Jeśli chodzi o pozostałe blogi to
kończę rozdział na Enigmę Uczuć, nie zaczęłam jeszcze rozdziału na Without you…,
a nad częścią na Amelkę muszę się poważnie zastanowić bo jest ona trudna do
napisania.
Przypominam o moim nowym blogu „Szalona Violin i świat”
Napiszcie w komentarzu co myślicie
o tym rozdziale jak podoba wam się końcówka.
Pozdrawiam
Violin
Oskar chodził w kółko po swoim
pokoju. Denerwował się, cholernie się denerwował. Minęły cztery godziny od
kiedy otrzymał wiadomość od Artura, a oni nadal nie mieli żadnych wieści z
„frontu”.
– Usiądź, bo zaraz dziurę w
podłodze wychodzisz – powiedział Robert, drugi statystyk, podnosząc wzrok znad
czytanej książki.
– Martwię się o nich, nie mogę? –
żachnął się Kaczmarczyk. – Zresztą i tak nie mógłbym się na niczym skupić.
Robert przewrócił oczami, z
hukiem zamknął książkę i westchnął zrezygnowany.
– Nic nie możemy zrobić – mruknął
– Chyba, że wiesz gdzie są i zamierzasz ich uwolnić? – zapytał ironicznie.
– Nie – westchnął Oskar, opadając
na krzesło. – Ale nie potrafię tak siedzieć bezczynnie i nic nie robić.
– Możesz iść pograć z chłopakami
w karty – zaproponował bez większego przekonania Robert. – Sorry, ale na razie
możemy tylko czekać.
***
Mimo niepokojących wieści z
Kalingradu, Zosia nie przerwała swojej misji, pozostawiając los reprezentacji w
rękach zaufanych ludzi z M.I.6. Sama za to pojawiła się w Paryżu w rodzinnym
domu Stephana, gdzie na strychu znajdowały się rzeczy Haveline.
Starsi państwo Antiga, a zarazem
jej byli opiekunowie, przyjęli ją z otwartymi ramionami, nie zważając na to jak
późno jest pora i że Zosia pojawiła się w ich domu w sprawach służbowych.
Pozwolili całej trójce pracować w spokoju i jedynie pani domu wcisnęła
Sherlockowi talerz pełny ciasteczek, twierdząc, że detektyw jest zdecydowanie
zbyt blady.
Zośka doskonale wiedziała czego
szuka. Od razu zabrała się do przeszukiwania pudeł z książkami i zeszytami. Z
triumfem wyłowiła ze sterty powieści dwa notatniki oklejone niebieskim
papierem.
– To pamiętniki Hav –
powiedziała, podając znaleziska Gregowi. Ten otworzył jeden z nich, chcąc
zacząć czytać, ale zdał sobie sprawę, że po francusku nie rozumie ani słowa.
– Będziesz musiała potem je
przeglądnąć – Odłożył zeszyty na ziemię. – Jest tam coś jeszcze ciekawego? –
zapytał, zaglądając do pudła.
Zosia zaczęła wyciągać kolejne
książki, szukając czegoś ciekawego. W pewnym momencie w jej ręce trafił gruby,
oprawiony w skórę, notatnik. Zmarszczyła czoło ze zdziwieniem; Haveline nie
lubiła skóry i wszystkie swoje skoroszyty obklejała kolorową tekturą.
Otworzyła zeszyt na pierwszej
stronie i aż wydała z siebie okrzyk zdumienia. Na biały papierze, czarnym
atramentem zostało wykaligrafowane imię i nazwisko właściciela.
– Arsene Blain – przeczytała,
nadal nie wierząc w to co widzi. Odwróciła się do równie zszokowanego Lestrada
i nie poruszonego niczym Holmesa.
– Tak myślałem – mruknął. – Znaleźliśmy
to czego szukaliśmy.
***
Stephane siedział ukryty za
wrakiem samolotu i razem z Arturem i Karolem, czekał. Tak naprawdę nie wiedział
na co czekają, ale nie byli na razie wstanie wymyśleć jak przedostać się do
środka budynku.
Ze złością uderzył pięścią w
ziemię. Nie cierpiał takiej bezsilności, niemożności zrobienia czegokolwiek.
Szczególnie, że cała ta sytuacja dotyczyła Philippa, jego przyjaciela i osoby,
na której zawsze mógł polegać. Antiga wiedział doskonale, że gdyby to on
znalazł się w takiej sytuacji, Blain także natychmiast rzuciłby wszystko by go
ratować.
Nagle nad ich głowami rozległ się
odgłos, zbliżającego się helikoptera. Skulili się pod samolotem, przekonani, że
to Omega. Tak samo sądzili strażnicy, którzy nawet nie zwrócili uwagi na
przelatujący pojazd.
Jednak helikopter zaczął krążyć
nad ich głowami, a w końcu, ku ich zdziwieniu, zawisł w powietrzu, wbijać wokół
tumany kurzu. Drzwi otworzyły się, a na ziemie zostały spuszczony cztery liny,
po których zsunęli się ludzie w kamizelkach kuloodpornych, hełmach i
noktowizorach.
Wybuchł chaos. Strażnicy
strzelali do najeźdźców, ale nic to nie dało, bo szybko padali martwi lub
ranni, pod wpływem kul nieprzyjaciela. Stephane i siatkarze skulili się pod
wrakiem, próbując odciąć się od kakofonii dźwięków. Wokół nich śmigały kule,
słychać było pokrzykiwania w różnych językach.
W pewnym momencie zauważył ich
jeden z najeźdźców.
– Siatkarze? – zapytał,
przekrzykując huk.
Pokiwali powoli głowami,
podnosząc się ostrożnie, tak by nie oberwać kulką. Mężczyzna podszedł bliżej,
opuszczając broń.
– Edward Dixon–Haliday, M.I.6 –
przedstawił się, pokazując odznakę. – Mamy wejść do środka, odbić waszego kolegę
i znaleźć notatnik – wyjaśnił. Następnie odwrócił się by zobaczyć jak wygląda
sytuacja. Gdy stwierdził, że jego ludzie poradzili sobie z strażnikami, pobiegł
w stronę budynku.
Stephane nie zastanawiał się nad
tym co robi. Ruszył za agentem, nie zważając na to, że w środku będą czekać
kolejni żołnierze Omegi. W tamtym momencie liczyło się tylko życie Philippa i
zupełnie nie dochodziły do niego krzyki chłopaków czy funkcjonariuszy wywiadów,
którzy chyba kazali mu zostać na miejscu i się nie ruszał.
Wbiegł do bazy, a za nim Karol i
Artur, którzy nie chcieli zostawić trenera samego. W trójką podążali wąskimi
korytarzami, a przed nimi biegł Edward i czterech jego agentów. Wydawali się
wiedzieć dokąd podążają, bo szli pewnie przed siebie, tyko co pewien czas
unieszkodliwiając kolejnych przeciwników.
W końcu dotarli do czegoś co
musiało być laboratorium Omegi. W ogromnej, dwupoziomowej sali, wypełnionej
komputerami, pełno było uzbrojonych przeciwników. Wśród nich, Stephane ostrzegł
znajomą twarz. Pierre Blain siedział przy jednym z biurek i zgarbiony, pisał
coś na kartce. Nad nim stało trzech żołnierzy, pilnujących by chłopak nie
uciekł.
Nigdzie jednak nie było Philippa.
Gdy tylko pojawili się w
pomieszczeniu. Otworzono ogień. Antiga i siatkarze padli na ziemię, by nie
oberwać zabłąkaną kulą. Obok nich upadali kolejni przeciwnicy, którzy byli
kompletnie zaskoczeni tym co się działo.
W końcu i ci pilnujący młodego
Blaina, zostali zlikwidowani. Chłopak poderwał się gwałtownie, ale zaraz
schylił się, unikając kuli.
– Mój tata! – krzyknął po
francusku, widząc Stephana, a następnie odwrócił się i przemykając między
biurkami, wbiegł do jednego z korytarzy.
Antiga i siatkarze pognali za
nim.
Biegli ciemnymi korytarzami,
które powoli opadały w dół. Z jakiegoś powodu po drodze nie spotkali żadnego
strażnika, nikt ich nie powstrzymał. Nic nie mówili, słychać było tylko ich
przytłumione oddechy.
Schodzili coraz niżej i niżej,
mijając kolejne poziomy. W końcu dotarli do wąskiego, wilgotnego korytarza, w
którym pachniało stęchlizną i śmiercią.
– To lochy – wytłumaczył cicho
Pierre, wskazując na rząd stalowych drzwi. – Tu trzymają więźniów.
Zaczęli powoli iść do przodu,
zaglądając do poszczególnych cel. Wszystkie były puste, nie licząc
przemykających po kątach szczurów. Dopiero na samym końcu, trafili na zamkniętą
celę. Pierre z drżącym sercem nacisnął powoli metalową klamkę.
Ku ich zdziwieniu cela nie była
zaryglowana.
Otworzyli drzwi, a do środka
wpadło słabe światło.
– Tato! – krzyknął Pierre, widząc
swojego ojca, leżącego bez życia na ziemi. – Nie, nie, nie, nie! – Padł na
kolana obok ciała i zdesperowany próbował obudzić Philippa. – Nie możesz
umrzeć, słyszysz! Nie możesz!
Stojący z tyłu Stephane osunął
się na ziemię i schował twarz w dłoniach. Nie udało im się, nie zdążyli.
Karol i Artur patrzyli na całą sytuację nie przyjmując do wiadomości tego co
się dzieje. To było dla nich za trudne, zbyt bolesne.
–Tato… – Pierre oparł głowę na
piersi ojca i załkał boleśnie. – Proszę… obudź się… nie zostawiaj mnie samego...
tato…
świetny. Mam nadzieję, że przyjaciel Antigii żyje.
OdpowiedzUsuńKolejny świetny rozdział. Jest taki tajemniczy, świetnie się go czytało. Końcówka jest po prostu cudowna! Bardzo, bardzo w Twoich rozdziałach podobają mi się głębokie, smutne sceny, bo genialnie je opisujesz. Mam wrażenie, jakbym całą ostatnią scenę oglądała na żywo. Z wielką niecierpliwością czekam na kolejną część. Mam ogromną nadzieję, że Blain nie umrze, bo szczerze mówiąc, nie wyobrażam sobie bez niego naszej kadry. Ale co z nim zrobisz, to już Twoja decyzja ;)
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam.
Bardzo się podoba. Końcówka jest piękna i wzruszająca <3
OdpowiedzUsuńZapraszam :)
OdpowiedzUsuńhttp://the-world-of-volleyball.blogspot.com/
Dobrze się czytało, aczkolwiek nie jestem zadowolona z tego co sie stało... Będę teraz się martwić i myśleć ciągle jak to będzie dalej.. :( mam nadzieję, że nasz trener zapadł w śpiączkę lub cokolwiek innego bo no.. No bez niego to nie to samo :( taki miły, fajny człowiek
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny ;)