niedziela, 13 marca 2016

Rozdział 1



Zuza zahamowała gwałtownie i z piskiem opon zatrzymała samochód przed ośrodkiem w Spale.
– Nadal nie wierzę, że się zgodziłaś – powiedziała, wyłączając silnik. – Podobno praca z nimi kompletnie niszczy psychikę!
Zosia uśmiechnęła się szeroko po czym wysiadła z auta i zaczęła wyjmować swoje bagaże.
– Mojej psychiki nie da się już bardziej zniszczyć – zaśmiała się. – Pamiętaj, że miałam do czynienia z pewnym inteligentnym socjopatą, który w lodówce trzymał ludzkie głowy.
Jej przyjaciółka parsknęła śmiechem, poczekała aż kobieta wyjmie wszystkie torby i znów zapaliła silnik.
– Pamiętaj, że ja z psychiatryka odbierać cię nie zamierzam – powiedziała jeszcze, po czym odjechał z prędkością zdecydowanie nie dostosowaną do jej małego autka.
Zośka westchnęła głęboko i rozglądnęła się wokół, zastanawiając się co dokładnie ma teraz zrobić. Parking przed ośrodkiem był całkiem spory, a ona nie podała nikomu dokładnej godziny swojego przyjazdy przez co nikt na nią nie czekał i nie mogła liczyć na pomoc jakiegoś siatkarza w dźwiganiu tego wszystkiego.  A przynajmniej tak jej się wydawało.
– Zofia Krasicka! – Odwróciła się na pięcie, słysząc znajomy francuski akcent.
– Stephane, dziecko szczęścia ty moje! – Uścisnęła mocno starego przyjaciela. – Kiedy myśmy się ostatnio widzieli? Na turnieju w Berlinie? Zdecydowanie za dużo obydwoje pracujemy.
Trener roześmiał się serdecznie, słysząc te słowa i wziął od Zośki jedną z walizek. Skierowali swe kroki w stronę ośrodka, cały czas rozmawiając ze sobą wesoło. Co chwile rzucali jakimiś zabawnymi anegdotkami związanymi z codziennym życiem lub pracą. Zosia wybuchnęła niepohamowanym śmiechem chichotem kiedy usłyszała jak to siatkarze bawili się w chemików i prawie rozwalili pół ośrodka. Za to Stefan poważnie zwątpił w kompetencje brytyjskiej policji, gdy został uraczony historyjką o pewnym detektywie, który wykradł z kostnicy przepołowioną na pół głowę, wlał do niej kisiel i badał jakieś bliżej nieokreślone właściwości tej substancji.
– Wyobraź sobie, że Molly dopiero po trzech dniach zorientowała się, że brakuje jej jakiejś łepetyny – kobieta skończyła opowieść, jednocześnie odbierając od znudzonego recepcjonisty swój klucz do pokoju.
– Ja nie wiem jak wy tam funkcjonujecie. – Stephane pokręcił głową z udawaną dezaprobatą. – Za dwadzieścia minut zaczynamy trening na hali. Przedstawię cię chłopakom i wyjaśnię dlaczego tu jesteś. Mam nadzieję, że cię nie zjedzą.
Zosia przytaknęła szybko, potwierdzając, że wszystko rozumie po czym spokojnie udała się do swojego pokoju. Tak jak przypuszczała dostała jej się typowa jedynka z podstawowym wyposażeniem i jedyne co ją zdziwiły były grube, zasunięte zasłony, które sprawiały, że pokój wyglądał dość upiornie.
Podeszła do parapetu i rozsunęła kotary, chcąc wpuścić do środka trochę światła.
A potem je zasunęła.
I znów rozsunęła.
I zasunęła.
Zamrugała gwałtownie, próbując zrozumieć to co zobaczyła. Jeszcze raz powoli rozsunęła zasłony i dokładnie przyjrzała się temu nadzwyczaj ciekawemu zjawisku.
Z oknem dyndały sobie nogi. Były to nogi długie, odziane w krótkie, czarne spodenki i duże, białe adidasy. Należały one zapewne do jakiejś istoty żywej, bo poruszały się chaotycznie na wszystkie strony, obijając się dość głośno o szybę.
– Co się stało?! – krzyknęła Zosia, wypadając na balkon.
– Utknąłem! – odkrzyknął właściciel nóg, płaczliwym głosem. – Niech mi ktoś pomoże!
– Zaczekaj sekundę! – odkrzyknęła po czym wybiegła z pokoju i pognała piętro wyżej. Miała nadzieję, że znajdzie tam jakiegoś siatkarza skorego do pomocy.
Miała szczęście, bo właśnie w tej chwili z jednego z pokoi spokojnie wymaszerował kapitan drużyny. Zośka go kojarzyła, pamiętała, że nazywa się Kubiak i tyle o nim wiedziała. Niestety, ale przez wykonywany zawód, o sytuacji w reprezentacji wiedziała tylko tyle by po rozmowie ze Stefanem, ten się na nią nie obraził.
– Ty! – Podeszła do niego jak najbliżej i dźgnęła palcem w pierś. – Znajdziesz sobie zaraz jakiegoś kolegę i mi pomożecie – powiedziała władczym tonem, nie znoszącym sprzeciwu, a biedny Michał jedyne co mógł zrobić to przytaknąć posłusznie i wpaść do pierwszego z brzegu pokoju. Po chwili siłą wyciągnął z niego jakiegoś siatkarza, którego kobieta nie kojarzyła z nazwiska, ale przypominał jej konia.
– Co się stało? – zapytał właściciel zwierzęcego oblicza.
– Coś na pewno – prychnęła Zośka, przewracając oczami. Następnie wyjęła z starannie upiętego koka jedną z wsuwek i korzystając z dawno zdobytych zdolności, otworzyła drzwi do pokoju. Siatkarze spojrzeli na nią z zainteresowaniem  i niepewnie zajrzeli do środka.
– Mati, co ty odstawiasz?! – Przerażony Michał wybiegł na balkon, a  za nim podążył jego kolega i pani inspektor, która o dziwo rozpoznała w nieszczęsnym młodzieńcu niejakiego Mateusza Bieńka, gwiazdę berlińskiego turnieju.
– Kłos i Wrona zamknęli mnie na balkonie – wyjaśnił płaczliwym głosem młody środkowy. – Chciałem wydostać się przez klapę w podłodze, ale utknąłem.
Wyjątkowo poważny ton zawodnika nie przeszkodził jego kumplom w wybuchnięciu śmiechem. Jednak widząc karcące spojrzenie Zosi, szybko się opanowali i chwytając Bieńka za ramiona pomogli mu wydostać się z pułapki.
Kobieta skwitowała to kpiącym uśmiechem, w myślach przyznając Blainowi racje – ta drużyna chyba naprawdę była przypadkiem beznadziejnym, mogącym przebić nawet Rouziera w szybie wentylacyjnym.
– A pani jest…? – Mateusz spojrzał niepewnie na kobietę.
– Ta wiedza nie jest wam teraz potrzebna do szczęścia – powiedziała, odwracając się na pięcie. – Dowiecie na treningu – dodała jeszcze, wychodząc z pokoju.

***
– Gdzie Zośka?! –  Greg Lestrade nawet nie podniósł wzroku znad sterty papierów, gdy do jego gabinetu wpadł Sherlock Holmes. Zarazem on jak i jego współpracownicy już dawno przyzwyczaili się do takich akcji.
– Na urlopie – odpowiedział spokojnie, uzupełniając jedną z rubryk w raporcie.
– Jak to na urlopie?! – zdenerwował się detektyw. – Nie dość, że  każesz mi pracować z tymi idiotami. – Wskazał na młodego policjanta, który akurat wszedł do pomieszczenia. – To jeszcze wysłałeś jedyną inteligentną osobę w Scotland Yardzie na urlop.
– Sama o niego poprosiła – wyjaśnił spokojnie inspektor. Sherlock zamilkł gwałtownie, zmarszczył czoło, zastanawiając się nad czymś intensywnie. Następnie obrócił się na pięcie, chwycił młodego gościa za kołnierz i mało kulturalnie wyrzucił go z pokoju.
– Moriarty czegoś szuka – warknął, pochylając się nad biurkiem Grega. – Nie wiem jeszcze czego, ale się dowiem.
– W to nie wątpię.
– Potrzebuje kogoś kto zna języki i nie zadaje głupich pytań. Potrzebuję Zośki! – Sherlock wydał z siebie jęk bezsilności, przypominający trochę jęk zarzynanego wieloryba, po czym opadł na krzesło obok biurko.
– Zawsze możesz do niej jechać. Oczywiście jeśli wiesz gdzie leży „Spała” – prychnął Lestrade, pierwszy raz podnosząc głowę i spoglądając w oczy Holmes’ a.
I w tym momencie był pewien, że popełnił jeden z największych błędów w swoim życiu.
***
Siatkarze zbierali się na hali powoli i z chlebusiem. Pierwszy pojawił się Marcin Możdżonek, któremu udało się w końcu odzyskać swoje wielkie buciory i teraz zastanawiał się gdzie jeszcze może je ukryć by nie dorwał się do nich Zatorski. Za nim pojawił się najmłodszy, a zarazem najwyższy członek kadry nie jaki Bartek Lemański, który nadal miał wrażenie, że to wszystko to tylko piękny sen, z którego zaraz się wybudzi. Doprowadzało to niestety do tego, że próbując się obudzić, dość często poddawał się autodestrukcji, wpadając na różne bliżej nieokreślone przedmioty. Po nim siatkarze zjawiali się już w bliżej nieznanej kolejności, bo po tym jak do środka wpadł Bieniek i chichrający się z niego Kubiak, Drzyzga, Wrona i Kłos, do hali w kroczył także cały sztab.
  Fabio – Dzik szturchnął, rozgrzewającego się obok niego kolegę. – to nie jest ta kobitka co nam Matiego kazała wyciągać.
Fabian coś tam chciał odpowiedzieć, ale przeszkodził mu w tym Stephane, który przekonany, że na trening dotarli już wszyscy zawodnicy, poprosił wszystkich o uwagę.
– To jest Zofia Krasicka, oficjalnie zastępca kierownika.
– A nieoficjalnie? – zapytał inteligentnie Piotrek Nowakowski, czym wywołał u swoich kolegów niepohamowany atak śmiechu.
– Nieoficjalnie, panie…
– Nowakowski. Piotr Nowakowski.
– Tak więc, panie Piotrze, nieoficjalnie jestem tu w celu pilnowania byście nie wysadzili niczego w powietrze, nie wysłali nikogo na drugą stronę i ogólnie zachowywali jako tako normalnie – wyjaśniła spokojnie Zofia po czym spojrzała na siatkarzy, przyglądając się ich reakcji.
Reakcje były różne. Słynny Muratore tylko wzruszył ramionami po czym wrócił do obmyślania szczegółów programu ochrony swoich butów. Siedzący za nim Rafał Buszek, zaczął głośno powtarzać, że on już dawno stwierdził, że ta drużyna to jeden wielki teatrzyk komediowy, ale wtedy nikt go nie słuchał. Za to kilku inny zawodników stwierdziło, że zasypywanie swojej nowej niańki tysiącami pytań to idealny sposób na powitanie jej w siatkarskiej rodzinie. Na niektóre z nich kobieta odpowiadała, inne kwitowała tylko cierpkim uśmiechem. W taki właśnie sposób siatkarze dowiedzieli się gdzie wcześniej pracowała, kto ją tu tak naprawdę wciągnął, a także, że podczas mistrzostw Europu w 2009 miała okazję użerać się z reprezentacją Francji.
Najciekawsza była reakcja Bartka Kurka. Głównie dlatego, że jej było. A nie był jej dlatego, że Kurek w ogóle się na hali nie pojawił.
– Spokój! – zarządził Stephane, kiedy zauważył, że kogoś brakuje. – Gdzie Bartek?
Zawodnicy wymienili zdziwione spojrzenia.  Paru już nawet zbierało się do odpowiedzi, ale przerwał im gwałtowny wstrząs całego otoczenia.
Całą Spałe nawiedziło trzęsienie ziemi.


Mamy więc rozdział pierwszy! Zwykle pierwsze rozdziały mi nie wychodzą, w tym wypadku wyjątku nie ma, uważam, że mogło być zdecydowanie lepiej.
Dobrze mi się pisze o chłopakach i Zośce. Myślę, ze może to być moje pierwsze od dawna opowiadanie w którym rozdziały naprawdę będę dodawać w miarę regularnie. 
Chyba, że porwą mnie kosmici.
Wtedy może być z tym problem.

2 komentarze:

  1. Omg!! Jestem ciekawa co wusadzil w powietrze Bartek !! :O

    OdpowiedzUsuń
  2. Dżizaz, co tam się dzieje? Co ten Siurak nawywijał? On coś w powietrze wysadził? Wywołał trzęsienie ziemi?
    No bardzo fajne mają tam zabawy.
    Jestem ciekawa, jakie będą następstwa tego trzęsienia ziemi, u mnie skończyło się na otępieniu, zaniku pamięci i wizycie w psychiatryku.
    A, nie, Zosia twierdzi, że w psychiatryku nie wyląduje, więc to odpada. :D

    Bełchatowskim papużkom nierozłączkom to bym nogi z dupy powyrywała za pomysły typu zamykanie Bienia na balkonie. Biedactwo, chcieli konkurencję wyeliminować!
    Leman w kadrze? Faaajnie. :D

    A moja ulubiona gwiazdunia miała mądre pytanie, więc co się z niego, kurde, te złośliwce śmieją? :<

    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń