– Bo tam na dole ja… ja znalazłem coś...
– Co takiego?
– Ostatnią bazę.
Zszokowana Zosia nie mogła
uwierzyć w to co słyszy. Chciała coś powiedzieć, jednak ktoś musiał jej
przerwać.
– Gratuluję i bardzo dziękuję za
wykonanie za mnie brudnej roboty.
Za ich plecami rozległo się
powolne klaskanie. Odwrócili się gwałtownie, by sprawdzić kto to, choć kobieta
doskonale wiedziała, z kim mają do czynienia.
Zaraz przy samym wejściu do bazy
stał nie kto inny tylko Orion we własnej osobie.
Po wiosce olimpijskiej poniósł
się jeden strzał. Zosia spojrzała na uśmiechającego się chytrze Oriona.
Następnie podniosła własną broń i oddała strzał w niebo. Drugi huk.
– Naprawdę tego pragniesz? –
zapytał mężczyzna. – Za kilka sekund na tych balkonach – wskazał ręką na pobliskie
wieżowce mieszkalne – pojawią się z wabieni hukiem sportowcy z całego świat.
Wystarczy, że wyceluje w, którekolwiek miejsce… – Zaśmiał się złowieszczo.
Kobieta zacisnęła zęby. Kątem oka
dostrzegła pojedynczych, pojawiających się na balkonach ludzi. Westchnęła
zrezygnowana. Opuściła broń.
– Idźcie – wychrypiała do
stojących za nią chłopaków.
– Ale…
– Uciekajcie! – krzyknęła
stanowczo. – Już!
Siatkarze wymienili niepewne
spojrzenia, ale widząc naglący wzrok kobiety, odwrócili się i odbiegli
pospiesznie. Jedynie Stephane stał, jak wryty w ziemie. Nie był wstanie zrobić
choćby kroku, jedynie przerażony wpatrywał się w broń, z której Orion mierzył w
kierowniczkę.
– A jednak moja trucizna okazała
się za słaba – zaśmiał się obleśnie złoczyńca. – Gratuluję przeżycia. Niestety
muszę cię poinformować, że nie nacieszysz się życiem zbyt długo – znów uniósł
pistolet. – Chyba, że ty i twoja przyjaciółeczka zechcecie wypełnić kilka moich
próśb – uśmiechnął się chytrze.
– Czego chcesz? – warknęła Zosia.
Zaciskała ze złością pięści, jej serce biło, jak oszalałe. Nie potrafiła znieść
myśli, że ktoś grozi Antidze.
– Zabezpieczenia – prychnął
Orion. – Jeśli wejdę tam sam, pobiegniesz za mną i mnie zabijesz. Ewentualnie
Scotland Yard wysadzi bazę w powietrze. Ale jeśli pójdzie ze mną twój
„braciszek”…
– Nigdy!
– Milcz! – wrzasnął na Stephana.
– Ty nie masz tu nic do powiedzenia. A jeśli spróbujesz protestować, to zabije
i ciebie, i ją.
Trener przełknął głośno ślinę.
Nie miał pojęcia co ma robić, jak się zachować. Z jednej strony nie mógł
pozwolić, by Orion spokojnie wszedł do bazy, ale wiedział też, że przywódca
Omegi nie żartuje i jest gotowy wypełnić swoją groźbę. Na samą myśl, że Zosi mogłoby
się coś stać…
– Pójdę – zgodził się słabym
głosem.
– Nie ma mowy! – zaprotestowała
Polka.
– Nie mam wyjścia – szepnął. –
Pójdę z tobą pod warunkiem, że nie zrobisz Zosi krzywdy.
– Włos jej z głowy nie spadnie.
Francuz zaczął iść w stronę Oriona.
Ten odsunął się od włazu i niby zapraszającym gestem, wskazał na wejście.
– Zaczekajcie – przerwała im
Zosia. – Stephane… – jej głos drżał. Położyła pistolet na ziemi po czym
ostrożnie podeszła do mężczyzny. – Uważaj na siebie – powiedziała cicho. – Nie
rób nic głupiego. Przeżyj.
Uśmiechnął się smutno. Na co
dzień, ubrana w marynarkę, z starannie związanym kokiem i kamienną twarzą,
Zosia była poważna panią inspektor. Ale teraz, w wymiętej reprezentacyjnej
koszulce, z smutno oklapłymi włosami i podkrążonymi oczami, przypominała mu tę
samą małą dziewczynkę, którą tyle lat wcześniej przygarnęli jego rodzice. Była
jego drobną, bezbronną siostrzyczką.
– Wrócę – obiecał, mocno przytulając kobietę.
To było dla niej za wiele.
Tygodnie ciężkiej pracy, mało snu, ogromne zmęczenie psychiczne i fizyczne,
zrobiło swoje. Zosia zaszlochała i
rozpłakała się rzewnie, wtulając się w pierś przyjaciela. Był jedyną bliską
osobą jaką miała, jedynym człowiekiem, na którym naprawdę mu zależało.
– Dobra, dość już tych
rozczulających scenek. Trochę mi się spieszy – Orion zaczął się niecierpliwić.
Zosia niechętnie odsunęła się od
brata.
– Nie daj się zabić – szepnęła.
– Nie dam – Stephane uśmiechnął
się jeszcze, a potem odetchnął głęboko i podszedł do złoczyńcy. Przez chwilę
patrzył na niego spode łba, ale w końcu powoli wszedł do szybu.
Ostatni raz spojrzał na Zosię.
– Będzie dobrze – powiedział
jeszcze bezgłośnie.
A potem zniknął pod ziemią.
***
Siatkarze nie odbiegli za daleki,
jedynie na tyle, by nie dosięgł ich wzrok Oriona.
– Co robimy? – zapytał przerażony
Zati, gdy zatrzymali się zmęczeni.
– Gdzie Stephane? – jednocześnie
odezwał się Bieniu.
Rozglądnęli się wokół.
Faktycznie, ich trenera nigdzie nie było, choć byli pewni, że był z nimi, gdy
stali wokół wejścia do bazy.
– Chyba został z Orionem i Zosią
– stwierdził niepewnie Piter.
– Musimy po niego wrócić! – Do
przodu od razu wyrwał się Oskar. W końcu Stephane był jego przyjacielem i nie
mógł pozwolić, by coś mu się stało.
Powstrzymał go jednak Philippe.
– Poradzą sobie – powiedział
stanowczo , kładąc rękę na ramieniu statystyka. – Jeśli tam wrócisz Orion
zabije cię. A martwy Stephanowi nie pomożesz.
Kaczmarczyk bezsilnie opadł na murek obok drogi.
– Co więc zrobimy? – zapytał,
chowając twarz w dłoniach.
Pozostali wymienili znaczące
spojrzenia.
– Trzeba znaleźć Grega i
Sherlocka – zdecydował Janek. – Tu potrzebna jest pomoc Scotland Yardu. Musimy
też uspokoić innych, nie można dopuścić do wybuchu paniki.
– Jak?
– Puścimy plotkę, że to taka
nasza nowa gra terenowa – zaproponował Mika. – Sportowcy to dziwni ludzie, w
różne bajki uwierzą.
–Powinno zadziałać – zgodził się
lekarz.
– Zostawimy tak Stephana i Zosię!
– oburzył się Oskar. Nie rozumiał takiego toku myślenia.
– A co możemy zrobić? – Sokal
rozłożył ręce.
– My niewiele, ale nie owszem –
Robert, drugi statystyk, wskazał na zbliżające się w ich stronę postacie.
Byli to wyżej wspomniani Greg i
Sherlock, we własnych osobach.
– Co się stało? – zapytał Lestrade, gdy byli już
przy chłopakach.
– Orion…!
– Baza…!
– Zosia…!
– I Stephane!
Siatkarze przekrzykiwali się
nawzajem, nie mogąc dojść do jednej, sensownej wersji.
– Milczeć – warknął Holmes. – Zaraz
się dowiemy…
Miał rację, w ich stronę bowiem
biegła Zosia.
– Orion ma Stephana – wychrypiała
słabo. Choć na pierwszy rzut oka wydawała się niewzruszona, zimna, to jednak,
kiedy przyjrzeli jej się uważnie, zauważyli drżące ramiona i zbierające się pod
powiekami łzy. – Potrzebuje broni, muszę po niego wrócić.
– Idziemy z tobą – od razu wyrwał
się Oskar.
– Nie – pokręciła głową. – Ja go
w to wplątałam, ja go z tego wyciągnę – szepnęła, bardziej do siebie niż do
nich. – Greg, mam do ciebie prośbę – zwróciła się do inspektora – Baza mieści
się w pewnej odległości za tamtymi budynkami – wskazała na pobliskie bloki. –
Ewakuujcie wioskę. Obsadźcie niewielki kawałek ziemi dynamitem. Gdy wyprowadzę
Stephana, wysadźcie to cholerstwo w powietrze.
Holmes i Lestrade wymienili
znaczące spojrzenia.
– Na pewno nie chcesz pomocy? –
jeszcze raz zapytał Greg.
– Gdy wejdzie ze mną ktoś
jeszcze, Orion zabije Stephana – wyjaśniła. – A jeśli coś mu się stanie… nigdy
sobie tego nie wybaczę.
Drodzy czytelnicy przedstawiam wam jeden z ostatnich rozdziałów tego opowiadania. Jestem z niego całkiem zadowolona, choć końcówkę pisało mi się dość topornie.
Trochę martwi mnie niewielka ilość komentarzy ( a dokładnie jeden) pod ostatnim rozdziałem. Jeszcze gorszy odzew jest na Enigmie Uczuć. Pamiętajcie, że każdy komentarz to ogromna motywacja i mój szeroki uśmiech.
Pozdrawiam
Violin
świetny
OdpowiedzUsuńOstatnio mam spore zaległości na wszystkich blogach, które czytam. Trudnego przypadku jednak nie mogłam sobie odpuścić, dlatego jestem tu i czytam :)
OdpowiedzUsuńRozdział, co tu dużo pisać - genialny jak zwykle. Dużo się dzieje, trzyma w napięciu, wszystko jest idealne.
Zastanawia mnie to, w jaki sposób Zosia będzie chciała uratować Stephane i oczywiście, czy się jej to uda.
Czytając Twoje słowa pod rozdziałem, ogarnęła mnie refleksja. Pamiętam jak dziś dzień, gdy po raz pierwszy kilka miesięcy temu trafiłam na ten blog. Kto by wtedy pomyślał, że Twoje opowiadanie urzeknie mnie tak bardzo, że będę czytała je o 23 i nie mogła się od niego oderwać. Te kilka miesięcy minęło bardzo szybko. W tym czasie zaczęłaś przygodę z kilkoma innymi opowiadaniami. Ja jednak zawsze najwierniejsza pozostałam Trudnemu przypadkowi. Przez ten czas również ja zdecydowałam się na publikację mojego opowiadania. Nigdy Ci tego nie mówiłam, ale to, że zdecydowałam się blogować jest praktycznie w 90% Twoją zasługą. Gdybym nie czytała Twoich opowiadań, nigdy nie zdecydowałabym się na publikację swojego.
Cóż mogę więcej dodać? Czekam na kolejne rozdziały i bardzo Ci dziękuję.
Ola
Fajny rozdział tylko szkoda, że tak późno. Czekam z niecierpliwością na kolejny
OdpowiedzUsuńPozdrawiam jul