piątek, 20 maja 2016

Rozdział 13

Przesiadka na Okęciu wiązała się z trzygodzinnym oczekiwaniem w terminalu. Siatkarze rozłożyli swoje rzeczy na dwóch rzędach krzeseł i zabrali się za zapełnianie sobie czasu. Niektóry wyjęli komórki, inni laptopy lub książki, a jeszcze inni postanowili zrobić sobie wycieczkę po terminalu. Do tej grupy zaliczali się: kapitan Dzik, przeżywający żałobę po ukochanym pluszaku, Fabio, pozbawiony partnera w zbrodni Kłos i zgarnięty przez przypadek Szalpuk.
Panowie postanowili przejść się po lotniskowej strefie wolnocłowej. Przechodzili od sklepu do sklepu, oglądali różne dziwne rzeczy i coraz bardziej oddalali się od swojej grupy. Bawili się bardzo dobrze, minuty płynęły sobie gładko i szybko.
W końcu jednak, wykazujący się odrobiną rozsądku Artur, zerknął na zegarek by zakomunikować, że jeśli nie zamierzają doprowadzić Zosi do białej gorączki, to powinni wracać.
I w tym momencie pojawił się problem – żaden z nich nie pamiętał przy jakiej bramce usiedli albo, z której wylatuje ich samolot.
– To na pewno było 14F…, a może 15B – mruczał pod nosem Kubiak, kiedy szli w kierunku, z którego wydawało im się, że przyszli.
– Dlaczego na tych głupich telewizorach nie wyświetla się dokąd mamy iść? – jęknął Karol, wskazując na wiszący pod sufitem ekran informacyjny.
– Bo jest jeszcze za wcześnie – odpowiedział Szalpuk. – Usiedliśmy w miejscu, z którego zwykle, podkreślam ZWYKLE,  odlatują samoloty do Tokio. Dlatego musimy być tam wcześniej – by spokojnie przejść do odpowiedniej bramki.
– Jeszcze powiedzcie, że żaden z was nie ma komórki – mruknął ironicznie Fabian.
Jak na zawołanie pozostali trzej siatkarze zaczęli obszukiwać swoje kieszenie w poszukiwaniu telefonu. Kłos i Kubiak wyciągnęli je w końcu, ale  Artur nie mógł nigdzie znaleźć swojego.
– No tak – przyjmujący palną się w czoło – Zostawiłem go Zatorowi, żeby trochę podładował.
– A mój właśnie... – Telefon Michał zawibrował i rozległa się charakterystyczna melodyjka. – Padł. – Kubiak uśmiechnął się przepraszająco.
– A ja jakimś cudem nie mam zasięgu – westchnął Karol, co rusz podnosząc i opuszczając telefon by złapać choć jedną kreskę.
– Mój też się ładuje. – Drzyzga pokręcił głową że zrezygnowaniem. – No to jesteśmy w czarnej...
– Ej, chłopaki, zobaczcie!  – Wywód Drzyzgi przerwał krzyk Kubiaka.  – Jestem kapitanem! – Dzik znalazł na wystawie replikę czapki pilota i teraz paradował w niej wzdłuż sklepowych półek.
– Dorzuć jeszcze do tego marynarkę, kapitanie – zaśmiał się Szalpuk, wskazując na wiszące na wieszaków ubrania.
Michał z radością przymierzyć kurtkę. Pasowała idealnie i siatkarz wyglądał w niej jak rasowy pilot.
I chyba aż za bardzo rasowy.
– Wreszcie pana znalazłam, panie kapitanie. Dlaczego nie jest Pan w kabinie?!
Zawodnicy jak na komendę, odwrócili się w stronę, z której dobiega głos.
Stała tam stewardessa. Ale nie piękna, młoda, uśmiechająca się miło stewardessa, a kobieta o barach szerokich jak u kulturysty, mająca co najmniej dwa metry wzrostu i z dłońmi jak bochny chleba.
– Chyba… mnie… z kimś… pani… pomyliła… – Kubiak zapobiegawczo zrobił dwa kroki w tył.
– Chyba pan żartuję. Ja się nigdy nie mylę – żachnęła się stewardessa. – Proszę natychmiast udać się do samolotu, kapitanie.
Przerażenie wymalowane na twarzy siatkarza, mówiło wszystko. Widząc, że Michał nie ma zamiaru wykonać polecenia, kobieta zbliżyła się gwałtownie w celu przymuszenia go do tego siłą.
Na szczęście Kubik był szybszy i zwinniejszy. Zrzucił z siebie strój pilota i razem z kolegami wziął nogi za pas.
A kobieta podążyła za nimi.
Biegli więc przez cały terminal, przepychając się między pasażerami, z korpulentną stewardessą, na karku.
– Ratujcie, pomóżcie, życie ocalcie! – krzyknął Kubiak gdy tylko na horyzoncie pojawiła się reszta reprezentacji.
– Co się dzie… – Oskar Kaczmarczyk zgłupiał gdy zobaczył kto goni chłopaków. Kolana się pod nim ugięły, a oczy przybrały wielkość talerzy. Z prędkością światła zgarnął wszystkie swoje rzeczy, po czym odwrócił się na pięcie, wydając komendę:
– Odwrót panowie, odwrót!
Wszyscy polecenie wykonali. Nikt nie miał ochoty na przedwcześnie spotkanie z zawodnikiem sumo.
A przebywający na lotnisku ludzie do końca życia zapamiętają scenę jak kilkunastu dwumetrowych mężczyzn uciekało przed stewardessą.
Ciekawy dzień, nieprawdaż?
***
– Spadamy, spadamy, spadamy!
– Kuraś, spokojnie, to tylko turbulencja.
– Ty nic nie wiesz, Michał, ty nie wiesz . Zawsze zaczyna się od „tylko” turbulencji. A potem jest coraz gorzej.
– Jesteś przewrażliwiony.
– Wcale nie!
– Tak. 
– Nie!
– Idź spać, Kuraś i nie męcz niewinnych ludzi.
***
Pierre w Tokio był po raz pierwszy. Airbus, dla którego pracował od niespełna dwóch lat, wysłał go do Japonii w celu przetestowania najnowszego komputera, mającego się wkrótce znaleźć na pokładzie samolotów firmy.
Był późny wieczór, piątek , kiedy to,  wracając że spotkania, postanowił się przejść. Nie lubił tłocznych,  pełnych ludzi i świateł, dzielnic, więc wybrałem drogę przez cichą, mieszkalną część miasta. 
Szedł wąską ulicą, między niewysokimi budynkami i zamkniętymi straganami. W uszach miał słuchawki, a na głowę zarzucił kaptur bluzy. Idąc z rękami w kieszeniach, myślał nad tym co krył w sobie notatnik jego brata. Dzień wcześniej udało mu się rozkoszować szyfr, za pomocą którego Arsène opisywał swoje rysunki. Gdyby tego nie zrobił nie wiedziałby czym są urządzenia przedstawiane na białych kartkach rysownika. Teraz miał przynajmniej jakieś pojęcie czym dokładnie zajmował się Arsene, choć nadal nie wiedział dla kogo pracował.
W pewnym momencie poczuł jak ktoś chwyta go za ramię. Chciał się odwrócić by zobaczyć kto to, ale napastnik przytknął mu nóż do gardła, a drugą ręką zatkał usta.
– Nie próbuj się wyrywać – wysyczał nieznajomy.
Pierre poczuł jak robi mu się zimno, dreszcz strachu przeszedł przez całe jego ciało. Oddychał płytko, kątem oka próbują dostrzec twarz oprawcy. Nie udało mu się. Mimo ostrzeżenia szarpnął się gwałtownie,  desperacko pragnąc się oswobodzić.
– Ostrzegałem – wychrypiał napastnik.
A potem coś ciężkiego uderzyło go w głowę. 
Zapadła ciemność.
***
– Leman, ratuj!
– Co się stało, Andrzej?
– Zgubiłem ją!
– Kogo?
– Helenę!
– Jaka znowu Helenę?
– No Łomacza Helę! Proszę cię, pomóż mi, on mnie zatłucze jeśli coś jej się stanie.
– Będę najszybciej, jak to możliwe.
***
13 grudnia 2000
Święta się zbliżają, ale w bazie tego nie czuć. Wszyscy harujemy do późnych nocnych godzin, problem z głównym komputerem nadal nie został rozwiązany, szefostwo dostaje szału. Do tego znów wyszła sprawa z szpiegiem. Zniknęły notatki profesora Sandersa.
Na święta wracam do domu. Mam już przygotowany prezent dla młodego – robot, którego sam będzie mógł zaprogramować.
Jeśli chodzi o Hav… to skomplikowane. Sam nie wiem co mam myśleć. Będę musiał porozmawiać o tym z tatą.
Kończę.


Mamy rozdział trzynasty Przepisywany na szybko w pociągu i niedopracowany, ale moim celem jest teraz dotarcie do następnej części, którą mam już dokładnie przemyślaną.
Cos ostatnio kiepsko z komentarzami. Serio, one naprawdę motywują i dają niezłego kopa. A tak to średnio wiem czy w ogóle pisać.
Mam nadzieję, że część się podobała.
Pozdrawiam
Violin

6 komentarzy:

  1. Nawet nie żartuj, że przestaniesz pisać. Mówiłam to już kiedyś, ale powtórzę jeszcze raz :) Jest mega dużo blogów z opowiadaniami siatkarskimi. Praktycznie z każdym z siatkarzy jest kilka opowieści. Ale większość z nich to miłosne historie itp. (takie oppwiadania dla grzecznych dziewczynek xd) Natomiast ten blog i to opowiadanie jest zupełnie czymś innym! W żadnym rozdziale nie wieje nudą i zawsze dzieje się coś bardzo ciekawego. Połączenie Holmesa z humorem naszych siatkarzy to po prostu idealna mieszanka. Czytałam wiele opowiadań, ale naprawdę i szczerzę mówię, że to jest bezwarunkowo moim ulubionym! ♥ Wiem, że pewnie czasem jest Ci ciezko coś napisać, nie zawsze wena przychodzi w odpowiednim momencie, ale pamiętaj nigdy się nie poddawaj! :) I zawsze w trudnych chwilach miej przed oczami naszych siatkarzy, którzy nigdy się nie poddali! Mi to zawsze pomaga.
    "Mierz wysoko i wierz w to mocno. Nawet jak przegrasz zostanie Ci godność"!
    A co do rozdziału, to ja nie wiem, dlaczego uważasz, że jest niedopracowany ;) Jest bardzo fajny, ciekawy i jak najbardziej mi się podoba!
    Pozdrawiam cieplutko.
    /Ola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwielbiam twoje komentarze. Naprawdę dają mi one ogromnego kopa i zawsze jak nadchodzi brak weny i nie chce mi się pisać, to je czytam.
      Też uważam, że jest zdecydowanie za dużo tych przesłodzonych, miłosnych historii. Oczywiście są też takie, które są naprawdę ciekawę ( opowiadania Fiolki i Martiny), ale większość jest straszna.
      Jeśli nie masz dość mojej twórczości to zapraszam jeszcze na mojego drugiego bloga. "Amela" to tez trochę nietypowa historia, zupełnie inna niż ta.
      http://mojaamelka.blogspot.com/
      Jeszcze raz bardzo dziękuję za komentarz.
      Pozdrawiam
      Violin

      Usuń
    2. Nie ma za co dziękować. Bardzo mi miło :)
      A co do blogu o Amelce, już dawno przeczytałam Prolog i Pierwszy rozdział, tylko nie skomentowałam :/ Bardzo mi się podobało. To opowiadanie także jest trochę inne od wszystkich, ale naprawdę bardzo ciekawe. :)
      /Ola

      Usuń
  2. No chciałabym zobaczyć jak oni uciekają przed tą kobietą.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziewczyno!!! Rozwaliłaś system tym opowiadaniem! <3 To jest świetne!!!! Świetne!!! Jestem tu od 2 dni i zdążyłam przeczytać już wszystkie rozdziały. Naprawdę wymiatasz! Według mnie masz wielki talent. Ten rozdział jest serio świetny! Mam ochotę powiedzieć do Ciebie dwa słowa: Brawo Ty! :D :D :D
    P.S. Chciałabym też zapytać Cię o jedną rzecz. Co sądzisz o tej burzy, którą rozpętali "eksperci" kibice, a propos słabego występu naszych siatkarzy na memoriale. Większość pisze, że nie mają szans w Tokio i tym podobne. Ja oglądam siatkówkę nie od dziś i swoje wiem, ale chciałabym też zaczerpnąć Twojej opinii. Moim zdaniem to dobrze, że wielka forma nie przyszła do siatkarzy w tym tygodniu. Wtedy mogli by nie utrzymać jej przez całe dwa tygodnie. Wszyscy siatkarze na czele z panem Stephanem mówią, że forma ma przyjść dopiero w Tokio, a nie na memoriale. Ale wiadomo jacy są Polacy, im nie dogodzisz. Sądzę też, a wręcz jestem przekonana, że siatkarze nie traktowali tego memoriału bardzo poważnie. Sami mówili, że to tylko mecze towarzyskie. Inaczej gra się "mecz o życie" na bardzo ważnym turnieju niż po prostu towarzyskie spotkanie. Według mnie nie pokazali 100% swoich możliwości, bo nie było to potrzebne. Trzeba też dmuchać na zimne. Jakby któryś z nich nabawił się w Krakowie kontuzji, to byłoby naprawdę tragicznie! Moim zdaniem nie mamy się co przejmować tym, że Polacy niby "nie mają formy", bo to jest kompletna nieprawda i bzdura, a ludzie którzy to piszą, są zwykłymi sezonowcami. Oczywiście, nie możemy w Tokio lekceważyć żadnej drużyny, bo wszyscy przyjechali walczyć tam o Rio, ale moim zdaniem Polacy są na turnieju interkontynentalnym faworytami. No ale tak jak powiedział Artur Szalpuk w wywiadzie dla siatka.org (może czytałaś?), nie można popadać ze skrajności w skrajność. Źle jest sądzić, że Polska na pewno nie da rady dostać się na IO, ale źle też jest od razu "pakować" im bagaże do Rio. Nikt za darmo im nic nie da i jeżeli wywalczą awans na igrzyska, to będzie to tylko i wyłącznie ich ciężka praca! Takie jest moje zdanie na ten temat. Może nie jestem wielkim znawcą, ale nie zaliczam się też do Polaczków Cebulaczków i od kilku dobrych lat prawdziwie interesuje się siatką. Poczytałam też ostatnio sporo wywiadów i wiem, że także sami siatkarze nie przejmują się "przegraną" na memoriale. Nawet nie traktują tego jako "porażki", tylko jak zwykłe przygotowanie, czy trening. Fajnie jest wygrywać, no ale nie można robić tego kosztem wszystkiego, a wiadomo, ze Tokio jest teraz najważniejsze. A ty co o tym sądzisz? Mogłabyś napisać swoją opinię? :)

    Gratuluję świetnego opowiadania, będę tu często wpadać i komentować.

    //Oddycham Siatkówką

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Normalnie czytam komentarze na komórce ( na maila przychodzi mi powiadomienie), ale jak zobaczyłam długość twojego, to aż z wrażenia przerzuciłam się na komputer. Bardzo dziękuję za miłe słowa, bardzo mnie one motywują do dalszego pisania.
      Co do Memoriału, to miałam okazję być na czwartkowym meczu z Serbią i muszę powiedzieć, że mam podobną opinię co ty. Mam wrażenie, że zawodnicy czasami wręcz bronili się przed grą na 100%, właśnie by uniknąć kontuzji.
      Wywiad z Arturem czytałam, uważam, że ma on całkowitą rację. Jest trochę rzeczy do poprawienie, zagrywka na przykład, nie możemy też oczekiwać, że Tokio "samo się" wygra, ale jednak wiemy też, że umiemy grać. Tylko musimy jeszcze to pokazać. Ja osobiście całkowicie ufam sztabowi szkoleniowemu i nie rozumiem ludzi, którzy hejtują Antigę za to, że do Tokio wziął Nowakowskiego i Mike. Przecież to on najlepiej wie jak oni pracują na treningach, jak się ma ich kontuzja. Jedyne co mnie martwi to to, że, według samych nagłówków na WP, artykułów nie czytam ze względu na komentarze, Mateusz nie trenuje normalnie z drużyną, choć robił to w Spale, a nawet grał przez chwilę na Memoriale.
      Zobaczymy co będzie. Chłopaki mają sześć dni i sparring z Iranem by doszlifować to co mają doszlifować. Wiedzą o co walczą i to jest najważniejsze.
      Wygrywanie jest fajne. Ale nawet Stephane powiedział, że gdybyśmy wygrali to moglibyśmy poczuć się zbyt pewni siebie.

      Jeszcze raz dziękuję za tak miłe słowa.

      Pozdrawiam
      Violin

      Usuń