piątek, 16 września 2016

Rozdział 30

Poniższy rozdział pisało mi się trudno. Nawet bardzo trudno. Ale go napisałam i włożyłam w niego tyle cierpienia ile się da. Mam nadzieję, że przypadnie wam on do gustu, mimo że jest dość… brutalny.
Napiszcie co o nim sądzicie.
Pozdrawiam
Violin.

Stephanie jak burza wpadła do hotelu. Drogę z Paryża do Nancy pokonała z prędkością wręcz nadświetlną, cały czas modląc się w duchu by informacje od Philippa okazały się błędne.
– Nareszcie jesteś – na widok kobiety drugi trener poderwał się gwałtownie z fotela.
– Szybciej się nie dało – odparła. – Gdzie Stephane?
– U góry, Janek go pilnuję.
– A Zosia?
– Nie mamy z nią kontaktu.
Stephanie zagryzła wargę po czym wyminęła Blaina i nie zważając na jego zdumione okrzyki wbiegła pięto wyżej, gdzie pokoje miała reprezentacja. Wszystkie drzwi były pootwierane, więc z łatwością znalazła odpowiednie pomieszczenie.
Gdy weszła do środka jej serce gwałtownie stanęło. Antiga leżał skulony na łóżku, szepcząc coś bez sensu sam do siebie, a jego ciałem co chwilę wstrząsały drgawki. Był blady jak ściana, usta miał sine, a włosy sklejone od potu.
To był straszny widok.
– Stephane… – opadła na kolana obok męża, a po jej policzkach spłynęły łzy rozpaczy. – Stephane, proszę spójrz na mnie – chwyciła jego twarz w dłonie i zmusiła by spojrzał jej prosto w oczy. – Słyszysz mnie, skarbie? Proszę, powiedz, że słyszysz.
Mężczyzna zamilkł gwałtowni. Przez ułamek sekundy, gdzieś w sercu Stephanie pojawiła się iskierka nadziei, że ukochany ją rozpoznał i rozumie co do niego mówi. Jednak nagle trener, krzyknął z bólu, wbił paznokcie w materac i jak opętany zaczął się miotać się po łóżku.
Do pokoju wpadli Sokal, Blain i Kaczmarczyk. Philippe odciągnął od przyjaciel zszokowaną i przerażoną żonę, a pozostała dwójka przytrzymała go i z trudem napoiła jakimś lekarstwem. To trochę pomogło, bo chwili Stephane trochę się uspokoił. Przestał rzucać się na boki, zamiast tego zwinął się w kłębek, znów zaczął mruczeć do siebie, a ręce położył nad głową, jakby próbując się przed czymś obronić.
W Stephanie zebrała się nie zmierzona rozpacz.
– Od dawna tak się zachowuje? – zapytała drżącym głosem, z trudem patrząc na męża w takim stanie.
– Od jakiejś półtorej godziny. Takie ataki ma co mniej więcej dziesięć minut. Każdy kolejny gorszy od poprzedniego – powiedział Sokal, ze smutkiem kręcąc głową.
– Ile czasu mi zostało?
Mężczyźni wymienili znaczące spojrzenia. Dla nich też odpowiedź na to pytanie była trudna.
– Pół godziny? Godzinę? Nie wiem, teraz trudno to stwierdzić.
Powoli pokiwała głową i bezsilnie usiadła na łóżku obok męża. Delikatnie musnęła palcem czoło trenera, jednocześnie kątem oka zauważając, że pozostali wychodzą, by zostawić ją z nim samą.
– Kochanie – wyszeptała, ostrożnie chwytając drżącą dłoń Stephana. – Ja wiem… ja wiem, że ty mnie słyszysz. Proszę… nie możesz… nie możesz się teraz poddać – załkała. – Wytrzymaj, jeszcze trochę, dasz radę. Timotie i Manoline już nie mogę się doczekać, kiedy przyjedziesz. Musisz dać radę, po prostu musisz. Dla nich – oparła głowę na ramieniu mężczyzny, a jej ciałem wstrząsnął szloch. – Pomyśl, jak się poczują, kiedy umrzesz, jak ja się poczuję. Nie zostawiaj nas, proszę – wyszeptała. –Zresztą nie tylko nas. A chłopaki? Stephane, oni sobie bez ciebie nie poradzą. Gdy szłam do ciebie widziałam jak to wygląda. Już teraz są załamani, a co będzie? – zamilkła, próbując złapać oddech. Przed oczami przeleciały jej wszystkie wspólne chwilę, te dobre i te złe. Przypomniała sobie pierwszy dzień w nowej szkole, kiedy się poznali, pierwszy pocałunek, ślub, narodziny dzieci. Każdy obraz wyrywał część jej duszy, sprawiał, że cierpiała jeszcze bardziej.
– Stephane… kocham cię… – jęknęła – Proszę, nie zostawiaj mnie.
I w tym momencie poczuła delikatny uścisk jego dłoni.
Nie poddał się. Walczył.

***
Ciągnęło go w dół. Jak przez gęstą mgłę słyszał głos Stephanie, ale wykute z bólu łańcuch, nie pozwalały mu na żaden ruch. Próbował z nimi walczyć, wyrwać się, lecz wszelkie jego działania szły na marne. Mógł tylko bezsensownie łudzić się, że pokona otaczającą go ciemność.
Starał dodawać sobie sił, przywołując najlepsze wspomnienia. Miał przed oczami błyszczące oczy żony, uśmiechnięte twarzyczki dzieci, wygrane z chłopakami mecze. Chwytał się czego tylko mógł, byle móc opóźnić swój upadek. Ale to nie wiele dawało.
Nie poddawał się jednak. Póki żył, walczył.
***
Z
osia pędziła przez całą Europę na złamanie karku, cały czas modląc się w duchu by nie było za późno. Jednocześnie przeklinała wszystko dookoła, zaczynając od Omegi, przez Grega, który zdecydowanie za wolno załatwiał jej samolot, na, według niej, za wolno lecącym pilocie kończąc. Stephane umierał, a to całkowicie odbierało jej zdolność racjonalnego myślenia.
Wyjrzała przez okno samolotu i ze smutkiem spojrzała na okryta nocą Francję. Światłą mijanych miast w innych okolicznościach byłyby zapewne pięknym widokiem, ale w tamtym momencie przypominały jej o tym, że z każdym kolejnym kilometrem, mijają cenne minuty, zabierające jej szanse na uratowanie przyjaciela.
Do hotelu dotarła dwie i pół godziny po tym jak odebrała telefon od Roberta. Wiedziała, że jest źle, bo chwilę wcześniej dostała od Janka smsa z nakazem pośpieszenia się. Dlatego też wąskie hotelowe korytarze pokonywała wręcz w biegu, mijając kilku siatkarzy, którzy szybko uskakiwali jej z drogi, by potem patrzeć za nią wzrokiem pełnym nadziei.
Wpadła do pokoju Sokala i od progu powitał ją straszny widok. Oskar i Philippe przytrzymywali szamoczącego się Stephana, który bełkotał coś chaotycznie, próbując sam się podrapać po twarzy. Obok stała zapłakana, przerażona Stephanie, błagalnym głosem prosząca męża by się uspokoił. Janek za to krążył między swoimi szafkami i próbował znaleźć jeszcze jakieś lekarstwo.
Na widok Zosi zamarł po czym wydał z siebie okrzyk ulgi.
– Masz odtrutkę? – zapytał drżącym głosem.
Kobieta szybko wyjęła z torby szczelnie zamkniętą butelkę i podała ją lekarzowi. Ten podszedł do Antigi i starając się być jak najostrożniejszy, podał mu płyn.
Czekali w napięciu.

***
Był głęboko, bardzo głęboko. Nie miał już siły by walczyć. Poddał się, czekał na to co zaraz się stanie. Choć tak strasznie chciał to przezwyciężyć, to nie mógł. Pierwszy raz w życiu naprawdę się poddał, odpuścił.
To bolało.
I wtedy poczuł, że łańcuchy staja się dziwnie lżejsze. Znów zaczął ciągnąć ku górze i choć one nie puszczały, to on nadal płynął do przodu.
Nie poddał się. Walczył.
***

Nagle mięśnie Stephana napięły się, a jego ciało wygięło się łuk. Drżał jak w febrze, z bólu wbijał paznokcie we własne dłonie. Z trudem łapał oddech, krztusił się własną śliną.
Patrzyli na to z przerażeniem. Nie wiedzieli co zrobić, nie tak miało być.
Chwilę potem w potem w pomieszczeniu dało się słyszeć jęk rozpaczy Stephanie i szloch Zosi.
Stephane Antiga wydał z siebie ostatnie tchnienie.

Łańcuchy puściły.

5 komentarzy:

  1. no nie wierze, że to tak się skończy. Mam jednak nadzieję, że wszystko dobrze się zakończy i Antiga będzie dalej ze swoimi chłopakami.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jest genialny i perfekcyjnie napisany. Nie zmieniłabym w nim ani jednego słówka.
    Ta część wzbudziła we mnie ogromne emocje. Moje serce waliło jak oszalałe, na ciele pojawiła się gęsia skórka. Czytałam z wielkim niepokojem o bólu Stephana. Miałam nadzieję, że wszystko zakończy się dobrze. Że Zosia zdąży z odtrutką. Ostatnie zdanie wzbudziło we mnie ogromny niepokój. Nie wiem co o nim myśleć. Z jednej strony wynika z niego, że Stephane umarł. Ale z drugiej strony coś mi mówi, że może jednak to się tak nie skończy. Że coś w ostatniej sekundzie go uratuje. Zobaczymy...
    Muszę przyznać, że nie mogę doczekać się dalszej części. Jeazcze nigdy nie wyczekiwałam kolejnego rozdziału tak bardzo, jak teraz. Działo się wiele: porwania, tajemne bazy i wiele, wiele innych. Teraz jednak stało się coś tak z jednej strony dziwnego, a z drugiej strasznego. Nie wiem, czy wytrzymam me kilka/kilkanaście dni do kolejnego rozdziału. Ale mam nadzieję, że niedługo wszystkiego się dowiemy.
    Wspominałam, że uwielbiam Twój styl pisania? Mówiłam to chyba nie raz, ale powtórzę jeszcze setki razy! Naprawdę podziwiam Cię i Twoje opowiadania!
    Trudny przypadek jest najlepszym opowiadaniem, jakie czytałam. Cieszę się, że trafiłam do Ciebie kilka miesięcy temu. Dziś nie wyobrażam sobie życia bez Twoich opowiadań. Nie wiem, jakbym żyła bez Trudnego przypadku, Amelki, Enigmy uczuć, Without you i Szalonej Violin. Wiem jedno, że moje dni byłyby o wiele bardziej puste i smutne.
    Czekam i ściskam!:)

    OdpowiedzUsuń
  3. O ja pie*****
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  4. Weź się kobieto. Łamiesz mi serce :(

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapraszam do siebie na 10 i 11 :)
    http://the-world-of-volleyball.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń