piątek, 6 stycznia 2017

Epilog

Ziemia zapadła się z głośnym hukiem. Greg patrzył jednak nie na osuwisko, a na drogę zanim, gdzie już powinna pojawić się Zosia. Stojący obok Stephane też zaczął się denerwować. Do ludzi Scotland Yardu dołączył dosłownie kilka minut wcześniej ale doskonale słyszał zapewnienie Polki, że już jest bezpiecznie na zewnątrz.
 – Zośka, gdzie jesteś? – zdenerwowany Lestrade uruchomił komunikator.
Opowiedziała mu głucha cisza.
 – Zosia?
Ziemia przestała się trząść, a za budynkami wioski widniało teraz bardzo malownicze gruzowisko. Ogromna dziura miała dobre pięćset metrów długości, a spod sterty ziemi wystawała masa kabli i części jakiś urządzeń. Jednak inspektorki nadal nigdzie nie było.
Pierwszy sytuacje zrozumiał Sherlock. Jak szalony rzucił się w kierunku rozłamu. Zsunął się po prawie siedmiometrowej skarbie po czym zaczął rozgarniać kamienie. Dopiero wtedy otrząsnęła się reszta. Mózg Grega zaczął wszystko analizować, powoli rozumiał co się stało.  I z każdą kolejna sekundą ogarniało go coraz większe przerażenie.
 – Oszukała nas! – wychrypiał słabo, zsuwając się do dziury. – Nie uciekła!
 – Nadal tu jest – warknął Sherlock, nie przerywając poszukiwań. – Nie stójcie tak, musimy ją znaleźć!
Wszyscy rzucili się do szukania. Szukali ludzie Scotland Yardu, szukali polscy siatkarze, szukali nawet inni sportowcy, którzy akurat znaleźli się w pobliżu, a nie zdążyli wcześniej zostać ewakuowani. Ktoś zaalarmował ratowników, ktoś inny strażaków, pojawił się helikopter medyczny.
Zosię w końcu znalazł Stephane, a dokładniej zauważył jej dłoń, wystającą spod gruzów.
 – Nie, nie, nie – udało mu się w końcu wyciągnąć kobietę. Widząc w jakim jest stanie, opadł bezsilnie na kolana, nie był wstanie opanować łez. – Moja Zosia, moja mała siostrzyczka…  – łkał z głową inspektorki opartą na kolanach. Jego palce kleiły się od jej krwi, nie mógł patrzeć na jej przeraźliwie białą twarz. Nie czuł żeby oddychała, nie czuł jej pulsu. Jedynie miał wrażenie, że cały świat wokół się wali.
Obiecał, że będzie ją chronił.
Zawiódł.
Nawet nie zauważył, jak został odciągnięty od Polki, bo przejęli ją ratownicy. Ktoś objął go ramieniem, próbował uspokoić. Antiga nie był jednak wstanie zahamować rozpaczy, która ogarniała całe jego ciało.
Dopiero dwa słowa trochę mu pomogły.
 – Jest puls – tyle usłyszał ze słów ratowników. Reszty mógł się domyślić.
Jest puls, Zosia żyje, będzie dobrze.
Będzie dobrze.
***
kilka miesięcy później, Ottawa
Stephane stał przed lustrem i niepewnie przyglądał się swojemu odbiciu. Granatowa bluza z czerwonym liściem klonowym leżała na nim bardzo dobre, ale czuł się w niej jakoś nieswojo. Jakby nie należała do niego.
Dosłownie kilka godzin wcześniej podpisał kontrakt z kanadyjską federacją. Rozpoczynał zupełnie nową przygodę, której już nie mógł się doczekać, ale jednocześnie pożegnanie z reprezentacją Polski nadal go bolało, nadal myślał o nich, jak o swojej rodzinie.
 – Do twarzy ci w granacie.
Odwrócił się gwałtownie, słysząc tak dobrze znany głos.
 – Jak tu weszłaś? – zapytał, stojącej w drzwiach Zosi.
 – Mam swoje sposoby – wzruszyła ramionami po czym podeszła bliżej.
Choć przeżyła wybuch w ostatniej bazie, to zostawił on na jej ciele widoczny ślad. Kulała mocno, a i ramię nie odzyskało swojej wcześniejszej sprawności. Scotland Yard w obliczu niepełnej sprawności fizycznej, zdecydował się przenieść inspektorkę do działu dokumentacji. Ta jednak nie wytrzymała zbyt długo przy papierkowej robocie i po tygodniu zrezygnowała.
 – Co tu robisz? – Antiga spojrzał pytająco na przyjaciółkę. Ta tylko uśmiechnęła się chytrze i podała mu jakąś kartkę. Szybko przeczytał krótkie tekst, który na niej był. – Będziesz ze mną pracować?!
 – Hoag twierdzi, że przyda ci się pomoc przy tej bandzie kanadyjskich łosi – odpowiedziała, wzruszając ramionami.
 – Myślisz, że tu też będzie taki cyrk, jak u orzełków.
 – Oczywiście, przecież to siatkarze. A siatkówka, to trudny przypadek.


Właśnie przeczytaliście epilog.
Czuję się dziwnie.
To było moje pierwsze siatkarskie opowiadanie.
I właśnie je skończyłam.
Nadal w to nie wierzę.
Chciałabym napisać coś konstruktywnego, ale nie potrafię. Ta historia była dla mnie cholernie ważna. Gdy zaczynałam ja pisać, myślałam, że będzie to blog, który będzie sobie funkcjonował od tak, po prostu, nie przywiązywałam do niego większej uwagi. Ale z każdym kolejnym rozdziałem coraz bardziej mi na nim zależało.

Oczywiście nie byłoby by tego bloga bez was, czytelników. Nawet nie macie pojęcia, jak ogromną motywacje dawał mi każdy komentarz, każde wyświetlenie. Czasami, gdy miałam ochotę rzucić to wszystko w pierony, czytałam niektóre wpisy i od razu mi się odechciewało. Dlatego mam do was prośbę – niech każdy kto czytał zostawi pod tym postem choć jedno słowo, tak na pożegnanie.

Jeszcze raz dziękuję!

Teraz prośba numer dwa. Na blogu Szalona Violin i świat pojawiła się notka Noworoczna. Dotyczy ona planowanych przeze mnie opowiadań. Przeczytajcie ją i potem zagłosujcie w ankiecie, to dla mnie naprawdę ważne.

Moja przygoda z trudnym przypadkiem oficjalnie się skończyła. I choć prowadzę teraz kolejne historie, to ta zajmuje w moim sercu szczególne miejsce.

Do zobaczenia pod innymi opowiadaniami
Violin

3 komentarze:

  1. Blog byl i jest nadal super szkoda ze tak szybko sie skonczyl

    OdpowiedzUsuń
  2. Jako, że to prawdopodobnie mój ostatni komentarz pod tym opowiadaniem, chciałabym napisać go jak najpiękniej potrafię. Jednak nie mam chyba aż takich zdolności pisarskich, aby ubrać w słowa to, jak bardzo mi się to opowiadanie spodobało i jak bardzo chciałabym Ci podziękować.
    Dziękuję, dziękuję, dziękuję. Mogłabym powtarzać to słowo tysiąc razy a i tak byłoby za mało, bo to opowiadanie dosłownie skradło moje serce. Wkręciłam się w jego czytanie tak bardzo, jak w czytanie ulubionych książek. Naprawdę! Bo kiedy wpadałam na tego bloga i czytałam kolejne rozdziały, nie wydawało mi się, że czytam fanfiction, ale miałam wrażenie, że czytam jakąś świetną powieść. Powtarzałam to wielokrotnie, ale zrobię to jeszcze raz: Twoje opowiadanie jest najlepszym fanfiction, jakie kiedykolwiek czytałam! Gdybym miała oceniać go w skali od 1 do 10 dałabym 11. Potrafisz pisać jak prawdziwa dorosła pisarka. W Twoim opowiadaniu było wszystko co najlepsze: świetna fabuła i bohaterowie, wspaniała akcja, wszystko przemyślane, spójne logiczne, mnóstwo zagadek, śmiesznych wątków i tajemnic. Czego chcieć więcej? To był zaszczyt, że mogłam czytać Twoje opowiadanie. Są niektóre książki, powieści, które po przeczytaniu do razu się zapomina. Z Twoim opowiadaniem tak nie będzie - jestem tego pewna. Na 100% będę pamiętała je przez długie, długie lata i jeszcze niejednokrotnie wrócę na ten blog, aby przeczytać je od początku i jeszcze raz przeżyć te wspaniałe emocje. Nie wiem co więcej powiedzieć, chociaż naprawdę chciałabym napisać jeszcze dużo, dużo więcej. Po prostu jeszcze raz, z całego mojego serca chciałabym Ci podziękować. I oczywiście to nie koniec, to dopiero początek. :) Twoje dwa pozostałe blogi: Engima uczuć i Without you są świetne i na nie też obowiązkowo zaglądam. Nie mówię żegnaj, ale do zobaczenia, bo jestem pewna, że przeczytam jeszcze niejedno Twoje opowiadanie! Mam nadzieję, że już niedługo będziemy mogli spotkać się też na moim blogu. Długo tam nie pisałam, ale już powoli przymierzam się do pisania kolejnych rozdziałów.
    Cóż, pora kończyć mój komentarz. Chciałam, aby był ładny i aby właśnie nim móc Ci podziękować za te pół roku z Twoim blogiem, mam nadzieję, że mi się udało.
    Jeszcze raz dziękuję! <3
    Na zawsze czytelniczka
    Ola

    OdpowiedzUsuń