czwartek, 8 września 2016

Rozdział 29

Zosia weszła do laboratorium Scotland Yardu, trzaskając przy tym drzwiami. Oczy tuzina naukowców zwróciły się w jej stronę.

– Masz tę odtrutkę? – zapytała ostro najbliżej stojącego mężczyznę. Henry kwiecień spojrzał na nią znad okularów połówkę, ale wskazał głową na stojącą niedaleko butelkę z fioletowym płynem.

– To ona – powiedział. – Ale naprawdę nie mogłaś przyjść jutro? Jest po dwudziestej, a mnie się nie chce wypisywać protokołu.

– Nie, nie mogłam – warknęła. – To dlaczego mnie ważne – dodała już spokojniej. – Pobawisz prostu ważne – przed jej oczami pojawił się obraz poranionych pleców Stephana, jego bladej twarzy.

– Rozumiem – Henry pokiwał głową. – To co? Wypisać ci ten protokół?

– Byłbyś święty jakbyś to zrobił.

– Zosia, ja jestem święty! – prychnął z rozbawieniem – Dopiero teraz zauważyłaś?

***

Stephane i Philippe szli powoli korytarzami hotelu w Nancy, omawiając ostatni już turniej Ligi Światowej. Znów skończyli  z bilansem jednej wygranej i dwóch przegranych, więc trenerzy musieli uzgodnić co powiedzą mediom, które jakoś nie bardzo chciały uwierzyć, że to wszystko jest częścią planu.

W pewnym momencie Antiga przystanął i oparł się o ścianę. Oddychał ciężko, a na jego czole pojawiły się kropelki potu.

–  Wszystko porządku? – zapytał zatroskany Blain, widząc jak blady jest przyjaciel. Ten spojrzał na drugiego trenera nieprzytomnym wzrokiem i nawet chciał coś powiedzieć, ale zamiast tego bez życia osunął się na podłogę.

– Stephane! – Philippe doskoczył do mężczyzny i próbował go docucić. Jednak Antiga nie odpowiadał, a jego puls był ledwo wyczuwalny. – Cholera – przeklną po czym najszybciej jak umiał pobiegł do pokoju Janka.

Gdy Sokal dowiedział się co się stało w trybie natychmiastowym nakazał, by ktoś  przeniósł Stephana do niego. Zajęli się tym Robert i Oskar, którzy byli równie zszokowani tym co się dzieje.  Kiedy tylko położyli Antigę na łóżku ten zwinął się w kłębek, a jego ciałem wstrząsnęły okropne dreszcz.

– Co z nim? – zapytał roztrzęsionym głosem Blain.

– Jest źle – odpowiedział Janek, jednocześnie przygotowując jakieś lekarstwo.  – Trucizna zupełnie zniszczyła jego organizm, ostatnio zwiększyłem dawkę leków, a i tak widzisz co się dzieje. Jeśli w najbliższym czasie nie otrzyma odtrutki to… – słowa nie chciały mu przejść przez gardło.

– To? – dopytał Wojtek , który właśnie wpadł do pokoju.

– To umrze – szepnął cicho lekarz.

Mężczyźni wymienili przerażone spojrzenia. Nie chcieli uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę.

– Nie możesz podać więcej lekarstw? – Oskar zaczął nerwowo chodzić po pokoju.

– Większa dawka może go zabić – wyjaśnił Sokal. – Dam mu środki nasenne żeby trochę się uspokoił, ale to niewiele pomoże. Do szpitala nie ma sensu go wieźć, nic więcej i tak nie zrobią, a tylko będą zadawać zbędne pytania i stracą czas.

W tym momencie Stephane jęknął z bólu, wbił paznokcie w pościel, jego mięśnie napięły się gwałtownie, a on sam zaczął się miotać bez opamiętania.

– Nie, nie, nie! – krzyczał w amoku.

– Cholera! Oskar, przytrzymaj go! – nakazał Janek, a kiedy statystyk wykonał jego polecenie, wlał do ust Antigi jakiś płyn. Po chwili oddech mężczyzny trochę się uspokoił, a on opadł na poduszki. Nadal jednak jego ciało drżało jak w febrze.

– Ile mamy czasu? – Janas  usiadł ciężko na jednym z krzeseł.

– Jakieś – lekarz zamyślił się – dwie może trzy godzin.

– CO?! – Pozostali spojrzeli na niego z przerażeniem.

– Niestety – Sokal pokręcił głową z zrezygnowaniem. – Niech, któryś zadzwoni do Zosi, może ona coś wymyśli.

Momentalnie za telefon chwycił Robert. W czasie kiedy on rozmawiał z kobietą pozostali postanowili omówić jeszcze jedną ważną kwestie.

– Mówimy chłopakom? – zapytał Kaczmarczyk.

– Nie wiem czy to jest najlepszy pomysł – mruknął Philippe, siadając na łóżku obok Stephana. Z trudem patrzył na przyjaciela w takim stanie i bardzo nie podobało mu się to, że przez całe to zamieszanie z Omegą i Pierre, zupełnie zapomniał o truciźnie. A przecież wystarczyłoby by Antiga stracił przytomność będąc sam, a mogliby go znaleźć następnego dnia martwego.

– Lepiej żeby obudzili się rano i dowiedzieli się, że ich trener nie żyje? – prychnął Janek. – Oskar, zbierz chłopaków na korytarzu, niech mi tu wszyscy nie przyłażą. Wojtek wyjaśni im o co chodzi. Ja zostanę tutaj i będę kontrolować co się dzieje – podzielił szybko rolę. Następnie zerknął na Stephana i syknął z złością, bo mężczyzna zrobił się jeszcze bledszy, a jego wargi stały się jeszcze bardziej sine.

– Jest jeszcze jedna osoba, której powinniśmy powiedzieć – zaczął niepewnie Blain. Reszta spojrzała na niego ze zdziwieniem. – Stephanie – wyjaśnił Francuz – musi wiedzieć w jakim stanie jest jej mąż. Do tego z tego co wiem jest teraz w Paryżu i jeśli… jeśli on ma umrzeć, to… to ma prawo się z nim pożegnać – ostatnie słowa ledwo przeszły mu przez gardło. Próbował nie dopuszczać do siebie takiej myśli. Ale jego wyobraźnia podsuwała mu najgorsze obrazy, widział już długą, dębową trumnę, marmurowy nagrobek, zapłakaną Stephanie…

– Zajmiesz się tym? – poprosił Sokal, wyrywając Blaina z zamyślenia. Philippe zgodził się bez wahania, choć nie wyobrażał sobie tej rozmowy. – Robert – Janek zwrócił się do statystyka, który właśnie przestał rozmawiać – masz coś ciekawego?

– A owszem – powiedział Kaźmierczyk – Zosia ma odtrutkę – klasną wesoło, a w pokoju dało się słyszeć westchnienia ulgi. – Dostała ją dosłownie kilka minut temu, za chwilę będzie już do nas leciała. Ale jest w Londynie i…

– I nie wiadomo czy zdąży – dokończył Wojtek, wchodząc do pokoju. – Powiedziałem chłopakom co się stało. Janek wyjdź do nich i powiedz coś pokrzepiającego, bo są… więcej niż załamani.

Lekarz wyszedł na korytarz i to co tam zobaczył, było bardzo depresyjne. Większość zawodników siedziała na podłodze, u przynajmniej kilku widział łzy na policzkach. Michał Kubiak chodził w kółko, próbując coś wymyśleć, nigdzie za to nie było Marcina Możdżonka.

Na widok Sokala, część siatkarzy poderwała się gwałtownie z ziemi.

– Czy to… czy to co powiedział Wojtek, to prawda?– zapytał drżącym głosem Piotrek Nowakowski. – Stephane, naprawdę może… – głos mu się załamał.

Janek westchnął z zrezygnowaniem.

– Niestety tak – powiedział. Środkowy jęknął i osunął się na podłogę, nie wierząc w to co słyszy. – Ale jest jeszcze szansa – Wszystkie oczy zwróciły się w kierunku doktora, chłopaki czekali w napięciu na to co powie. – Zosia ma odtrutkę, ale dopiero wylatuje z Londynu i nie wiadomo czy zdąży – wyjaśnił.

– Ale jest nadzieja? – Michał Kubiak spojrzał pytająco na lekarza.

– Jest – mężczyzna pokiwał głową – Musimy czekać i mieć nadzieję, chłopaki.



Przedstawiam wam rozdział dwudziesty dziewiąty. Jest on dość krótki, ma nieco ponad tysiąc słów, ale bałam się, że jak dopiszę coś więcej to już nie będzie to miało swojej atmosfery.
Jak oceniacie tę część? Myślicie, że Stephane przeżyje, czy raczej postanowię nagiąć trochę rzeczywistość i go zabiję?
Zostawcie po sobie komentarz
Pozdrawiam
Vioin

5 komentarzy:

  1. Super rozdział.
    Czytając go, aż miałam ciarki na plecach, a serce biło mi jak oszalałe. Po prostu nie wiem, co powiedzieć. Nic dodać, nic ująć.
    Mam wielką nadzieję, że Stephane nie umrze, że Zosia zdąży z odtrutką.
    Nawet nie wyobrażam sobie tego opowiadania bez naszego trenera. Bez jego osoby było by co najmniej nudno i smutno. Nie mówiąc już o tym, że siatkarze, cały sztab oraz Stephanie kompletnie by się załamali. Nie wyobrażam sobie jakby wyglądały Igrzyska Olimpijskie bez Stephana i czy siatkarze w ogóle dali by radę, aby się podnieść i walczyć w turnieju.
    Mam więc ogromną nadzieję, że utrzymasz Stephana przy życiu.
    Ale zrobisz jak uważasz - to Ty jesteś Violin, najlepsza autorka opowiadań siatkarskich, jaką znam.
    Życzę dużo weny, powodzenia w szkole i przesyłam buziaki. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. P.S. Zapomniałam dodać, że na moim blogu pojawił się 10 rozdział.
    Serdecznie zapraszam. :D
    http://the-world-of-volleyball.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak mu coś zrobisz to się obrażę.
    Życzę weny, pozdrawiam :(

    OdpowiedzUsuń