Siatkarska baza w Belo Horizonte
była strzałem w dziesiątkę. Chłopaki nie tylko zostali odcięci od olimpijskiego
zgiełku, ale też mieli okazje potrenować w naprawdę dobrych warunkach. To
dobrze działało i na ich formę, która rosła, jaki i na ich samopoczucie.
Jedynie Fabia wiecznie chodził dziwnie naburmuszony, co lekko niepokoiło jego
kolegów.
Któregoś popołudnia, gdy
trenowali na hali Sady Cruizero, w odwiedziny postanowili wpaść Sherlock z
Gregiem. A dokładnie, to Holmes wpadł na boisko, łopocząc przy tym płaszczem
niczym sam Batman i zupełnie nie zwracając uwagi na, śmigające we wszystkich
kierunkach piłki.
– Holmes! – Zosia podniosła głowę
znad notatek. – Na co ci ta cholerna peleryna? – zapytała, kiedy detektyw
podszedł bliżej. – Na zewnątrz jest ze trzydzieści stopni.
– Ostatnia baza jest niedaleko
Wioski Olimpijskiej – odpowiedział Anglik, zupełnie ignorując wcześniejsze
pytanie.
Kobieta zmarszczyła czoło.
– Fabian, wracaj do ćwiczeń, ale
już! – krzyknęła do Drzyzgi, który przystanął gwałtownie, przepuszczając serwis
Bieńka. – Jesteś pewien? – zwróciła się znów do Sherlocka.
– A czy ja się kiedyś pomyliłem?
– prychnął Holmes. – Wiemy, że jest na tamtym terenie, ale nie mamy pewności,
gdzie dokładnie.
– Ewakuujecie wioskę?
– Nie – odpowiedział Greg, który
akurat w tym momencie pojawił się na sali. – Wywołałoby to tylko zbędną panikę
i pytania. Na razie będzie ostrożnie szukać wejścia – wyjaśnił.
– Jestem w stanie wam jakoś
pomóc? – Zośka złapała, posłaną w jej stronę przez przypadek, piłkę. – Drzyzga,
koncentracja! Nie bujaj w obłokach! – nakazała rozgrywającemu, który pobiegł
odebrać zgubę.
Siatkarz nic nie powiedział.
Jedynie wykrzywił się w niezrozumiałym grymasie, a jego oczy na ułamek sekundy
rozbłysły czerwonym światłem.
Zosia zmarszczyła czoło i
zamrugała parę razy. Czerwone światło zniknęło.
– Musiałam się przewidzieć –
mruknęła sama do siebie, kiedy Fabian już odszedł. – To w końcu mogę coś
zrobić? – zapytała jeszcze raz.
– Możesz zostawić te dzieci i
zastąpić paru idiotów, z którymi musze współpracować! – Holmes bardzo stanowczo
wyraził swoje zdanie.
– Chyba jednak zostanę w swoim
przedszkolu – zaśmiała się.
Sherlock prychnął potępieńczo,
odwrócił się na piecie i odszedł, strzelając przysłowiowego focha.
A jego płaszcz łopotał artystycznie.
***
– Szefie, mamy coś!
Orion odwrócił się od okna i
krytycznym wzrokiem, spojrzał na swojego podwładnego.
– Niby co takiego?
– Nasz człowiek podsłuchał
ciekawą rozmowę – mężczyzna nacisnął przycisk na niewielkim odtwarzaczu. Przez
szum zakłóceń, przebijało się parę urywanych zdań.
– A to ciekawe – złoczyńca
skrzyżował ręce na piersi i jeszcze raz potoczył wzrokiem po terenie
otaczającym tymczasową siedzibę w Brazylii. – Wioska Olimpijska, kto by pomyślał… – pokręcił głową z niedowierzaniem. –
Wyślijcie ludzi w tamte okolice. Niech przeczeszą dokładnie teren.
– Tak jest!
– I lepiej dla was byście coś
znaleźli. Bo inaczej to będzie wasze ostatnie zadanie.
***
–
Myślisz, że jak będziemy pracować w środku nocy, to znajdziemy więcej
niż gdybyśmy szukali za dnia? – zapytał zaspanym głosem Greg.
– Nie – Sherlock oświetlił
latarką ścianę jednego z budynków w wiosce olimpijskiej. – Ale na pewno mniej osób zwróci na nas
uwagę, co będzie nam na rękę.
Lestrade tylko prychnął z
irytacją. Bardzo mu się nie podobało, że w środku nocy musi ganiać po zapleczu
wioski. W tamtym momencie miał głęboko gdzieś Omegę i Moriartiego – zdecydowanie
bardziej interesowało go ciepłe łóżko w hotelu.
Przez zmęczenie na początku nie
zauważył niczego podejrzanego. Dopiero po chwili jego mózg zarejestrował
tajemniczą postać, przemykającą pod ścianami.
– Sherlock – szturchnął detektywa.
– Ktoś nas chyba obserwuje – szepnął, nie wskazując jednak na postać, by się nie
wydać.
Holmes doskonale wiedział jednak
o co chodzi. Też dostrzegł nieznajomego.
– Masz racje Greg – powiedział nagle,
dziwnie podniesionym głosem. – Wracajmy do hotelu, jest już zdecydowanie za
późno – odwrócił się na pięcie, a Lestrade poszedł dalej, wczuwając się w to
dzine przedstawienie.
– Śledził nas, pracuje dla Omegi –
zaczął szybko wyjaśniać Sherlock, kiedy obaj oddalili się już na wystarczającą
odległość. – A to oznacz jedno.
– Ale co?
– Mamy szpiega.
***
– Mamy szpiega.
Zosia spojrzała zdziwiona na
Sherlocka. Było już koło pierwszej w nocy, a olimpijska stołówka świeciła
pustkami. Dlatego też było to idealne miejsce, by w spokoju porozmawiać.
– Ale jak to szpiega? – kobieta zmarszczyła
czoło.
– Omega szuka bazy. Wiedzą, że
jest gdzieś w pobliżu. Sami tego nie wymyślili – warknął. – Ktoś im musiał
powiedzieć. Sprawdziłem ludzi, którzy ze mną pracowali. To nie oni.
– Więc kto?
Holmes odchylił się na krześle,
złożył ręce i zmarszczył brwi. Zośka miała wrażenie, że wręcz widzi impulsy
myślowe, przeskakujące między komórkami w jego mózgu.
– Mam go!
Mężczyzna poderwał się
gwałtownie, przewracając krzesło i wybiegł ze stołówki. Polka pognała za nim,
zupełnie nie wiedząc o co chodzi. Sherlock biegł przez wioskę, nie zwracając
uwagi na zdziwione spojrzenia nielicznych sportowców, których mijał. Jak
szalony wpadł do budynku, w którym mieszkali polscy siatkarze. Zośka nie mogła
go powstrzymać, kiedy, trzaskając drzwiami
i budząc wszystkich wokół, przeszukiwał kolejne pokoje.
– Ty!
Nagle na korytarzu pojawił się
Fabia Drzyzga. Detektyw podszedł do niego, chwycił za kołnierz i mocno
przycisnął do ściany.
– Ile im powiedziałeś? –
wycharczał przez zęby.
Fabio jęknął płaczliwie. Holmes
potrząsnął nim wściekle.
– Sherlock, co ty wyprawiasz?! –
Obok, jak spod ziemi wyrosła Zosia.
Zamiast coś odpowiedzieć, Holmes
brutalni odwrócił rozgrywającego i wykręcił mu ręce na plecach.
– Proszę… – Fabian załkał
boleśnie.
Zamieszanie sprawiło, że wokół
mężczyzn zaczęła się zbierać coraz większa grupa ludzi. Bieniek i Konarski
próbowali jakoś odciągnąć Sherlock od kolegi, ale udało im się tylko zarobić
ciosy odpowiednio w szczękę i żebra.
– Ile im powiedziałeś?! –
powtórzył pytanie Holmes.
Nagle stało się coś czego nikt
się nie spodziewał. Mięśnie Fabiana napięły się, a jego oczy rozbłysły czerwonym
światłem.
– Tyle, ile było trzeba –
odpowiedział głosem o dobre pół tonu niższym niż zazwyczaj. Uśmiechnął się
chytrze po czym sprytnie wyplątał się z ucisku Sherlocka. – Jak widzę, szybko
poszło ci odnalezienie szpiega. Gratuluję.
Wszyscy patrzyli zszokowani na
rozgrywającego, zupełnie nie wiedząc co powiedzieć. Jedynie Holmes wydawał się być
wyjątkowo spokojny.
– To wcale nie było trudne –
prychnął. – Na przyszłość, radziłbym pozbyć się tego czerwonego światełka. Odrobinę przeszkadza ono w
kamuflażu.
– Może w kamuflażu tak, ale na
pewno nie w tym – Jakby znikąd w dłoni Fabiana pojawił się pistolet. – Zrobicie
jeden krok, a nacisnę spust.
Stali, jak zamienieni w kamień.
Chłopaki nie wierzyli w to co widzą. To nie mógł być ich Fabio, po prostu nie
mógł. Fabian, którego znali nigdy by się nie zachował w ten sposób, nigdy nie
groziłby im bronią.
Nigdy by nikogo nie zdradził.
Na Holmsie groźby jednak nie
robiły wrażenia. W ciągu sekundy był już przy siatkarzu. Najpierw wymierzył mu
cios w szczękę, a następnie w brzuch. Gdy zawodnik zgiął się wpół, detektyw
wytrącił mu z ręki broń, którą szybko przejęła Zosia.
– Teraz to my dyktujemy warunki –
warknął Sherlock, kolanem przyciskając Drzyzgę do ziemi. Ten próbował się
wyrwać, ale skutecznie powstrzymali go przed tym Konar z Miką.
– Co się do cholery dzieje? –
dopiero teraz z szoku otrząsnął się Philippe. Stojący obok Stephane nie był
wstanie
– Wszczepili mu chip kontrolujący
– odpowiedział szybko detektyw. – Trzeba go jak najszybciej wyjąć.
Sokalowi nie trzeba było dwa razy
powtarzać. Teraz to on przejął stery. Nakazał siatkarzom by przenieśli nadal miotającego
się Drzyzgę do gabinetu, a sam szybko przygotował wszystko do niewielkiego
zabiegu.
– To jest to? – zapytał Sherlocka,
delikatnie dotykając, niewielkiej sinej plamy na karku rozgrywającego.
– Tak.
Janek odetchnął głęboko po czym
ostrożnie wbił się nożykiem w skórę. Fabian szarpnął się ostro.
– Nie szarp się, to nie zrobię ci
krzywdy – nakazał lekarz.
Na chłopaku nie zrobiło do
wrażenia. Nadal szaleńczo się wyrywał.
Dla Holmesa to było a dużo. Z
całej siły przywalił mu w potylice. Oczy siatkarza momentalnie uciekły do góry,
a on sam padł na leżankę zemdlony.
– Proszę pracować dalej –
Sherlock skinął głową i poprawił rękawy koszuli.
Janek podziękował takim samym
skinięciem i zabrał się do pracy. Uwinął się dosłownie w kilka minut, bo
nadajnik był umieszczony tuż przy skórze.
– Proszę – wręczył urządzenie,
detektywowi.
– Trzeba to zniszczyć – wyrwało się
Stephanowi.
– Wręcz przeciwnie – Holmes dokładnie
obejrzał chipa pod światłem. – To bardzo ciekawa technologia, którą należy
zbadać – schował przedmiot do kieszeni.
– Czyli na razie mamy spokój z
Omegą – podsumowała Zosia.
– Z Omegą może i tak – przytaknął
Sherlock. – Ale pamiętaj, że Moriarty nigdy nie śpi.
Przestawiam wam kolejny rozdział. Mam nadzieję, że jest w miarę zjadliwy. Zostawcie po sobie komentarz, bo ostatnio coś z tym kiepsko.
Pozdrawiam
Violin
świetny
OdpowiedzUsuńDawno mnie tu nie było, ale tęskniłam i wróciłam! :)
OdpowiedzUsuńRozdział jest chyba jednym z najlepszych z tego opowiadania. Te nieprzewidywalne zwroty akcji - coś wspaniałego.
Dobrze, że wszystko wróciło do normy i wszyscy nasi siatkarze są "normalni". Jestem jednak przekonana, że Omega i Moriarty jeszcze coś wymyślą. Czekam na kolejne rozdziały.
Pozdrawiam
Genialny
OdpowiedzUsuń