poniedziałek, 12 grudnia 2016

Rozdział 36

– Bo tam na dole ja… ja znalazłem coś...

– Co takiego?

– Ostatnią bazę.



Zszokowana Zosia nie mogła uwierzyć w to co słyszy. Chciała coś powiedzieć, jednak ktoś musiał jej przerwać.

– Gratuluję i bardzo dziękuję za wykonanie za mnie brudnej roboty.

Za ich plecami rozległo się powolne klaskanie. Odwrócili się gwałtownie, by sprawdzić kto to, choć kobieta doskonale wiedziała, z kim mają do czynienia.

Zaraz przy samym wejściu do bazy stał nie kto inny tylko Orion we własnej osobie.

Po wiosce olimpijskiej poniósł się jeden strzał. Zosia spojrzała na uśmiechającego się chytrze Oriona. Następnie podniosła własną broń i oddała strzał w niebo. Drugi huk.

– Naprawdę tego pragniesz? – zapytał mężczyzna. – Za kilka sekund na tych balkonach – wskazał ręką na pobliskie wieżowce mieszkalne – pojawią się z wabieni hukiem sportowcy z całego świat. Wystarczy, że wyceluje w, którekolwiek miejsce… – Zaśmiał się złowieszczo.

Kobieta zacisnęła zęby. Kątem oka dostrzegła pojedynczych, pojawiających się na balkonach ludzi. Westchnęła zrezygnowana. Opuściła broń.

– Idźcie – wychrypiała do stojących za nią chłopaków.

– Ale…

– Uciekajcie! – krzyknęła stanowczo. – Już!

Siatkarze wymienili niepewne spojrzenia, ale widząc naglący wzrok kobiety, odwrócili się i odbiegli pospiesznie. Jedynie Stephane stał, jak wryty w ziemie. Nie był wstanie zrobić choćby kroku, jedynie przerażony wpatrywał się w broń, z której Orion mierzył w kierowniczkę.

– A jednak moja trucizna okazała się za słaba – zaśmiał się obleśnie złoczyńca. – Gratuluję przeżycia. Niestety muszę cię poinformować, że nie nacieszysz się życiem zbyt długo – znów uniósł pistolet. – Chyba, że ty i twoja przyjaciółeczka zechcecie wypełnić kilka moich próśb – uśmiechnął się chytrze.

– Czego chcesz? – warknęła Zosia. Zaciskała ze złością pięści, jej serce biło, jak oszalałe. Nie potrafiła znieść myśli, że ktoś grozi Antidze.

– Zabezpieczenia – prychnął Orion. – Jeśli wejdę tam sam, pobiegniesz za mną i mnie zabijesz. Ewentualnie Scotland Yard wysadzi bazę w powietrze. Ale jeśli pójdzie ze mną twój „braciszek”…

– Nigdy!

– Milcz! – wrzasnął na Stephana. – Ty nie masz tu nic do powiedzenia. A jeśli spróbujesz protestować, to zabije i ciebie, i ją.

Trener przełknął głośno ślinę. Nie miał pojęcia co ma robić, jak się zachować. Z jednej strony nie mógł pozwolić, by Orion spokojnie wszedł do bazy, ale wiedział też, że przywódca Omegi nie żartuje i jest gotowy wypełnić swoją groźbę. Na samą myśl, że Zosi mogłoby się coś stać…

– Pójdę – zgodził się słabym głosem.

– Nie ma mowy! – zaprotestowała Polka.

– Nie mam wyjścia – szepnął. – Pójdę z tobą pod warunkiem, że nie zrobisz Zosi krzywdy.

– Włos jej z głowy nie spadnie.

Francuz zaczął iść w stronę Oriona. Ten odsunął się od włazu i niby zapraszającym gestem, wskazał na wejście.

– Zaczekajcie – przerwała im Zosia. – Stephane… – jej głos drżał. Położyła pistolet na ziemi po czym ostrożnie podeszła do mężczyzny. – Uważaj na siebie – powiedziała cicho. – Nie rób nic głupiego. Przeżyj.

Uśmiechnął się smutno. Na co dzień, ubrana w marynarkę, z starannie związanym kokiem i kamienną twarzą, Zosia była poważna panią inspektor. Ale teraz, w wymiętej reprezentacyjnej koszulce, z smutno oklapłymi włosami i podkrążonymi oczami, przypominała mu tę samą małą dziewczynkę, którą tyle lat wcześniej przygarnęli jego rodzice. Była jego drobną, bezbronną siostrzyczką.

– Wrócę –  obiecał, mocno przytulając kobietę.

To było dla niej za wiele. Tygodnie ciężkiej pracy, mało snu, ogromne zmęczenie psychiczne i fizyczne, zrobiło swoje. Zosia zaszlochała  i rozpłakała się rzewnie, wtulając się w pierś przyjaciela. Był jedyną bliską osobą jaką miała, jedynym człowiekiem, na którym naprawdę mu zależało.

– Dobra, dość już tych rozczulających scenek. Trochę mi się spieszy – Orion zaczął się niecierpliwić.

Zosia niechętnie odsunęła się od brata.

– Nie daj się zabić – szepnęła.

– Nie dam – Stephane uśmiechnął się jeszcze, a potem odetchnął głęboko i podszedł do złoczyńcy. Przez chwilę patrzył na niego spode łba, ale w końcu powoli wszedł do szybu.

Ostatni raz spojrzał na Zosię.

– Będzie dobrze – powiedział jeszcze bezgłośnie.

A potem zniknął pod ziemią. 

***

Siatkarze nie odbiegli za daleki, jedynie na tyle, by nie dosięgł ich wzrok Oriona.

– Co robimy? – zapytał przerażony Zati, gdy zatrzymali się zmęczeni.

– Gdzie Stephane? – jednocześnie odezwał się Bieniu.

Rozglądnęli się wokół. Faktycznie, ich trenera nigdzie nie było, choć byli pewni, że był z nimi, gdy stali wokół wejścia do bazy.

– Chyba został z Orionem i Zosią – stwierdził niepewnie Piter.

– Musimy po niego wrócić! – Do przodu od razu wyrwał się Oskar. W końcu Stephane był jego przyjacielem i nie mógł pozwolić, by coś mu się stało.

Powstrzymał go jednak Philippe.

– Poradzą sobie – powiedział stanowczo , kładąc rękę na ramieniu statystyka. – Jeśli tam wrócisz Orion zabije cię. A martwy Stephanowi nie pomożesz.

Kaczmarczyk bezsilnie opadł  na murek obok drogi.

– Co więc zrobimy? – zapytał, chowając twarz w dłoniach.

Pozostali wymienili znaczące spojrzenia.

– Trzeba znaleźć Grega i Sherlocka – zdecydował Janek. – Tu potrzebna jest pomoc Scotland Yardu. Musimy też uspokoić innych, nie można dopuścić do wybuchu paniki.

– Jak?

– Puścimy plotkę, że to taka nasza nowa gra terenowa – zaproponował Mika. – Sportowcy to dziwni ludzie, w różne bajki uwierzą.

–Powinno zadziałać – zgodził się lekarz.

– Zostawimy tak Stephana i Zosię! – oburzył się Oskar. Nie rozumiał takiego toku myślenia.

– A co możemy zrobić? – Sokal rozłożył ręce.

– My niewiele, ale nie owszem – Robert, drugi statystyk, wskazał na zbliżające się w ich stronę postacie.

Byli to wyżej wspomniani Greg i Sherlock, we własnych osobach.

 Co się stało? – zapytał Lestrade, gdy byli już przy chłopakach.

– Orion…!

– Baza…!

– Zosia…!

– I Stephane!

Siatkarze przekrzykiwali się nawzajem, nie mogąc dojść do jednej, sensownej wersji.

– Milczeć – warknął Holmes. – Zaraz się dowiemy…

Miał rację, w ich stronę bowiem biegła Zosia.

– Orion ma Stephana – wychrypiała słabo. Choć na pierwszy rzut oka wydawała się niewzruszona, zimna, to jednak, kiedy przyjrzeli jej się uważnie, zauważyli drżące ramiona i zbierające się pod powiekami łzy. – Potrzebuje broni, muszę po niego wrócić.

– Idziemy z tobą – od razu wyrwał się Oskar.

– Nie – pokręciła głową. – Ja go w to wplątałam, ja go z tego wyciągnę – szepnęła, bardziej do siebie niż do nich. – Greg, mam do ciebie prośbę – zwróciła się do inspektora – Baza mieści się w pewnej odległości za tamtymi budynkami – wskazała na pobliskie bloki. – Ewakuujcie wioskę. Obsadźcie niewielki kawałek ziemi dynamitem. Gdy wyprowadzę Stephana, wysadźcie to cholerstwo w powietrze.

Holmes i Lestrade wymienili znaczące spojrzenia.

– Na pewno nie chcesz pomocy? – jeszcze raz zapytał Greg.

– Gdy wejdzie ze mną ktoś jeszcze, Orion zabije Stephana – wyjaśniła. – A jeśli coś mu się stanie… nigdy sobie tego nie wybaczę.


Drodzy czytelnicy przedstawiam wam jeden z ostatnich rozdziałów tego opowiadania. Jestem z niego całkiem zadowolona, choć końcówkę pisało mi się dość topornie.
Trochę martwi mnie niewielka ilość komentarzy ( a dokładnie jeden) pod ostatnim rozdziałem. Jeszcze gorszy odzew jest na Enigmie Uczuć. Pamiętajcie, że każdy komentarz to ogromna motywacja i mój szeroki uśmiech.
Pozdrawiam
Violin

3 komentarze:

  1. Ostatnio mam spore zaległości na wszystkich blogach, które czytam. Trudnego przypadku jednak nie mogłam sobie odpuścić, dlatego jestem tu i czytam :)
    Rozdział, co tu dużo pisać - genialny jak zwykle. Dużo się dzieje, trzyma w napięciu, wszystko jest idealne.
    Zastanawia mnie to, w jaki sposób Zosia będzie chciała uratować Stephane i oczywiście, czy się jej to uda.

    Czytając Twoje słowa pod rozdziałem, ogarnęła mnie refleksja. Pamiętam jak dziś dzień, gdy po raz pierwszy kilka miesięcy temu trafiłam na ten blog. Kto by wtedy pomyślał, że Twoje opowiadanie urzeknie mnie tak bardzo, że będę czytała je o 23 i nie mogła się od niego oderwać. Te kilka miesięcy minęło bardzo szybko. W tym czasie zaczęłaś przygodę z kilkoma innymi opowiadaniami. Ja jednak zawsze najwierniejsza pozostałam Trudnemu przypadkowi. Przez ten czas również ja zdecydowałam się na publikację mojego opowiadania. Nigdy Ci tego nie mówiłam, ale to, że zdecydowałam się blogować jest praktycznie w 90% Twoją zasługą. Gdybym nie czytała Twoich opowiadań, nigdy nie zdecydowałabym się na publikację swojego.
    Cóż mogę więcej dodać? Czekam na kolejne rozdziały i bardzo Ci dziękuję.
    Ola

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny rozdział tylko szkoda, że tak późno. Czekam z niecierpliwością na kolejny
    Pozdrawiam jul

    OdpowiedzUsuń