Poniższy rozdział pisało mi się
trudno. Nawet bardzo trudno. Ale go napisałam i włożyłam w niego tyle
cierpienia ile się da. Mam nadzieję, że przypadnie wam on do gustu, mimo że
jest dość… brutalny.
Napiszcie co o nim sądzicie.
Pozdrawiam
Violin.
Stephanie jak burza wpadła do
hotelu. Drogę z Paryża do Nancy pokonała z prędkością wręcz nadświetlną, cały
czas modląc się w duchu by informacje od Philippa okazały się błędne.
– Nareszcie jesteś – na widok
kobiety drugi trener poderwał się gwałtownie z fotela.
– Szybciej się nie dało –
odparła. – Gdzie Stephane?
– U góry, Janek go pilnuję.
– A Zosia?
– Nie mamy z nią kontaktu.
Stephanie zagryzła wargę po czym wyminęła
Blaina i nie zważając na jego zdumione okrzyki wbiegła pięto wyżej, gdzie
pokoje miała reprezentacja. Wszystkie drzwi były pootwierane, więc z łatwością znalazła
odpowiednie pomieszczenie.
Gdy weszła do środka jej serce
gwałtownie stanęło. Antiga leżał skulony na łóżku, szepcząc coś bez sensu sam do
siebie, a jego ciałem co chwilę wstrząsały drgawki. Był blady jak ściana, usta
miał sine, a włosy sklejone od potu.
To był straszny widok.
– Stephane… – opadła na kolana
obok męża, a po jej policzkach spłynęły łzy rozpaczy. – Stephane, proszę spójrz
na mnie – chwyciła jego twarz w dłonie i zmusiła by spojrzał jej prosto w oczy.
– Słyszysz mnie, skarbie? Proszę, powiedz, że słyszysz.
Mężczyzna zamilkł gwałtowni.
Przez ułamek sekundy, gdzieś w sercu Stephanie pojawiła się iskierka nadziei,
że ukochany ją rozpoznał i rozumie co do niego mówi. Jednak nagle trener,
krzyknął z bólu, wbił paznokcie w materac i jak opętany zaczął się miotać się
po łóżku.
Do pokoju wpadli Sokal, Blain i
Kaczmarczyk. Philippe odciągnął od przyjaciel zszokowaną i przerażoną żonę, a
pozostała dwójka przytrzymała go i z trudem napoiła jakimś lekarstwem. To
trochę pomogło, bo chwili Stephane trochę się uspokoił. Przestał rzucać się na
boki, zamiast tego zwinął się w kłębek, znów zaczął mruczeć do siebie, a ręce
położył nad głową, jakby próbując się przed czymś obronić.
W Stephanie zebrała się nie
zmierzona rozpacz.
– Od dawna tak się zachowuje? –
zapytała drżącym głosem, z trudem patrząc na męża w takim stanie.
– Od jakiejś półtorej godziny.
Takie ataki ma co mniej więcej dziesięć minut. Każdy kolejny gorszy od
poprzedniego – powiedział Sokal, ze smutkiem kręcąc głową.
– Ile czasu mi zostało?
Mężczyźni wymienili znaczące
spojrzenia. Dla nich też odpowiedź na to pytanie była trudna.
– Pół godziny? Godzinę? Nie wiem,
teraz trudno to stwierdzić.
Powoli pokiwała głową i bezsilnie
usiadła na łóżku obok męża. Delikatnie musnęła palcem czoło trenera, jednocześnie
kątem oka zauważając, że pozostali wychodzą, by zostawić ją z nim samą.
– Kochanie – wyszeptała, ostrożnie
chwytając drżącą dłoń Stephana. – Ja wiem… ja wiem, że ty mnie słyszysz. Proszę…
nie możesz… nie możesz się teraz poddać – załkała. – Wytrzymaj, jeszcze trochę,
dasz radę. Timotie i Manoline już nie mogę się doczekać, kiedy przyjedziesz. Musisz
dać radę, po prostu musisz. Dla nich – oparła głowę na ramieniu mężczyzny, a
jej ciałem wstrząsnął szloch. – Pomyśl, jak się poczują, kiedy umrzesz, jak ja
się poczuję. Nie zostawiaj nas, proszę – wyszeptała. –Zresztą nie tylko nas. A
chłopaki? Stephane, oni sobie bez ciebie nie poradzą. Gdy szłam do ciebie
widziałam jak to wygląda. Już teraz są załamani, a co będzie? – zamilkła,
próbując złapać oddech. Przed oczami przeleciały jej wszystkie wspólne chwilę,
te dobre i te złe. Przypomniała sobie pierwszy dzień w nowej szkole, kiedy się
poznali, pierwszy pocałunek, ślub, narodziny dzieci. Każdy obraz wyrywał część jej
duszy, sprawiał, że cierpiała jeszcze bardziej.
– Stephane… kocham cię… – jęknęła
– Proszę, nie zostawiaj mnie.
I w tym momencie poczuła
delikatny uścisk jego dłoni.
Nie poddał się. Walczył.
***
Ciągnęło go w dół. Jak przez gęstą mgłę słyszał głos Stephanie, ale
wykute z bólu łańcuch, nie pozwalały mu na żaden ruch. Próbował z nimi walczyć,
wyrwać się, lecz wszelkie jego działania szły na marne. Mógł tylko bezsensownie
łudzić się, że pokona otaczającą go ciemność.
Starał dodawać sobie sił, przywołując najlepsze wspomnienia. Miał przed
oczami błyszczące oczy żony, uśmiechnięte twarzyczki dzieci, wygrane z
chłopakami mecze. Chwytał się czego tylko mógł, byle móc opóźnić swój upadek.
Ale to nie wiele dawało.
Nie poddawał się jednak. Póki żył, walczył.
***
Z
osia pędziła przez całą Europę na złamanie karku, cały czas modląc się w duchu by nie było za późno. Jednocześnie przeklinała wszystko dookoła, zaczynając od Omegi, przez Grega, który zdecydowanie za wolno załatwiał jej samolot, na, według niej, za wolno lecącym pilocie kończąc. Stephane umierał, a to całkowicie odbierało jej zdolność racjonalnego myślenia.
osia pędziła przez całą Europę na złamanie karku, cały czas modląc się w duchu by nie było za późno. Jednocześnie przeklinała wszystko dookoła, zaczynając od Omegi, przez Grega, który zdecydowanie za wolno załatwiał jej samolot, na, według niej, za wolno lecącym pilocie kończąc. Stephane umierał, a to całkowicie odbierało jej zdolność racjonalnego myślenia.
Wyjrzała przez okno samolotu i ze
smutkiem spojrzała na okryta nocą Francję. Światłą mijanych miast w innych
okolicznościach byłyby zapewne pięknym widokiem, ale w tamtym momencie
przypominały jej o tym, że z każdym kolejnym kilometrem, mijają cenne minuty,
zabierające jej szanse na uratowanie przyjaciela.
Do hotelu dotarła dwie i pół
godziny po tym jak odebrała telefon od Roberta. Wiedziała, że jest źle, bo
chwilę wcześniej dostała od Janka smsa z nakazem pośpieszenia się. Dlatego też
wąskie hotelowe korytarze pokonywała wręcz w biegu, mijając kilku siatkarzy,
którzy szybko uskakiwali jej z drogi, by potem patrzeć za nią wzrokiem pełnym
nadziei.
Wpadła do pokoju Sokala i od
progu powitał ją straszny widok. Oskar i Philippe przytrzymywali szamoczącego
się Stephana, który bełkotał coś chaotycznie, próbując sam się podrapać po
twarzy. Obok stała zapłakana, przerażona Stephanie, błagalnym głosem prosząca
męża by się uspokoił. Janek za to krążył między swoimi szafkami i próbował znaleźć
jeszcze jakieś lekarstwo.
Na widok Zosi zamarł po czym
wydał z siebie okrzyk ulgi.
– Masz odtrutkę? – zapytał drżącym
głosem.
Kobieta szybko wyjęła z torby
szczelnie zamkniętą butelkę i podała ją lekarzowi. Ten podszedł do Antigi i
starając się być jak najostrożniejszy, podał mu płyn.
Czekali w napięciu.
***
***
Był głęboko, bardzo głęboko. Nie miał już siły by walczyć. Poddał się,
czekał na to co zaraz się stanie. Choć tak strasznie chciał to przezwyciężyć,
to nie mógł. Pierwszy raz w życiu naprawdę się poddał, odpuścił.
To bolało.
I wtedy poczuł, że łańcuchy staja się dziwnie lżejsze. Znów zaczął
ciągnąć ku górze i choć one nie puszczały, to on nadal płynął do przodu.
Nie poddał się. Walczył.
***
Nagle mięśnie Stephana napięły się, a jego ciało wygięło się łuk. Drżał jak w febrze, z bólu wbijał paznokcie we własne dłonie. Z trudem łapał oddech, krztusił się własną śliną.
Patrzyli na to z przerażeniem.
Nie wiedzieli co zrobić, nie tak miało być.
Chwilę potem w potem w
pomieszczeniu dało się słyszeć jęk rozpaczy Stephanie i szloch Zosi.
Stephane Antiga wydał z siebie
ostatnie tchnienie.
Łańcuchy puściły.
no nie wierze, że to tak się skończy. Mam jednak nadzieję, że wszystko dobrze się zakończy i Antiga będzie dalej ze swoimi chłopakami.
OdpowiedzUsuńRozdział jest genialny i perfekcyjnie napisany. Nie zmieniłabym w nim ani jednego słówka.
OdpowiedzUsuńTa część wzbudziła we mnie ogromne emocje. Moje serce waliło jak oszalałe, na ciele pojawiła się gęsia skórka. Czytałam z wielkim niepokojem o bólu Stephana. Miałam nadzieję, że wszystko zakończy się dobrze. Że Zosia zdąży z odtrutką. Ostatnie zdanie wzbudziło we mnie ogromny niepokój. Nie wiem co o nim myśleć. Z jednej strony wynika z niego, że Stephane umarł. Ale z drugiej strony coś mi mówi, że może jednak to się tak nie skończy. Że coś w ostatniej sekundzie go uratuje. Zobaczymy...
Muszę przyznać, że nie mogę doczekać się dalszej części. Jeazcze nigdy nie wyczekiwałam kolejnego rozdziału tak bardzo, jak teraz. Działo się wiele: porwania, tajemne bazy i wiele, wiele innych. Teraz jednak stało się coś tak z jednej strony dziwnego, a z drugiej strasznego. Nie wiem, czy wytrzymam me kilka/kilkanaście dni do kolejnego rozdziału. Ale mam nadzieję, że niedługo wszystkiego się dowiemy.
Wspominałam, że uwielbiam Twój styl pisania? Mówiłam to chyba nie raz, ale powtórzę jeszcze setki razy! Naprawdę podziwiam Cię i Twoje opowiadania!
Trudny przypadek jest najlepszym opowiadaniem, jakie czytałam. Cieszę się, że trafiłam do Ciebie kilka miesięcy temu. Dziś nie wyobrażam sobie życia bez Twoich opowiadań. Nie wiem, jakbym żyła bez Trudnego przypadku, Amelki, Enigmy uczuć, Without you i Szalonej Violin. Wiem jedno, że moje dni byłyby o wiele bardziej puste i smutne.
Czekam i ściskam!:)
O ja pie*****
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na kolejny rozdział
Weź się kobieto. Łamiesz mi serce :(
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie na 10 i 11 :)
OdpowiedzUsuńhttp://the-world-of-volleyball.blogspot.com/