– Naprawdę siedzieliście na dachu? – Stephane spojrzał z niedowierzeń na Michała i Fabiana. Ci przytaknęli szybko, wpatrując się w czubki swoich butów. Trener westchnął zrezygnowany, przeczesał ręką włosy i spojrzał na pozostał zawodników.
– Zaraz zaczynamy panowie. Dajcie z siebie wszystko, pokarzcie na co was stać, a przede wszystkim – uśmiechnął się delikatnie – bawcie się grą. Kto wygra?
– Polska!
Wybiegli na boisko. Mecz się rozpoczął. Bułgarzy grali naprawdę dobrze, jednak Polacy byli w swoim żywiole. Niesieni przez ogłuszający doping kibiców wygrali, pierwszego seta do siedemnastu. Na trybunach ludzie szaleli, zabawa była naprawdę genialna, wszystko było jedną wielką imprezą. Siatkarze starali pokazać się z jak najlepszej strony by zamknąć usta krytykom i udowodnić, że są gotowi nie tylko zdobyć kwalifikacje olimpijską, ale także pojechać do Rio p medale.
Kolejne sety również rozstrzygnięte na korzyść Polaków, odpowiedni do osiemnastu i dwudziestu trzech. Po meczu nastąpiła jedna wielka cieszynka. Ponieważ na hale zawitali byli reprezentanci tacy jak chociażby Krzysztof Ignaczak czy Mariusz Wlazły, parkiet opanowały dzieci siatkarzy.
Zosia spokojnie przeszła przez barierki z zamiarem pogratulowania chłopakom, ale nagle poczuła jak ktoś mocno ją przytula.
– Ciocia Zosia!
Kobieta uśmiechnęła się szeroko, widząc małą Manoline, która była nie tylko córką jej najlepszego przyjaciela, ale także jej chrześniaczką.
– Cześć, księżniczko. Gdzie zgubiłaś brata? – zapytała, podnosząc dziewczynkę. Ta zaśmiała się głośno i odchyliła głowę, szukając Timi’ ego.
– Chyba… chyba właśnie kłóci się z Olim. A Sebastian próbuje ich rozdzielić – odpowiedziała wesoło. Zośka spojrzała w wskazanym kierunku i z rozbawieniem stwierdziła, że Timote i Oliwier naprawdę się o coś pożarli i gdyby nie młody Ignaczak, najprawdopodobniej wybuchłaby mała bijatyka.
– Choć, uspokoimy ich zanim sobie coś zrobią – zaproponowała, a dziewczynka ochoczo pokiwała głową.
Nagle zgasły światła. Dokładnie na niecałe trzy sekundy w całej Tauron Arenie zapadła ciemność. Ludzie zaczęli panikować, słychać było okrzyki przerażenia i zdziwienia, a przestraszona Manoline mocniej wtuliła się w Zosię. Gdy światło wróciło z głośników popłynęła informacja, że to tylko chwilowe zwarcie i, że już wszystko naprawiono.
Jednak dla odmiany drobne zamieszanie wybuchło przy stanowisku polskich statystyków. Oskar Kaczmarczyk pokazywał coś na ekranie laptopa, powtarzając głośnie, że wcześniej tego nie było i że on nie pojęcia co to jest. Zaskoczona Zosia postawiła Manoline na ziemi, po czym szybkim krokiem podeszła do Oskara.
To co zobaczyła było co najmniej dziwne. Na ekranie wyświetlana była animacja. Najpierw pojawiała się, stylizowana na starą, koperta z ogromna, czerwoną pieczęcią, następnie otwierała się ona, a ze środka „wypływał” krótki list.
– Jest siedem. My mamy po jednej. Oni dwie. Gra jeszcze trwa. JM – przeczytał pod nosem Zosia. – JM – James Moriarty – wyszeptała. – O co w tym wszystkim chodzi?
Po kilku chwilach animacja zniknęła, a zamiast niej pojawiło się okienko jednej z aplikacji statystyków. Zszokowany Oskar zebrał swoje rzeczy i domagając się do Krasickiej wyjaśnień, udał się za zawodnikami do szatni.
Zośka także się tam udała. Gdy tylko przekroczyła próg drzwi, rozdzwonił się jej telefon.
– Ty też wdziałaś list? Wyświetlił się na wszystkich komputerach w Scotland Yardzie – Greg nie bawił się w żadne formalności.
– Owszem. Moriarty zgasił na chwilę światła w Arenie, nastraszył kibiców.
– Co robimy?
– Lecimy do Tokio, szukamy bazy, za nim on ją znajdzie i zastanawiamy się gdzie są te dwie, których jeszcze nikt nie znalazł.
– I te, które ma Omega.
– Te też. Tak przy okazji – macie coś na ich temat?
– Jest o nich wzmianka w aktach z dwutysięcznego dziewiątego. Ale dotyczy to francuskich agencji do spraw lotnictwa, z nimi trzeba by było pogadać.
– Byłbyś w stanie to załatwić? Ja mam tu urwanie głowy z chłopakami.
– Spróbuję.
– Daj znać jak się czegoś dowiesz.
***
Kolejne dwa dni Memoriału przebiegały bardzo spokojnie. Polacy wygrali z Belgią i Serbią, i to w bardzo ładnym stylu. Dwudziestego maja odbyło się oficjalne pożegnanie zawodników przed wyjazdem na turniej. Miała miejsce wielka, biało czerwona feta, z mnóstwem kibiców, orkiestrą, skandowaniem imion siatkarzy, a także odśpiewywaniem sto lat w trzech językach, gdy rozniosła się wieść, że Blain obchodzi urodziny.
Po tych wszystkich imprezach, reprezentanci stawili się na lotnisku w Balicach by stamtąd udać się do Warszawy, a następnie do Tokio.
– Czy wszyscy mają paszporty? – zapytała Zofia, spoglądając uważnie na każdego z czternastu otaczających ja siatkarzy.
– Tak, proszę pani! – odkrzyknęli chórem, zawodnicy.
– A bilety?
– Też!
– Czy wszystkie bagaże są nadane?
– Nadane!
– To idziemy dalej – machnęła ręką, a wszyscy podążyli do stanowiska kontroli. Nadanie bagaży przebiegało tym razem wyjątkowo sprawnie, głównie dlatego, że nad wszystkim czuwała pan kierownik, pilnując by nikt nie wysłał swojej walizki do Nowego Jorku albo Dubaju.
- Czuję się jak na wycieczce szkolnej. Tylko wiedźmy od historii brakuję – zaśmiał się Stephane, podchodząc do przyjaciółki. Przez ostatnie dni nie rozmawiali ze sobą za wiele, bo po prostu nie było czasu.
– Nawet mi nie mów. Do dziś śni mi się po nocach jak odpytywała mnie z rewolucji. – Zośka wzdrygnęła się na samą myśl o starej pani profesor. – Lepiej powiedz, jak się czujesz? – zapytała trenera. Ten skrzywił się nie znacznie.
– Dobrze, biorę leki, ale jest naprawdę dobrze – odpowiedział, chowając ręce do kieszeni i spuszczając wzrok. Nie chciał się przyznawać do tego, że nadal ma koszmary, rany na plecach się nie goją, a gdy dzień wcześniej nie wziął wieczorem tabletek, zbijających temperaturę, to obudził się o piątej rano z prawie czterdziestostopniową gorączką. Nie to było teraz ważne – ważna była teraz siatkówka i kwalifikacja olimpijska.
Zośka chciała coś jeszcze powiedzieć, ale w tym momencie usłyszeli czyjś przeraźliwy krzyk.
– Nie! Zostawcie go, on nic wam nie zrobił! – wrzeszczał przeraźliwie Fabian Drzyzga. Obok niego stał celnik z pluszowym misiem w ręce.
– Niestety, proszę pana, ale nasze skanery pokazały, ze w środku mogą się znajdować substancje niedozwolone. – Mężczyzna rozłożył bezradnie ręce. – Takie są procedury.
– W du… w miejscu gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę, mam wasze procedury. – Fabian wyrwał strażnikowi swojego misia. – Nic nie zrobicie Wasylowi!
Celnik spojrzał znacząco na swojego kolegę przy drugim stanowisku, po czym obaj podeszli do Drzyzgi, unieruchomili go i zabrali pluszaka. Następnie jeden z nich wyciągnął zza pasa nóż i bez żadnego opor rozciął plecy biednego miśka. Zaczął wyciągać z niego plusz, aż w końcu nie zostało w środku nic.
– Jak widać tym razem się myliliśmy. Przepraszamy za zamieszanie, ale takie mamy rozkazy. – Strażnik wzruszył ramionami i odszedł by kontynuować swoją pracę.
Fabian rzucił się na podłogę i zaczął zbierać materiał, kiedyś wypełniający jego ukochanego misia.
– Wasyl, Wasylku, co oni ci zrobili, kochany – łkał nad zwłokami przyjaciela.
Widząc jak mają się sprawy, Zosia pokręcił głowa z dezaprobatą i zastanowiła się, co ją podkusiło, że przyjęła propozycje Blaina.
– Kubiak – Machnęła ręką na kapitana. – Weź jakąś siatkę i zbierz ten plusz, a potem mi go daj. Pozostali, migiem przez kontrolę – za dziesięć minut otwierają bramkę.
***
21 listopada 2000
Wszyscy już prawie zapomnieli o incydencie sprzed paru miesięcy. Chyba tylko ja nie mogę wyrzucić go z pamięci. Strasznie mnie to denerwuję i staram się zajęć by tylko o tym nie myśleć.
O tym i o Haveline.
Ostatnio łapię się na tym, że kiedy wchodzę na jadalnie to odruchowo wzrokiem szukam właśnie jej, że coraz milej spędza mi się z nią czas, że już mnie tak strasznie nie denerwuję.
Nie wiem co się dzieje.
W domu spokój.
Kończę.
– Zaraz zaczynamy panowie. Dajcie z siebie wszystko, pokarzcie na co was stać, a przede wszystkim – uśmiechnął się delikatnie – bawcie się grą. Kto wygra?
– Polska!
Wybiegli na boisko. Mecz się rozpoczął. Bułgarzy grali naprawdę dobrze, jednak Polacy byli w swoim żywiole. Niesieni przez ogłuszający doping kibiców wygrali, pierwszego seta do siedemnastu. Na trybunach ludzie szaleli, zabawa była naprawdę genialna, wszystko było jedną wielką imprezą. Siatkarze starali pokazać się z jak najlepszej strony by zamknąć usta krytykom i udowodnić, że są gotowi nie tylko zdobyć kwalifikacje olimpijską, ale także pojechać do Rio p medale.
Kolejne sety również rozstrzygnięte na korzyść Polaków, odpowiedni do osiemnastu i dwudziestu trzech. Po meczu nastąpiła jedna wielka cieszynka. Ponieważ na hale zawitali byli reprezentanci tacy jak chociażby Krzysztof Ignaczak czy Mariusz Wlazły, parkiet opanowały dzieci siatkarzy.
Zosia spokojnie przeszła przez barierki z zamiarem pogratulowania chłopakom, ale nagle poczuła jak ktoś mocno ją przytula.
– Ciocia Zosia!
Kobieta uśmiechnęła się szeroko, widząc małą Manoline, która była nie tylko córką jej najlepszego przyjaciela, ale także jej chrześniaczką.
– Cześć, księżniczko. Gdzie zgubiłaś brata? – zapytała, podnosząc dziewczynkę. Ta zaśmiała się głośno i odchyliła głowę, szukając Timi’ ego.
– Chyba… chyba właśnie kłóci się z Olim. A Sebastian próbuje ich rozdzielić – odpowiedziała wesoło. Zośka spojrzała w wskazanym kierunku i z rozbawieniem stwierdziła, że Timote i Oliwier naprawdę się o coś pożarli i gdyby nie młody Ignaczak, najprawdopodobniej wybuchłaby mała bijatyka.
– Choć, uspokoimy ich zanim sobie coś zrobią – zaproponowała, a dziewczynka ochoczo pokiwała głową.
Nagle zgasły światła. Dokładnie na niecałe trzy sekundy w całej Tauron Arenie zapadła ciemność. Ludzie zaczęli panikować, słychać było okrzyki przerażenia i zdziwienia, a przestraszona Manoline mocniej wtuliła się w Zosię. Gdy światło wróciło z głośników popłynęła informacja, że to tylko chwilowe zwarcie i, że już wszystko naprawiono.
Jednak dla odmiany drobne zamieszanie wybuchło przy stanowisku polskich statystyków. Oskar Kaczmarczyk pokazywał coś na ekranie laptopa, powtarzając głośnie, że wcześniej tego nie było i że on nie pojęcia co to jest. Zaskoczona Zosia postawiła Manoline na ziemi, po czym szybkim krokiem podeszła do Oskara.
To co zobaczyła było co najmniej dziwne. Na ekranie wyświetlana była animacja. Najpierw pojawiała się, stylizowana na starą, koperta z ogromna, czerwoną pieczęcią, następnie otwierała się ona, a ze środka „wypływał” krótki list.
– Jest siedem. My mamy po jednej. Oni dwie. Gra jeszcze trwa. JM – przeczytał pod nosem Zosia. – JM – James Moriarty – wyszeptała. – O co w tym wszystkim chodzi?
Po kilku chwilach animacja zniknęła, a zamiast niej pojawiło się okienko jednej z aplikacji statystyków. Zszokowany Oskar zebrał swoje rzeczy i domagając się do Krasickiej wyjaśnień, udał się za zawodnikami do szatni.
Zośka także się tam udała. Gdy tylko przekroczyła próg drzwi, rozdzwonił się jej telefon.
– Ty też wdziałaś list? Wyświetlił się na wszystkich komputerach w Scotland Yardzie – Greg nie bawił się w żadne formalności.
– Owszem. Moriarty zgasił na chwilę światła w Arenie, nastraszył kibiców.
– Co robimy?
– Lecimy do Tokio, szukamy bazy, za nim on ją znajdzie i zastanawiamy się gdzie są te dwie, których jeszcze nikt nie znalazł.
– I te, które ma Omega.
– Te też. Tak przy okazji – macie coś na ich temat?
– Jest o nich wzmianka w aktach z dwutysięcznego dziewiątego. Ale dotyczy to francuskich agencji do spraw lotnictwa, z nimi trzeba by było pogadać.
– Byłbyś w stanie to załatwić? Ja mam tu urwanie głowy z chłopakami.
– Spróbuję.
– Daj znać jak się czegoś dowiesz.
***
Kolejne dwa dni Memoriału przebiegały bardzo spokojnie. Polacy wygrali z Belgią i Serbią, i to w bardzo ładnym stylu. Dwudziestego maja odbyło się oficjalne pożegnanie zawodników przed wyjazdem na turniej. Miała miejsce wielka, biało czerwona feta, z mnóstwem kibiców, orkiestrą, skandowaniem imion siatkarzy, a także odśpiewywaniem sto lat w trzech językach, gdy rozniosła się wieść, że Blain obchodzi urodziny.
Po tych wszystkich imprezach, reprezentanci stawili się na lotnisku w Balicach by stamtąd udać się do Warszawy, a następnie do Tokio.
– Czy wszyscy mają paszporty? – zapytała Zofia, spoglądając uważnie na każdego z czternastu otaczających ja siatkarzy.
– Tak, proszę pani! – odkrzyknęli chórem, zawodnicy.
– A bilety?
– Też!
– Czy wszystkie bagaże są nadane?
– Nadane!
– To idziemy dalej – machnęła ręką, a wszyscy podążyli do stanowiska kontroli. Nadanie bagaży przebiegało tym razem wyjątkowo sprawnie, głównie dlatego, że nad wszystkim czuwała pan kierownik, pilnując by nikt nie wysłał swojej walizki do Nowego Jorku albo Dubaju.
- Czuję się jak na wycieczce szkolnej. Tylko wiedźmy od historii brakuję – zaśmiał się Stephane, podchodząc do przyjaciółki. Przez ostatnie dni nie rozmawiali ze sobą za wiele, bo po prostu nie było czasu.
– Nawet mi nie mów. Do dziś śni mi się po nocach jak odpytywała mnie z rewolucji. – Zośka wzdrygnęła się na samą myśl o starej pani profesor. – Lepiej powiedz, jak się czujesz? – zapytała trenera. Ten skrzywił się nie znacznie.
– Dobrze, biorę leki, ale jest naprawdę dobrze – odpowiedział, chowając ręce do kieszeni i spuszczając wzrok. Nie chciał się przyznawać do tego, że nadal ma koszmary, rany na plecach się nie goją, a gdy dzień wcześniej nie wziął wieczorem tabletek, zbijających temperaturę, to obudził się o piątej rano z prawie czterdziestostopniową gorączką. Nie to było teraz ważne – ważna była teraz siatkówka i kwalifikacja olimpijska.
Zośka chciała coś jeszcze powiedzieć, ale w tym momencie usłyszeli czyjś przeraźliwy krzyk.
– Nie! Zostawcie go, on nic wam nie zrobił! – wrzeszczał przeraźliwie Fabian Drzyzga. Obok niego stał celnik z pluszowym misiem w ręce.
– Niestety, proszę pana, ale nasze skanery pokazały, ze w środku mogą się znajdować substancje niedozwolone. – Mężczyzna rozłożył bezradnie ręce. – Takie są procedury.
– W du… w miejscu gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę, mam wasze procedury. – Fabian wyrwał strażnikowi swojego misia. – Nic nie zrobicie Wasylowi!
Celnik spojrzał znacząco na swojego kolegę przy drugim stanowisku, po czym obaj podeszli do Drzyzgi, unieruchomili go i zabrali pluszaka. Następnie jeden z nich wyciągnął zza pasa nóż i bez żadnego opor rozciął plecy biednego miśka. Zaczął wyciągać z niego plusz, aż w końcu nie zostało w środku nic.
– Jak widać tym razem się myliliśmy. Przepraszamy za zamieszanie, ale takie mamy rozkazy. – Strażnik wzruszył ramionami i odszedł by kontynuować swoją pracę.
Fabian rzucił się na podłogę i zaczął zbierać materiał, kiedyś wypełniający jego ukochanego misia.
– Wasyl, Wasylku, co oni ci zrobili, kochany – łkał nad zwłokami przyjaciela.
Widząc jak mają się sprawy, Zosia pokręcił głowa z dezaprobatą i zastanowiła się, co ją podkusiło, że przyjęła propozycje Blaina.
– Kubiak – Machnęła ręką na kapitana. – Weź jakąś siatkę i zbierz ten plusz, a potem mi go daj. Pozostali, migiem przez kontrolę – za dziesięć minut otwierają bramkę.
***
21 listopada 2000
Wszyscy już prawie zapomnieli o incydencie sprzed paru miesięcy. Chyba tylko ja nie mogę wyrzucić go z pamięci. Strasznie mnie to denerwuję i staram się zajęć by tylko o tym nie myśleć.
O tym i o Haveline.
Ostatnio łapię się na tym, że kiedy wchodzę na jadalnie to odruchowo wzrokiem szukam właśnie jej, że coraz milej spędza mi się z nią czas, że już mnie tak strasznie nie denerwuję.
Nie wiem co się dzieje.
W domu spokój.
Kończę.
Rozdział dwunasty dzisiaj w czwartek. Jest taki jaki jest, ja się nie wypowiadam. Stwierdziłam, że nie potrafię się wypowiadań na temat własnej twórczości.
Ogólnie zapraszam na mojego drugiego bloga z Stephanem Antigą i Marcinem Możdżonkiem w rolach głównych http://mojaamelka.blogspot.com/. Na razie jest tylko prolog, ale już jutro pojawi się rozdział pierwszy.
Zapraszam do komentowania. To naprawdę ogromnie motywuje. I kolejne rozdziały pisze mi się o wiele przyjemniej, jeśli pod poprzednim pojawiło się np. pięć komentarzy.
Pozdrawiam
Violin
Ogólnie zapraszam na mojego drugiego bloga z Stephanem Antigą i Marcinem Możdżonkiem w rolach głównych http://mojaamelka.blogspot.com/. Na razie jest tylko prolog, ale już jutro pojawi się rozdział pierwszy.
Zapraszam do komentowania. To naprawdę ogromnie motywuje. I kolejne rozdziały pisze mi się o wiele przyjemniej, jeśli pod poprzednim pojawiło się np. pięć komentarzy.
Pozdrawiam
Violin
Jestem i pozostawiam ślad. :p
OdpowiedzUsuńRozśmieszyła mnie ta akcja z misiem. :)
Jak zawsze wspaniały. :> Jest coraz ciekawiej. xoxo
Czekam na następny i życzę weny. ^_*
Pozdrawiam. :*
Rozdział świetny- jak zawsze! Akcja Fabiana z miśkiem wygrała :D Coraz więcej się dzieje i robi się coraz ciekawej. Czekam na więcej i jeśli jeszcze nie czytałaś 16 na moim blogu ---> http://involleyworld.blogspot.com/ zapraszam serdecznie! ^_^ Oczywiście z chęcią będę czytała Twojego drugiego bloga.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny życzę :*
świetny
OdpowiedzUsuń