środa, 23 marca 2016

Rozdział 3

 Nadal nie wierzę, że dałem się w to wrobić.
 A podobna ja jestem ten od narzekania.
 Siedzę w starym, rozklekotanym busie, jadę po jeszcze starszych, dziurawych drogach, a siedząca obok mnie staruszka, trzyma na kolanach kurę, która zaraz wydłubie mi oczy. I ja mam nie narzekać!
 Spokojnie Greg, zaraz dojedziemy.
 No mam taką nadzieję.
***
Kolejny dzień nie przyniósł niczego nowego. Do Spały przybyła banda geologów czy innych naukowców w białych kitlach, by z zacięciem badać dziwne trzęsienie ziemi jakie wystąpiło na terenie tej miejscowości, ale nie przeszkadzali oni za bardzo siatkarzom. Co najwyżej mieli pecha i napatoczyli się na tor lotu piłki/buta/jakiejkolwiek innej rzeczy i oberwali w swe inteligentne łepetyny.
Był wieczór i trenerzy siedzieli sobie spokojnie na tarasie przed ośrodkiem, przeglądając statystyki Amerykanów. Słońce świeciło, ptaszki śpiewały, panował ogólnie pojęty spokój. Co było wyjątkowo dziwne w ośrodku wypełnionym dwumetrowymi dziećmi.
 Jak myślisz – zaczął niepewnie Stephane – dobrze zrobiliśmy ściągając tu Zośkę?
 A co innego mogliśmy zrobić – prychnął Philippe. – Sam widziałeś jak to wygląda. Potrzebowaliśmy kogoś kto będzie wstanie zająć się tymi wszystkimi pobocznymi rzeczami i nam pozostawi już tylko trenowanie tej bandy. 
  Chyba masz racje – mruknął Antiga. Coś mu jednak nie pasowała. Jakieś dziwne przeczucie, że to co dzieje się w Spale ma jakiś związek z jego przyjaciółką. Nie jest wywołane jej pobytem tutaj, ale w jakiś sposób powiązane z tym co na co dzień robi Zofia.
W tym momencie rozdzwonił się telefon Blaina. Drugi trener rzucił okiem na wyświetlacz i zmarszczył czoło, zdziwiony tym co zobaczył, a następnie oddalił się by w spokoju porozmawiać.
Stephane wrócił do przeglądania notatek, ale jakoś nie mógł się skupić nad tym co czyta. Jego wzrok bez przerwy uciekał w stronę gęstego lasu, biegnącego wzdłuż drogi. Lasu, z którego wyszło dwóch mężczyzn, wyglądających jak siedem nieszczęść i kłócących się zażarcie po angielsku. Choć widział ich może ze dwa razy w życiu, to bez trudu rozpoznał przyjaciół Zośki.
 Mówiłem ci żeby wynająć taksówkę to nie, pójdziemy na piechotę – narzekała ten niższy.
 Sherlock Holmes? Greg Lestrade?    zapytał, podnosząc się gwałtownie. 
 Ta… to my – odpowiedział Holmes, strzepując  z płaszcza zielone igły. – A ty jesteś… Simone? 
 Stephane.
 No właśnie Sebastian – Stojący obok Greg wzniósł oczy ku niebu i złożył ręce w proszącym geście. – jest tu może w tej całej Smale, Zofia Krasicka.
 No jest.
Zapadła cisza. Stephane nadal próbował przyswoić dotyczącą gości, a ci czekali na jakiś ruch z jego strony. Wyglądało to niezręcznie i ogólnie dziwnie.
 To ja może po nią pójdę – powiedział w końcu trener po czym ulotnił się z prędkością zagrywki Mariusza Wlazłego.
***
Philippe był bardzo zdziwiony tym, że dzwoni do niego jego własny syn. Pierre doskonale wiedział, że kiedy jego ojciec jest w Spale nie należy mu przeszkadzać, tylko cierpliwie czekać aż sam zadzwoni.  Dlatego właśnie Blain odbierał telefon z bardzo niepewną miną.
 Kiedy możemy się spotkać? – zaczął bez żadnych wstępów Pierre.
 Może najpierw powiesz co się stało?
 To nie jest rozmowa na telefon.   Jego głos był bardzo niepewny, oddychał płytko, a trener mógł wyczuć, że chłopak jest podenerwowany. – Powiedzmy, że odkryłem coś co ma związek z Arsenè i  tą katastrofą.
 Co? – Philippe zamarł. Nie mógł uwierzyć w to co słyszy. Przed oczami znów pojawiły się obrazy, które prześladowały go we snach od przeszło piętnastu lat.  Widział, spadający na jedną z nowojorskich dzielnic, samolot, profesora Sandersa, który ze łzami w oczach przekazywał mu wiadomość o śmierci starszego syna, zapłakaną twarz dwunastoletniego Pierre.
 Za pięć dni wyjeżdżamy do Krakowa – powiedział szybko, co raz bardziej zdenerwowany.
 Będę. – Rozłączył się.
***
Wieczorem siatkarze mają wolne i tak naprawdę pracuje tylko sztab. Zosia, która do sztabu się formalnie zaliczała, a swoją pracę opierała na rozmowie, postanowiła spędzić ten czas na dokładnym zapoznaniem się z tematem dziwnych zachowań zawodników. Zaczęła od kogoś w miarę ogarniętego i w taki właśnie sposób wylądowała w pokoju Możdżonka, grając z nim w szachy.
 Powiedz mi – zaczęła, przesuwając jednego ze swoich pionów – od dawna macie problem z takimi akcjami, czy to zaczęło się dopiero teraz?
Siedziała oparta o szybę balkonowych drzwi, a Marcin położył się na podłodze co sprawiało, że jego stopy stykały się z powierzchnią dzrwi.
 Kiedyś też się zdarzały. – Wzruszył ramionami. – Ale jakoś było ich mniej. I skupiały się wokół Igły.
 Igły? Znaczy się Krzyśka Ignaczaka.
 Tak, o niego mi chodzi. – Zbił jednego z pionów kobiety, na co ona zareagowała cichym prychnięciem. – Był jak taki piorunochron. Przyciągał różne dziwne zjawiska i my mieliśmy spokój.
 A teraz go nie ma – mruknęła do siebie Zośka. Marcin pokiwał głową po czym wrócił do sytuacji na planszy.
 Ja też mam do ciebie pytanie – odezwał się po parunastu minutach – Od dawna znasz Stephana?
 Od jakiś trzydziestu lat – odpowiedziała spokojnie. – Znam go dłużej niż jego własna żona – zaśmiała się, widząc jak Marcin zastyga z wieżą w ręce.
 Jak?
 Urodziłam się w Paryżu. Był moim sąsiadem i miał siostrę w moim wieku. Wiesz o co chodzi. Przyjaciółki na zawsze, dzielenie jednej ławki przez ponad dziesięć lat, przechodzenie do pokoju tej drugiej po gałęzi drzewa. Tak naprawdę jedyne czym się różniłyśmy to to, że ja zostałam śledczym w Scotland Yardzie, a ona naukowcem. A przy okazji narodziła się też przyjaźń między mną i Stefanem.
 Stephane ma siostrę?
 Miał. – Zosia spochmurniała. Nie lubiła wracać do tego wszystkiego, zbyt wiele nieprzyjemnych wspomnień wiązało się z tamtym okresem. Wiedziała jednak, że prędzej czy później będzie musiała opowiedzieć wszystko Możdżonkowi, bo ten nie da jej spokoju. Wolała to mieć za sobą.
–  Haveline zginęła w katastrofie lotniczej siedem lat temu. Wracała z Rio, z jakiegoś kongresu. Samolot spadł na środku Atlantyku, jej ciała nigdy nie znaleziono.
Marcin milczał, przetwarzał informacje. Zosia była mu za to wdzięczna. Nie miała ochoty roztrząsać tego co było, zrobiła to dawno temu, choć nie było to łatwe. Suche fakty – tyle jej wystarczało.
W tym momencie drzwi do pokoju otworzyły się z hukiem i do środka wpadł Antiga. Wpadł dosłownie bo potknął się o długaśne nogi środkowego i wymachując chaotycznie nogami, zaliczył glebę.
 Nie wiedziałam, że znasz takie słownictwo – zaśmiała się po francusku Zosia, kiedy z ust trenera poleciała wiązanka przekleństw.
 A weź, siedź cicho – odburknął w tym samy języku Stephane, po czym przeszedł na polski, by jego zawodnik przestał patrzeć na nich jak na kosmitów. – Nie wiem co zmalowałaś, ale na dole czekają na ciebie twoi kumple z Scotland Yardu.
Zośka zmięła w ustach przekleństwo po czym mrucząc pod nosem różnorakie, mało pozytywne epitety, wybiegła z pokoju, a obydwaj mężczyźni podążyli za nią.
 Co wy tu do jasnej… O. Mój. Boże. – Miała zamiar nawrzeszczeć na Sherlocka i Grega, ale to co zobaczyła sprawiło, że momentalnie zmienia zamiary. Jej przyjaciele stali tyłem do ośrodka, wpatrując się w lecące po niebie dwa helikoptery. W powietrze wzbiły się tumany kurzu, a niemiłosierny huk wręcz rozsadzał bębenki.
 Co to ma znaczyć? – zapytał Blain, próbując przekrzyczeć ryk silników. Zosia chciała coś odpowiedzieć, ale w tej samej chwili z dysz w podłogach pojazdów zaczął się wydobywać gęsty, drażniący dym. Cała szóstka zaczęła się krztusić, tracić oddech i możliwość racjonalnego myślenia.
Ostatnie co widziała Zofia było przerażone spojrzenie Stephana – potem straciła przytomność. 

 Mamy więc rozdział trzeci. Nie ma w nim zbyt dużo siatkarzy, ale obiecuję, że już w następnym będzie ich więcej. Dodatkowo w tej części jest  pojawia się parę faktów z przeszłości. Są one ważne dla późniejszej akcji - ja ogólnie staram się nie podawać nie przydatych informacji. 
Mam nadzieję, ze rozdział się podobał.
Violin

3 komentarze:

  1. Jest interesująco. Zobaczymy co będzie dalej. Powodzenia.

    OdpowiedzUsuń
  2. :OOO oby ten dym to nic poważnego :O nie spodziewałam si ze do Philippe'a zadzwoni syn. :O mega rozdział czekam na nexta! ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Co tu się wyprawia? Oo
    Nadrobiłam te trzy rozdziały i rozmyślam, o co w tym wszystkim chodzi. Pod prologiem wspomniałam o tym, że może to całe zamieszanie jest sprawką Moriartego, ale raczej pisałam to w żartach niż poważnie tak myślałam. Ale teraz, po drugim rozdziale, zmieniam swoje podejście. Jestem niemal przekonana, że wszystko jest jego winą! W innym przypadku, jego imię i nazwa 'Spała' nie pojawiłyby się w jednym zdaniu xD
    Tak czy inaczej, uwielbiam to opowiadanie. Zachowania siatkarzy są takie w przedszkolnym stylu, dziecięce, cyrkowe... Urocze :3 Akcja Karolla i Andrzeja mnie urzekła. Zamknięcie Bienia na balkonie to taki dojrzały żarcik.
    A oprócz tego Kurek. Uważam, że jest tak ważną postacią ostatnich rozdziałów, że aż poświęcę mu cały akapit. Wszyscy uważają go za głupiego i nie rozumieją, jak on mógł walnąć w rurę i znaleźć się zniknąd w piwnicy. Ale tak prawdę powiedziawszy, on odkrył ważną wskazówkę w sprawie spalskiego zamieszania. Gdyby nie jego głupota, pomieszczenie z 'antycznymi' komputerami zapewne nigdy (a przynajmniej nie tak szybko) nie zostałoby odnalezione.
    Holmes w Spale to takie śmieszne zjawisko xD Szczególnie komiczne zważywszy na trasę, jaką pokonał, aby się w niej znaleźć. Jesteś geniuszem (moim miszczem), jeśli chodzi o pisanie tak zabawnych scen.
    Ciekawi mnie przeszłość obu trenerów. Z tego, co zrozumiałam (mogłam oczywiście coś źle odczytać) Antiga stracił siostrę w katastrofie lotniczej, z kolei Blain - syna. Czy to przypadek? Nie sądzę!
    Nie sądzę, aby akurat z tą sprawą (sprawami) Moriarty miał coś wspólnego, choć kto wie?
    Czekam na ciąg dalszy!
    Pozdrawiam :*
    I przepraszam za przerwy czasowe, z jakimi będę się tu pojawiać. Nie potrafię i nie mogę być regularnym komentatorem, niestety.
    zostan-z-nami.blogspot.com
    PS. Dziękuję za nominację do LA. Wkrótce (to pojęcie względne) zapewne pojawi się jakaś moja odpowiedź :3

    OdpowiedzUsuń