– Moriarty wie o wiosce?
Siedzieli w trójkę, w pokoju
Zosi, omawiając strategię. Fabian nadal był nieprzytomny, ale Sherlock
twierdził, że nic mu nie będzie bo, jak mówił, „nie uderzył zbyt mocno”.
– Na pewno – prychnął Holmes. –
Moriarty to geniusz. On widzi nas cały czas, ale my jego nie.
– Więc co mamy robić? – zapytał
Lestrade.
– Czekać – odpowiedział spokojnie
detektyw. – Szukajmy bazy. Nie pozwólmy, by znalazła ją Omega. Potem zajmiemy
się resztą.
Greg powoli pokiwał głową, choć
nie był do końca przekonany co do słów towarzysza.
–
Macie jakieś podejrzenia, co do tego, gdzie może być wejście do bazy? –
Zosia nerwowo stukała palcami o blat biurka.
– Owszem – przytaknął Sherlock. –
Od razu wykluczyliśmy wszelkie budynki. Wioska powstała po upadku programu,
bloki zbudowano stosunkowo niedawno i to na zupełnie niezabudowanym terenie. Trzeba
poszukać…
– Jakiś przejść w ziemi – od razu
zgadła kobieta.
– Musiałaś mi przerwać? –
prychnął z irytacją Holmes.
– Przepraszam. Kontynuuj swoje
nad wyraz niezwykłe wywody – przewróciła oczami.
– Tak, jak mówiłem, za nim mi
okrutnie przerwano – prawie zabił Polkę wzrokiem. – Wejście, to najprawdopodobniej
jakiś szyb, ale zakamuflowana winda. Trzeba dokładnie zbadać nawierzchnie
całego kompleksu.
– Przydałby się jaki rentgen,
albo coś podobnego – westchnął Lestrade. – Niestety, rząd tnie koszty, a to
super zaawansowana technologia. Nie ma szans żebyśmy coś takiego wybębnili.
– Może nie będzie trzeba – Zosia uśmiechnęła
się chytrze.
– Niby dlaczego?
– Wierz mi – mamy tu speców od
wpadania w różne dziury i pułapki.
***
– Bartek, ja rozumiem, że masz
problem z snem, ale to nie oznacza, że musisz budzić wszystkich wokół – zaspany
Piotrek podrapał się po głowie.
– Przepraszam, Piter, ale
potrzebuje towarzystwa na moim nocnym spacerze – Kurek uśmiechnął się
przepraszająco.
– A gdzie ty zamierzasz
spacerować? – prychnął środkowy. – Po nutellę się do stołówki wybierasz?
Atakujący nic ni odpowiedział,
ale jego mina mówiła wszystko.
Piotrek westchnął głęboko. Z
jednej strony marzył mu się powrót do cieplutkiego, przytulnego łóżeczka, ale z
drugiej… Bartek był jego przyjacielem i powinien pomóc mu w spełnieniu
marzenia.
Poszli więc we dwóch. Niczym
Batman i Robin, Pinkie i Mózg, Asterix i Obelix, towarzysze na dobre i na złe,
przemykali między budynkami wioski, by nielegalnie zdobyć ambrozję, pokarm
bogów.
Powoli wkroczyli do słabo
oświetlonej stołówki. Doskonale wiedzieli, gdzie jest nutella. Za jednym z
blatów, w przeszklonej szafce, stały rządkiem szklane słoiki. Podeszli do nich
ostrożnie, stąpając na placach i nisko pochylając głowę. Stosują starożytne
techniki otwierania schowków, włamali się do szafki. A gdy otworzyli ją na oścież, niebiańskie światło
zalało nutelle i rozległy się chóry anielskie.
– Czyż nie jest piękna? – Bartek
z błogością wpatrywał się w zdobycz.
– Ta, jasne – Piotrek przewrócił
oczami. – Czy możemy już iść?
Kurek spojrzał na niego
najbardziej tępym wzrokiem, na jaki było go stać. Dokładnie dwadzieścia trzy
sekundy zajęło mu ogarnięcie, czego chce środkowy.
– Oh, tak, oczywiście – zażarcie pokiwał
głową po czym chwycił jeden słoik i dumnym krokiem wymaszerował ze stołówki.
Piotrek pognał za nim.
– Nutella, moja nutella, moje
skarbeńko najukochańsze – Bartek szedł, tulą do siebie krem i cały czas
szepcząc do niego, jak do małego dziecka. Piter wlókł się za nim nic nie
mówiąc, ale za to poważnie zastanawiając się, czy jeszcze zdąży zmienić zawód.
Tak się zamyślił, że nie
zauważył, że Kurek przystanął by zawiązać sobie buta. Nowakowski wpadł na
niego, przy okazji przewracając nutelle. Słoik z melodyjny szczękotem potoczył
się bo betonie i zatrzymał się dopiero na czymś, co wyglądało, jak całkiem
spora, drewniana pokrywa od studzienki.
– No i co zrobiłeś?! – fuknął Bartuś.
– Uciekła ode mnie! – dodał płaczliwie.
Piotrek znów przewrócił oczami.
Zdecydowanie tej nocy naciągnął sobie mięśnie gałki ocznej.
– Nic jej się nie stał –
westchnął, podchodząc do opakowania. – Zobacz – wziął go do ręki – jest cały i
zdrowy.
I w tym momencie pożałował swoich
słów, bo momentalnie przypomniała sobie o nim siła ciężkości. Studzienka
załamała się pod nim z cichym trzaskiem, a on wpadł do środka, szaleńczo wymachując
przy tym rękami.
Przynajmniej nie było głęboko.
– Piter, żyjesz!
Podniósł głowę i zobaczył Bartka,
który pochylał się nad otworem z wyjątkowo przerażoną miną.
– Na twoje nieszczęście owszem –
odpowiedział zirytowany.
– Spokojnie, zaraz cię wyciągnę,
tylko znajdę jakąś linę czy coś! – odkrzyknął atakujący po czym zniknął w ciemności.
Piotrek westchnął głęboko.
Doskonale znał stopień rozgarnięcia Kurka i wiedział, że spędzi w tej dziurze
jeszcze długie minuty.
Postanowił wykorzystać ten czas,
by trochę się rozejrzeć. Okazało się bowiem, że nie trafił do jakiejś tam
dziury. W jednej z ścian wykuty został wąski, niezbyt wysoki korytarz,
prowadzący w nieznane. Środkowy był osobnikiem ciekawskim, więc schylił głowę i
wszedł do niego powoli. Macając wilgotną ścianę, przeszedł po omacku dobre
pięćdziesiąt metrów za nim doszedł do czegoś co mogło być pomieszczeniem.
Nadal było ciemno, nie był
wstanie powiedzieć, gdzie jest, ale czuł, że znalazł się w naprawdę sporej
grocie. Zaczął badać ściany wokół, aż w końcu, ku własnemu zdziwieniu, trafił
na włącznik światła. Nacisnął go podekscytowany.
Pod sufitem zapaliły się znajome
jarzeniówki, oświetlając jeszcze bardziej znajome urządzenia. Piotrek, jak
głupi wpatrywał się w ogromne instalacje, które łudząco przypominały te w Spale
i Tokio.
Dobrych kilka chwil zajęło mu
zrozumienie co widzi. Gdy w końcu to do niego dotarło, odwrócił się na pięcie i
szaleńczym pędem, pokonał drogę do znajomej studzienki. Był tam akurat w
momencie, w którym wrócił też Kurek.
– Mam linę! – krzyknął rozradowany,
zrzucając kumplowi mocny sznur. Ten
chwycił go, obwiązał się ciasno, poprosił opatrzność o opiekę po czym pociągnął
za niego, by przekazać koledze, że jest gotowy. Zaczął powoli wspinać się po
ścianie, jednocześnie, będąc wciągany przez Bartka i jeszcze kogoś.
Tym kimś byli Dawid i Karol. Jak
się okazało, Kuraś zrobił taką aferę, że obudził pół budynku, nie tylko polskich
siatkarzy, ale też ręcznych, wioślarzy i nawet oberwał poduszką od dwóch
lekkoatletek. Na szczęście jednak wokół studzienki zebrała się tylko siatkarska
ekipa. Piotrek nie był gotowy na morderczy wzrok Tałanta Dujszebajewa.
– Piotrek!
Gdy tylko stanął na powierzchni,
na szyję rzucił mu się Bartek.
– Już się bałem, że utkniesz tam
na zawsze.
– Jak widać nie zostałem –
prychnął Nowakowski. Odszukał wzrokiem Zosię. Wiedział, że koniecznie musi
powiedzieć jej o tym co znalazł.
Kobieta stałą w pewnej odległości
od zbiegowiska. Widać było, że jest zmęczona, choć nadal miała na sobie „robocze”
ubrania, co oznaczało, że pracowała, choć był środek nocy.
– Zosia… – podszedł do niej
ostrożnie.
– Tak? –Uniosła głowę i spojrzała
na niego nieprzytomnym wzrokiem.
– Bo tam na dole ja… ja znalazłem
coś...
– Co takiego?
– Ostatnią bazę.
Prezentuję kolejny rozdział. Nie napiszę o nim za wiele, bo jest już późno, a mnie chce się spać.
Proszę, zostawcie komentarz.
Pozdrawiam
Violin
świetny.
OdpowiedzUsuń