poniedziałek, 8 sierpnia 2016

Rozdział 26

– Proszę… obudź się… nie zostawiaj mnie samego... tato…

Czyjś głos przedarł się przez mgłę, która otaczała Philippa. Blain gwałtownie wrócił do rzeczywistości. Zniknęła Caroline, zniknął Arsene. Otaczała go tylko ciemność, głęboka, niekończąca się czerń. Nie był wstanie powiedzieć co się dzieje.

– Nie zostawiaj mnie samego…

Pierre…

Słyszał go wyraźnie. Chciał coś zrobić, dać mu jakiś znak, że słyszy, że żyje. Nie mógł jednak nic zrobić. Z trudem oddychał, jego serce ledwo biło. Nie miał siły, by choćby delikatnie uchylić powieki. Za każdym razem gdy próbował, przytłaczała go ogromna siła. Nie potrafił jej pokonać.

– Tato…

Musiał dać radę. Musiał żyć. Nie mógł zostawić syna. Nie teraz, nie w tym momencie. Caroline nigdy by mu nie wybaczyła, gdyby od tak po prostu go opuścił. I choć było to przerażająco trudne, to zebrał resztę sił i powoli uchylił powieki.

Proszę…

Obraz był rozmazany, ale widział go, widział syna. Spokój spłynął na Philippa, gdy zobaczył, że Pierre jest cały, że żyje. Tego potrzebował.

Jednak wysiłek, który wykonał był ogromna. Nie byłą wstanie już dłużej wytrzymać. Znów zamknął oczy, a wokół zapadła ciemność. Była to ta okropna ciemność, z której nie mógł się wydostać. Starał się, ale nic to nie dało.

Żył jeszcze, ale otaczała go ciemność.

***

– Tato… – Pierre nie mógł uwierzyć w to co się dzieje. Było to tak straszne, tak okropne, że nie jego umysł po prostu tego nie akceptował.

Jednak nagle powieki mężczyzny uchyliły się nie znacznie. To był jeden, drobny ruch, ale sprawił on, że nadzieja znów wstąpiła w serce chłopaka. Niepewnie chwycił dłoń ojca, by sprawdzić puls. Choć był on słaby, ledwo wyczuwalny, to jednak był.

Philippe żył.

Pierre usiadł gwałtownie i odetchnął z ulgą. Karol i Artur rzucili się sobie w ramiona, z radością przyswajając tę wiadomość. Stephane kręcił głową z niedowierzeniem, jednocześnie dziękując opatrzności za ten cud.

Nagle drzwi do celi znów się otworzyły, a do środka wszedł Edward i dwóch jego agentów.

– Musimy się pospieszyć – zakomunikował po szybki zanalizowaniu sytuacji. – Zaraz mogą pojawić się kolejni ludzie Omegi.

– A notatnik? – wychrypiał cicho Pierre. Nie mógł pozwolić, by przedmiot, przez którego jego ojciec prawie zginął, trafił w ręce złoczyńców.

Edward uśmiechnął się i wyciągnął zza pasa nieduży przedmiot.

– Jest bezpieczny – powiedział. Następnie machnął ręką na swoich ludzi, a ty delikatnie podnieśli Philippa. Następnie jak najszybciej opuścili budynek.

Na płycie starego lotniska stały już dwa helikoptery M.I.6. Wsiedli do jednego nich, a starszego Blaina przejął lekarz agencji. Powoli zaczęli wznosić się w powietrze.

Kiedy oddalali się od ziemi, Pierre poczuł jak nagle cała presja, cały stres znika. Adrenalina, która dodawała mu energii, nagle zniknęła. Czuł się bardzo, ale to bardzo zmęczony. Obraz przed jego oczami zaczął się powoli rozmywać.

Stracił przytomność.

***

Zosia była zdenerwowana. Zostawiła Grega i Sherlocka z wszystkimi dowodami i jak najszybciej udała się do Kalingradu. Musiała na własne oczy zobaczyć jak miewa się Philippe, a także pozostali. Strasznie się o nich martwiła, a we Francji nie mógł jej zatrzymać nawet znaleziony dziennik.

Dzięki Scotland Yardowi, już zaledwie po dwóch godzinach przemierzała korytarze rosyjskiego szpitala.

– Zosia… – Stephane poderwał się gwałtownie z plastikowego krzesełka. – Przyjechałaś jednak – szepnął, przytulając ją mocno.

– Musiałam – odpowiedziała. – Co z Philippem? – zapytała niepewnie. Na razie nie poruszała tematu tego co znalazła we Francji, nie to było teraz ważne.

– Nie wiem – westchnął Antiga. – Nie chcą mi nic powiedzieć.

– Zaraz to załatwię – Kobieta powoli pokiwała głową. – A chłopaki? – rozejrzała się, szukając siatkarzy.

– Wysłałem ich do hotelu. Są przemęczeni – wyjaśnił.

– Ty też powinieneś odpocząć – mruknęła zmartwiona. Mężczyzna tylko pokręcił głową, ale nie mógł zaprzeczyć, że czuł się fatalnie. Był blady, miał podkrążone oczy i ledwo trzymał się na nogach. Resztkami sił powstrzymywał się przed zaśnięciem na krześle.

W tym momencie z jednego pomieszczeń wyszedł jakiś lekarz. Zosia podeszła do niego, pokazała odznakę Scotland Yardu i wyjaśniła po rosyjsku o co jej chodzi. Doktor zaczął szybko wszystko wyjaśniać, pokazywał jakieś karki, na których były wyniki badań i co chwilę ze smutkiem patrzył na drzwi od sali, w której leżał Philippe.

– I co? – zapytał zdenerwowany Stephane, kiedy kobieta skończyła rozmawiać.

– Jest kiepsko – westchnęła Zosia, nie pewnie patrząc na przyjaciela. Miała wrażenie, że jego twarz jeszcze bardziej zbladła. – Jest naprawdę w ciężkim stanie. Nie umrze, ale lekarze nie potrafią stwierdzić czy w ogóle się obudzi.

– Jak to obudzi? – zdumiał się Antiga.

– Normalnie – Polka wzruszyła ramionami. – Jego organizm jest tak osłabiony, że może nigdy nie dojść do siebie.

Przerażony Stephane opadł bezsilnie na krzesło i schował twarz w dłoniach. Philippe był nie tylko jego byłym trenerem, a od dwóch lat współpracownikiem, ale też przyjaciele. Nie dopuszczał do siebie myśli, że kiedykolwiek mogło by mu się stać. Przecież przez ostatnie piętnaście lat, to właśnie Blain był tym silnym, tym, który dawał rady i zawsze wiedział co zrobić.

Bez niego Stephane by sobie nie poradził.

– Najważniejsze jest kilka najbliższych dni – powiedziała cicho Zosia, pokrzepiająco kładąc dłoń na ramieniu przyjaciela. – Lepiej wróć do hotelu i odpocznij – poradziła. – Nic tu więcej nie zrobisz.

Antiga próbował protestować, ale widząc znaczące spojrzenie Zosia, powlókł się do hotelu.

Kobieta za to została w szpitalu, by załatwić jeszcze parę spraw i zaczekać, aż obudzi się Pierre.

Musiała z nim omówić wiele rzeczy.

***

Mimo tego, że był środek nocy nikt nie spał. Wiadomość o tym w jakim stanie jest Philippe, zawodnicy przyjęli w różny sposób. Dawid ze złości prawie rozwalił stolik, gdy uderzył pięścią w blat. Rafał Buszek siedział na podłodze i bez przerwy powtarzał „O, Boże, o, Boże.”. Za to Mateusz Mika leżał na swoim łóżku i tępo wpatrywał się w sufit.

Karol i Artur siedzieli w pokoju u Szalpuka i po raz setny opowiadali co ich spotkało. Wcześniej zostali przesłuchani przez agentów M.I.6, a potem dodatkowo przepytani przez swoich kolegów. Tym razem ich słuchaczami był Kurek, Zator i analizując wszystko Możdżonek.

– Czyli wrypaliśmy się w jeszcze większe bagno – podsumował Marcin.

– Dokładnie – Kłos pokiwał głową. – I nie bardzo możemy cokolwiek z tym zrobić – dodał zrezygnowany.

– To też prawda – westchnął Marcin. – Na razie musimy czekać – stwierdził. – Rozjedziemy się do domów, a jak stan Philippa się polepszy, to Zosia nas o tym poinformuje.

– Myślisz, że on… że on się obudzi? – zapytał niepewnie Artur.

– Musi – powiedział stanowczo środkowy – w końcu za tydzień gramy w Łodzi.

Szalpuk chciał coś jeszcze powiedzieć, ale w tym momencie usłyszeli czyjś przeraźliwy wrzask. Jak burza całą piątką wybiegli na balkon, ledwie się na nim mieszcząc.

– Muzaj, co ty odstawiasz?! – wykrzyknął przerażony Karol, widząc, że młody atakując wisi za gacie na belce, na której przed hotelem wisiała flaga rosyjska.

– Z balkonu spadłem! – odkrzyknął chłopak. – Jakbym tu nie utkwił, to byłby ze mnie naleśnik! I jeszcze ma szanse być, bo zaraz moje spodnie stracą swoje magiczne właściwości.

– I co z tym zrobimy? – zapytał Paweł.

Marcin zamyślił się na dokładnie sześć sekund.

– Weźcie tyle materacy ile możecie – nakazał. – Karol znajdź jakąś linę i przyprowadź do mnie Bartka i Dawida, będą mi potrzebni.

Chłopaki szybko zabrali się do pracy i wciągu kilku minut, pod Maćkiem wyrósł spory stos materacy. Marcin zrzucił mu linę, którą atakujący sprytnie się obwiązał po czym Bartek, Marcin i Dawid, ostrożnie odhaczyli go od belki i spuścili go powoli na ziemię.

– Wiesz co – zaczął Karol do Marcina, kiedy już było po wszystkim – może i wpakowaliśmy się w niezłe bagno, ale prawda jest taka, że my sami w nie weszliśmy. W momencie, w którym zdecydowaliśmy się zostać siatkarzami.


Przedstawiam wam kolejny rozdział. Według mnie jest on dość nijaki, tak naprawdę nie miałam na niego żadnego konkretnego pomysłu, napiszcie co o nim sądzicie i pamiętajcie, że każdy komentarz to ogromna motywacja.
jak już wspominałam na innych blogach, w środę wyjeżdżam i wracam dopiero dwudziestego trzeciego, więc rozdział pojawi się najwcześniej dwudziestego czwartego.
Pozdrawiam
Violin

Ps Drobny dopisek. Jestem właśnie po przeczytaniu artykułu o siatkarzach w Newsweeku. Autor wspomina tam o blogu z opowiadaniem o Bartku Kurku, mówiąc, że jeśli sportowcy mają fanki to Bartek ma nawet psychofankę ( czyli dziewczynę, która prowadzi tego bloga).
Mam wrażenie, że autor nie zgłębił dokładnie tematu i nie ma pojęcia, że takich blogów ( zresztą nie tylko o Bartku), jest kilkaset, jeśli nie kilka tysięcy.

7 komentarzy:

  1. Bardzo mi się podoba. Początek jest świetny. Mam nadzieję, że Philippe będzie cały i zdrowy, bo nie wyobrażam sobie naszej kadry bez niego.
    Uwielbiam Cię za to, że nawet w takim stosunkowo smutnym rozdziale, potrafiłaś wpleść humorystyczny element. I tak Muzaj zawisnął w powietrzu. :D Czytając to opowiadanie nigdy nie można się nudzić. Porwania, tajemnicze bazy, no i setki tarapatów, w które wpadają siatkarze. Mega podobała mi się ostatnia wypowiedź Karola i jest ona idealną puentą tego rozdziału. :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Woo podesłałabyś linka do newsweeka? Z chęcią bym przeczytała artykuł. Jak będę miała czas to ogarnę komentarz odnośnie rozdziału.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tylko czekać do 23 :) było nieźle
    Pozdrawiam i życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapraszam do siebie. ;)
    http://the-world-of-volleyball.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Dawno mnie tu nie było, ale nadrabiam zaległości :D Świetny rozdział! Z niecierpliwością czekam na kolejny ^_^ a w wolnej chwili zapraszam do mnie http://involleyworld.blogspot.com/
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  6. W wolnej chwili zapraszam do siebie :)
    http://the-world-of-volleyball.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń