sobota, 5 listopada 2016

Rozdział 34

Siatkarska baza w Belo Horizonte była strzałem w dziesiątkę. Chłopaki nie tylko zostali odcięci od olimpijskiego zgiełku, ale też mieli okazje potrenować w naprawdę dobrych warunkach. To dobrze działało i na ich formę, która rosła, jaki i na ich samopoczucie. Jedynie Fabia wiecznie chodził dziwnie naburmuszony, co lekko niepokoiło jego kolegów.

Któregoś popołudnia, gdy trenowali na hali Sady Cruizero, w odwiedziny postanowili wpaść Sherlock z Gregiem. A dokładnie, to Holmes wpadł na boisko, łopocząc przy tym płaszczem niczym sam Batman i zupełnie nie zwracając uwagi na, śmigające we wszystkich kierunkach piłki.

– Holmes! – Zosia podniosła głowę znad notatek. – Na co ci ta cholerna peleryna? – zapytała, kiedy detektyw podszedł bliżej. – Na zewnątrz jest ze trzydzieści stopni.

– Ostatnia baza jest niedaleko Wioski Olimpijskiej – odpowiedział Anglik, zupełnie ignorując wcześniejsze pytanie.

Kobieta zmarszczyła czoło.

– Fabian, wracaj do ćwiczeń, ale już! – krzyknęła do Drzyzgi, który przystanął gwałtownie, przepuszczając serwis Bieńka. – Jesteś pewien? – zwróciła się znów do Sherlocka.

– A czy ja się kiedyś pomyliłem? – prychnął Holmes. – Wiemy, że jest na tamtym terenie, ale nie mamy pewności, gdzie dokładnie.

– Ewakuujecie wioskę?

– Nie – odpowiedział Greg, który akurat w tym momencie pojawił się na sali. – Wywołałoby to tylko zbędną panikę i pytania. Na razie będzie ostrożnie szukać wejścia – wyjaśnił.

– Jestem w stanie wam jakoś pomóc? – Zośka złapała, posłaną w jej stronę przez przypadek, piłkę. – Drzyzga, koncentracja! Nie bujaj w obłokach! – nakazała rozgrywającemu, który pobiegł odebrać zgubę.

Siatkarz nic nie powiedział. Jedynie wykrzywił się w niezrozumiałym grymasie, a jego oczy na ułamek sekundy rozbłysły czerwonym światłem.

Zosia zmarszczyła czoło i zamrugała parę razy. Czerwone światło zniknęło.

– Musiałam się przewidzieć – mruknęła sama do siebie, kiedy Fabian już odszedł. – To w końcu mogę coś zrobić? – zapytała jeszcze raz.

– Możesz zostawić te dzieci i zastąpić paru idiotów, z którymi musze współpracować! – Holmes bardzo stanowczo wyraził swoje zdanie.

– Chyba jednak zostanę w swoim przedszkolu – zaśmiała się.

Sherlock prychnął potępieńczo, odwrócił się na piecie i odszedł, strzelając przysłowiowego focha.

A jego płaszcz łopotał artystycznie.

***

 – Szefie, mamy coś!

Orion odwrócił się od okna i krytycznym wzrokiem, spojrzał na swojego podwładnego.

– Niby co takiego?

– Nasz człowiek podsłuchał ciekawą rozmowę – mężczyzna nacisnął przycisk na niewielkim odtwarzaczu. Przez szum zakłóceń, przebijało się parę urywanych zdań.

– A to ciekawe – złoczyńca skrzyżował ręce na piersi i jeszcze raz potoczył wzrokiem po terenie otaczającym tymczasową siedzibę w Brazylii. – Wioska Olimpijska, kto by pomyślał…  – pokręcił głową z niedowierzaniem. – Wyślijcie ludzi w tamte okolice. Niech przeczeszą dokładnie teren.

– Tak jest!

– I lepiej dla was byście coś znaleźli. Bo inaczej to będzie wasze ostatnie zadanie.

***

  Myślisz, że jak będziemy pracować w środku nocy, to znajdziemy więcej niż gdybyśmy szukali za dnia? – zapytał zaspanym głosem Greg.

– Nie – Sherlock oświetlił latarką ścianę jednego z budynków w wiosce olimpijskiej.  – Ale na pewno mniej osób zwróci na nas uwagę, co będzie nam na rękę.

Lestrade tylko prychnął z irytacją. Bardzo mu się nie podobało, że w środku nocy musi ganiać po zapleczu wioski. W tamtym momencie miał głęboko gdzieś Omegę i Moriartiego – zdecydowanie bardziej interesowało go ciepłe łóżko w hotelu.

Przez zmęczenie na początku nie zauważył niczego podejrzanego. Dopiero po chwili jego mózg zarejestrował tajemniczą postać, przemykającą pod ścianami.

– Sherlock – szturchnął detektywa. – Ktoś nas chyba obserwuje – szepnął, nie wskazując jednak na postać, by się nie wydać.

Holmes doskonale wiedział jednak o co chodzi. Też dostrzegł nieznajomego.

– Masz racje Greg – powiedział nagle, dziwnie podniesionym głosem. – Wracajmy do hotelu, jest już zdecydowanie za późno – odwrócił się na pięcie, a Lestrade poszedł dalej, wczuwając się w to dzine przedstawienie.

– Śledził nas, pracuje dla Omegi – zaczął szybko wyjaśniać Sherlock, kiedy obaj oddalili się już na wystarczającą odległość. – A to oznacz jedno.

– Ale co?

– Mamy szpiega.



***

– Mamy szpiega.

Zosia spojrzała zdziwiona na Sherlocka. Było już koło pierwszej w nocy, a olimpijska stołówka świeciła pustkami. Dlatego też było to idealne miejsce, by w spokoju porozmawiać.

– Ale jak to szpiega? – kobieta zmarszczyła czoło.

– Omega szuka bazy. Wiedzą, że jest gdzieś w pobliżu. Sami tego nie wymyślili – warknął. – Ktoś im musiał powiedzieć. Sprawdziłem ludzi, którzy ze mną pracowali. To nie oni.

– Więc kto?

Holmes odchylił się na krześle, złożył ręce i zmarszczył brwi. Zośka miała wrażenie, że wręcz widzi impulsy myślowe, przeskakujące między komórkami w jego mózgu.

– Mam go!

Mężczyzna poderwał się gwałtownie, przewracając krzesło i wybiegł ze stołówki. Polka pognała za nim, zupełnie nie wiedząc o co chodzi. Sherlock biegł przez wioskę, nie zwracając uwagi na zdziwione spojrzenia nielicznych sportowców, których mijał. Jak szalony wpadł do budynku, w którym mieszkali polscy siatkarze. Zośka nie mogła go powstrzymać, kiedy, trzaskając drzwiami  i budząc wszystkich wokół, przeszukiwał kolejne  pokoje.

– Ty!

Nagle na korytarzu pojawił się Fabia Drzyzga. Detektyw podszedł do niego, chwycił za kołnierz i mocno przycisnął do ściany.

– Ile im powiedziałeś? – wycharczał przez zęby.

Fabio jęknął płaczliwie. Holmes potrząsnął nim wściekle.

– Sherlock, co ty wyprawiasz?! – Obok, jak spod ziemi wyrosła Zosia.

Zamiast coś odpowiedzieć, Holmes brutalni odwrócił rozgrywającego i wykręcił mu ręce na plecach.

– Proszę… – Fabian załkał boleśnie.

Zamieszanie sprawiło, że wokół mężczyzn zaczęła się zbierać coraz większa grupa ludzi. Bieniek i Konarski próbowali jakoś odciągnąć Sherlock od kolegi, ale udało im się tylko zarobić ciosy odpowiednio w szczękę i żebra.

– Ile im powiedziałeś?! – powtórzył pytanie Holmes.

Nagle stało się coś czego nikt się nie spodziewał. Mięśnie Fabiana napięły się, a jego oczy rozbłysły czerwonym światłem.

– Tyle, ile było trzeba – odpowiedział głosem o dobre pół tonu niższym niż zazwyczaj. Uśmiechnął się chytrze po czym sprytnie wyplątał się z ucisku Sherlocka. – Jak widzę, szybko poszło ci odnalezienie szpiega. Gratuluję.

Wszyscy patrzyli zszokowani na rozgrywającego, zupełnie nie wiedząc co powiedzieć. Jedynie Holmes wydawał się być wyjątkowo spokojny.

– To wcale nie było trudne – prychnął. – Na przyszłość, radziłbym pozbyć się tego czerwonego  światełka. Odrobinę przeszkadza ono w kamuflażu.

– Może w kamuflażu tak, ale na pewno nie w tym – Jakby znikąd w dłoni Fabiana pojawił się pistolet. – Zrobicie jeden krok, a nacisnę spust.

Stali, jak zamienieni w kamień. Chłopaki nie wierzyli w to co widzą. To nie mógł być ich Fabio, po prostu nie mógł. Fabian, którego znali nigdy by się nie zachował w ten sposób, nigdy nie groziłby im bronią.

Nigdy by nikogo nie zdradził.

Na Holmsie groźby jednak nie robiły wrażenia. W ciągu sekundy był już przy siatkarzu. Najpierw wymierzył mu cios w szczękę, a następnie w brzuch. Gdy zawodnik zgiął się wpół, detektyw wytrącił mu z ręki broń, którą szybko przejęła Zosia.

– Teraz to my dyktujemy warunki – warknął Sherlock, kolanem przyciskając Drzyzgę do ziemi. Ten próbował się wyrwać, ale skutecznie powstrzymali go przed tym Konar z Miką.

– Co się do cholery dzieje? – dopiero teraz z szoku otrząsnął się Philippe. Stojący obok Stephane nie był wstanie

– Wszczepili mu chip kontrolujący – odpowiedział szybko detektyw. – Trzeba go jak najszybciej wyjąć.

Sokalowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Teraz to on przejął stery. Nakazał siatkarzom by przenieśli nadal miotającego się Drzyzgę do gabinetu, a sam szybko przygotował wszystko do niewielkiego zabiegu.

– To jest to? – zapytał Sherlocka, delikatnie dotykając, niewielkiej sinej plamy na karku rozgrywającego.

– Tak.

Janek odetchnął głęboko po czym ostrożnie wbił się nożykiem w skórę. Fabian szarpnął się ostro.

– Nie szarp się, to nie zrobię ci krzywdy – nakazał lekarz.

Na chłopaku nie zrobiło do wrażenia. Nadal szaleńczo się wyrywał.

Dla Holmesa to było a dużo. Z całej siły przywalił mu w potylice. Oczy siatkarza momentalnie uciekły do góry, a on sam padł na leżankę zemdlony.

– Proszę pracować dalej – Sherlock skinął głową i poprawił rękawy koszuli.

Janek podziękował takim samym skinięciem i zabrał się do pracy. Uwinął się dosłownie w kilka minut, bo nadajnik był umieszczony tuż przy skórze.

– Proszę – wręczył urządzenie, detektywowi.

– Trzeba to zniszczyć – wyrwało się Stephanowi.

– Wręcz przeciwnie – Holmes dokładnie obejrzał chipa pod światłem. – To bardzo ciekawa technologia, którą należy zbadać – schował przedmiot do kieszeni.

– Czyli na razie mamy spokój z Omegą – podsumowała Zosia.

– Z Omegą może i tak – przytaknął Sherlock. – Ale pamiętaj, że Moriarty nigdy nie śpi.


Przestawiam wam kolejny rozdział. Mam nadzieję, że jest w miarę zjadliwy. Zostawcie po sobie komentarz, bo ostatnio coś z tym kiepsko.
Pozdrawiam
Violin

3 komentarze:

  1. Dawno mnie tu nie było, ale tęskniłam i wróciłam! :)
    Rozdział jest chyba jednym z najlepszych z tego opowiadania. Te nieprzewidywalne zwroty akcji - coś wspaniałego.
    Dobrze, że wszystko wróciło do normy i wszyscy nasi siatkarze są "normalni". Jestem jednak przekonana, że Omega i Moriarty jeszcze coś wymyślą. Czekam na kolejne rozdziały.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń