* jest całkowicie poprawna. Tak się o to pożarli, że poszli to sprawdzić w naszym symulatorze. I zgadnij co odkryli…
–  Ster wytrzymał…  –  wyszeptał Blain. – Ale przecież obecnie macie mocniejsze mocowanie, lepsze niż te w dwutysięcznym pierwszym.
–  Do testów wykorzystaliśmy starsze, leżące w magazynie.
Philippe westchnął głęboko i odchylił się na krześle. Nie mógł uwierzyć w to co usłyszał. Przez ostatnie piętnaście lat próbował się pogodzić z śmiercią ukochanego syna, jakoś sobie z tym poradzić. Dzięki młodszemu synowi, przyjaciołom i siatkówce udało mu się w końcu w miarę wrócić do normalnego życia. Gdy oficjalnie ogłoszono wyniki śledztwa miał nadzieję,  że w końcu definitywnie zamknął ten rozdział w swoim życiu.
Podniósł wzrok i jeszcze raz spojrzał na syna.
  –  Więc co stało się naprawdę? – zapytał.
Zapadła cisza.
***
21 września 2000
Wykonaliśmy dzisiaj pierwszą próbę głównego komputera.
Nie wypaliła.
Nikt nie wie o co chodzi, wszystko sprawdziliśmy, ale nie możemy znaleźć błędu. Szefostwo znów chodzi strasznie podenerwowane, szczególnie, że nadal nie odkryli kto skradł dokumenty. Atmosfera w bazie coraz gęstsza, chodzą słuchy, że pozostałe ekipy też mają kłopoty.
W domu spokój. Tata zaraz zaczyna sezon, w tym roku w Sète. Niedaleko, Pierre będzie go miał na co dzień. To dobrze.
Haveline zaczęła ostatnio u mnie przesiadywać. Mam jej pomagać w krzyżówkach. Ta dziewczyna naprawdę jest dziwna.
Znowu przyszła.
Kończę.

*NTSB - National Transportation Safety Board - amerykańska organizacja rządowa, badająca wypadki drogowe, lotnicze, wodne i kolejowe.

Witam was wszystkich w tym przepięknym dniu!
Od dwóch dni leżę chora, miałam nadzieje, ze przynajmniej sobie porządną siatkówkę pooglądam, ale po tym co było wczoraj i dzisiaj... No nudno, po prostu!
Z rozdział jak zwykle jestem średnio zadowolona, ale mam nadzieję, że wam się podoba.
Czekam na komentarze. Pamiętajcie, że każdy komentarz skraca czas oczekiwania na następną część.
Żegnam
Violin

5 komentarzy:

  1. Super rozdział :D
    Śmieszny i tajemniczy ;)
    A co do finału i meczu o 3 miejsce, które odbyły się w piątek i czwartek, to masz absolutną rację ;) Wszystkie 4 spotkania były jednostronne... A dobrą siatkówkę polazała tylko Skra i Zaksa :P No ale cóż, liczmy że kolejne spotkania będą ciekawsze i Lotos oraz Sovia chociaż na chwilę złapią kontakt z rywalami :) Ale w sumie wyniki tych meczów bardzo mi pasują, bo całym sercem jestem za Skrą, a jeśli chodzi o finał to wolę Zaksę.
    Życzę Ci duuużo zdrówka :3
    Serdecznie pozdrawiam ;)
    /Ola

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny! *-* Nadal rozwala mnie Helenka z Grzesiem, ale zdecydowanie Ship it ten związek. Chciałabym zobaczyć ich kiedyś razem przed ołtarzem!
    Tymczasem zapraszam do siebie na bloga, boooo są nowe CIEKAWE rozdziały 😃

    OdpowiedzUsuń
  3. Nadrobiłam wszystko, uff.

    Boli mnie to, co zrobiła moja Sovia, bardzo. :( Mam nadzieję, że się ogarną. Cały czas w nich wierzę. I w Lotos też. Finały układają się zupełnie nie po mojej myśli, niestety...

    Jak ja pokochałam Helenkę, jeju. <3

    No i nawet moja ulubiona gwiazda się pojawiła, jak dobrze. :D

    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z całym szacunkiem ale ani Resovia ani Lotos raczej nie mają już szans. Gdyby oba te zespoły przegrały choćby 1 mecz, a drugi wygraly, sytuacja wyglądałaby innaczej. Nie chodzi mi o to, że Sovia czy Lotos źle grają. Ale według mnie po tych dwóch fatalnych meczach, nie zdołają się pozbierać psychicznie i przegrają te spotkania "w głowie". Na pewno ciezko im będzie wyjść z pewnością siebie i wolą walki na parkiet boiska, po dwóch beznadziejnych meczach przegranych 0:3. Tyle w temacie.
      /Ola

      Usuń
  4. Jestem i wszystko już nadrobiłam. :]
    Bardzo zaciekawiło mnie to opowiadanie. :> Jest inne i wyróżniające się. Bardzo mi się podoba. *_* Bardzo polubiłam tą kurę. No, no jestem ciekawa jak się potoczy ta historia. Jest ciekawa i tajemnicza. ^_^

    U mnie pojawił się rozdział. :p
    http://this-is-volleyball.blogspot.com/2016/04/6-czy-ty-ze-mna-flirtujesz.html
    Mam nadzieję, że pozostawisz po sobie ślad. Zapraszam. :D

    Czekam na następny z niecierpliwością i życzę weny. <3

    Pozdrawiam. :*

    OdpowiedzUsuń