Nie wiele pamiętał. Odgłos silników odrzutowych, zimny, lodowaty wiatr, pojedyncze słowa po rosyjsku, igłę wbijaną w przedramię. Tylko takie zamazane obrazy był wstanie przywołać jego umysł, gdy obudzi się w jakimś ciemnym pomieszczeniu. Ręce i nogi miał przypięte łańcuchami do ściany. Jeszcze nie do końca był świadomy tego co się dzieje.
– Witam, szanownego pana.
Nad głową Pierr’ego zaświeciły się dwie, oślepiające lampy, oświetlając stojącego pod ścianą mężczyznę w garniturze i ciemnych okularach.
– Kim jesteś? – wychrypiał słabo chłopak.
– Mówią na mnie Orion – odpowiedział nieznajomy, podchodząc bliżej. – A ty musisz być Pierre Blain. Urodzony trzeciego sierpnia tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego ósmego roku w Montpellier, y Philippa i Caroline Blain, pracownik działu informatycznego Airubusa i młodszy brat nieżyjącego już Arsene Blaina. To jego notatnik, prawda? – Orion odniósł trzymany przez siebie zeszyt.
– Tak – szepnął chłopak. Co raz mniej rozumiał z tego co dzieje, gdzie się znajduje i kim jest ten człowiek. – Czego chcesz? – próbował krzyknąć.
– Chyba powinienem wyjaśnić. – Orion uśmiechnął się kpiąco. – Ponad dwadzieścia lat temu, zaraz po rozpadzie związku radzieckiego, grupa wojskowych z całego świata postanowiła stworzyć system baz, który miał momentalnie niwelować wszelkie konflikty na świecie. Były tam komputery, przywidujące ruch wojsk czy specjalna broń, wytwarzająca fale pozwalające za pomocą wstrząsów niszczyć tylko i wyłącznie konkretne cele, nie szkodząc cywilom. Oczywiście całej tej machinerii można by było użyć na przykład w celu przejęcia władzy nad światem. Udało nam się wykraść dane i nawet odkryć gdzie znajdują się dwie z siedmiu baz. Niestety okazało się, że nawet naukowcy, pracujący przy tym projekcie nie są wstanie rozwiązać niektórych problemów i uruchomić urządzenia. Były tylko dwie osoby, którym się to udało. – jedną z nich był twój brat. – Pierre poczuł jak robi mu się gorąco. To wszystko co raz mniej mu się podobało. – Żeby spokojnie znaleźć jego notatnik, zabiliśmy go, pozorując katastrofę samolotu. To samo zrobiliśmy osiem lat później zrobiliśmy to samo z dziewczyną, która także znalazła rozwiązanie problemu. Niestety nie przewidzieliśmy, że notatki zostawione w bazie w Północnej Francji, zostaną przekazane rodzinie i znikną na długie lata. Dopiero teraz, kiedy jesteśmy w posiadaniu dwóch baz i wiemy także gdzie sią dwie inne…
– Więc po co mnie tu trzymacie – prychnął Pierre. – Macie przecież zeszyt, możecie zawładnąć światem czy co tam planujecie.
– Niestety jest jeden drobny problem – westchnął Orion. – Twój brat szyfrował swoje notatki. T je rozkodowałeś. Wystarczy, że nam pomożesz, a my puścimy cię wolno.
– Nigdy – wychrypiał chłopak.
Mężczyzna uśmiechnął się okrutnie po czym machnął na stojących pod ścianą strażników.
– Zabierzcie go do lochów – nakazał. – Od odrobiny bólu jeszcze nikt nie zginął, a wielu zaczęło gadać.
***
– To gdzie ją ostatnio widziałeś, Andrzej?
– Zaczekaj Leman, niech pomyślę... Chyba… w kuchni. Tak, tutaj. Siedziała na parapecie i patrzyła przez okno.
– A potem?
– A potem poszedłem do pokoju i jak wróciłem to jej nie było. Tylko okno było otwarte.
– Trzeba przepytać sąsiadów czy nie widzieli kury, wyskakującej z okna.
– Myślisz, że sama uciekła?
– No chyba nikt jej nie porwał.
– No wiesz…
– Ty lepiej nic już nie mów Andrzej. Okej?
– Okej…
***
– Wyjaśnił mi Sherlocku, dlaczego spacerujemy akurat po tej dzielnicy Tokio?
– Przeczucie.
– Przeczucie, mówisz – prychnął Greg, chowając ręce w kieszeniach.
Było koło czwartej po południu, kiedy Holmes wyciągnął swojego przyjaciela na wycieczką po jednej z cichszych, mieszkalnych dzielnic. Lestrade nie mógł zrozumieć w jaki sposób to konkretne miejsce jest związane z Omegą albo Moriartym, ale doświadczenie nauczyło go by wierzyć detektywowi na słowo.
– Stój!
Słysząc polecenie Sherlocka, inspektor posłusznie stanął w miejscu. W skupieniu przyglądał się jak Holmes zaczyna chodzi w kółko wokół jednego niedużego kawałka drogi po czym pochyla się nad nim i koniuszkami palców podnosi kartkę papieru, ubrudzoną błotem i krwią
– Lestrade – Sherlock uśmiechnął się z triumfem. – Znalazłem coś ciekawego. Dzwoń do Zosi. Powiedz jej, że odwiedzimy ją dziś wieczorem.
***
Po długiej podróży, lekkim treningu i kolacji, siatkarze dostali trochę wolnego. Niestety na czas wolny nie mogli pozwolić sobie członkowie sztabu. Dlatego też trenerzy, statystycy i fizjoterapeuci rozłożyli się w niedużej sali konferencyjnej, by omawiać treningi czy uzupełniać dokumentacje. Także Zosia nie próżnowała i razem z Michałem, opiekunem reprezentacji, próbowali przewidzieć co może pójść nie tak przez najbliższe kilka dni i co mogą znowu odstawić zawodnicy.
Akurat kiedy omawiali sparing i Iranem, drzwi do sali otworzyły się gwałtownie, a do środka wpadli Greg i Sherlock, wprawiając wszystkich siedzących przy stole w dezorientacje.
– Zobacz co znaleźliśmy. – Holmes położył na blacie jakąś kartkę.
Zosia zerknęła na nią, jakby od niechcenia. Zmarszczyła brwi, widząc co jest na niej narysowane i chciała przyjrzeć jej się bliżej, ale przeszkodził jej Philippe.
– Skąd to macie? – zapytał niepewnie.
– Znaleźliśmy w Tokio – odpowiedział Greg. – Wiesz co to jest?
– To kartka z dziennika Arsene – wyszeptał. – Ta krew…
Sięgnął gwałtownie po swój telefon, wykręcił jakiś numer i przez kilka minut siedział w ciszy, próbując się do kogoś dodzwonić. Gdy jednak nikt nie odebrał, odłożył bok komórkę i drżącym głosem zaczął opowiadać o tym co ostatnio odkrył Pierre. Z każdym kolejnym słowem był bledszy, a jego głos coraz bardziej się łamał.
– Jeśli coś mu się stało… – zakończył opowieść Blain, chowając twarz w dłoniach.
– Spokojnie. – Zosia uśmiechnęła się smutno. – Greg, zajmiesz się tym, prawda?
– Jeśli Sherlock ma rację i to naprawdę ma związek z Omegą, to oczywiście – powiedział inspektor.
– Lestrade… Ja zawsze mam racje.
***
27 grudnia 2000
Święta, święta i po świętach. Wróciliśmy dzisiaj do pracy i znów musiało coś nawalić. Przepaliły się obwody w głównym wytwarzaczu fal, iskra przeszła na główny panel i w całym budynku czuć było spalenizną. Nikt nie wie jak do tego doszło, ale szefostwo znów wpadło w szał.
Nadal nie wiem co mam robić z Haveline. Nie rozmawiałem o tym z tatą, nie było okazji. A ona pierwsze co zrobiła gdy dzisiaj wróciła to wpadła się ze mną przywitać. Naprawdę za nią tęskniłem.
Już sam nie wiem co mam robić.
Prawie bym zapomniał – od maja tata będzie trenerem reprezentacji. To trochę dziwne, jak młody to usłyszał to zamknął się w swoim pokoju i nie wychodził przez kilka godzin.
Myślał.
Hav wyciąga mnie dzisiaj do miasta.
Kończę
– Witam, szanownego pana.
Nad głową Pierr’ego zaświeciły się dwie, oślepiające lampy, oświetlając stojącego pod ścianą mężczyznę w garniturze i ciemnych okularach.
– Kim jesteś? – wychrypiał słabo chłopak.
– Mówią na mnie Orion – odpowiedział nieznajomy, podchodząc bliżej. – A ty musisz być Pierre Blain. Urodzony trzeciego sierpnia tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego ósmego roku w Montpellier, y Philippa i Caroline Blain, pracownik działu informatycznego Airubusa i młodszy brat nieżyjącego już Arsene Blaina. To jego notatnik, prawda? – Orion odniósł trzymany przez siebie zeszyt.
– Tak – szepnął chłopak. Co raz mniej rozumiał z tego co dzieje, gdzie się znajduje i kim jest ten człowiek. – Czego chcesz? – próbował krzyknąć.
– Chyba powinienem wyjaśnić. – Orion uśmiechnął się kpiąco. – Ponad dwadzieścia lat temu, zaraz po rozpadzie związku radzieckiego, grupa wojskowych z całego świata postanowiła stworzyć system baz, który miał momentalnie niwelować wszelkie konflikty na świecie. Były tam komputery, przywidujące ruch wojsk czy specjalna broń, wytwarzająca fale pozwalające za pomocą wstrząsów niszczyć tylko i wyłącznie konkretne cele, nie szkodząc cywilom. Oczywiście całej tej machinerii można by było użyć na przykład w celu przejęcia władzy nad światem. Udało nam się wykraść dane i nawet odkryć gdzie znajdują się dwie z siedmiu baz. Niestety okazało się, że nawet naukowcy, pracujący przy tym projekcie nie są wstanie rozwiązać niektórych problemów i uruchomić urządzenia. Były tylko dwie osoby, którym się to udało. – jedną z nich był twój brat. – Pierre poczuł jak robi mu się gorąco. To wszystko co raz mniej mu się podobało. – Żeby spokojnie znaleźć jego notatnik, zabiliśmy go, pozorując katastrofę samolotu. To samo zrobiliśmy osiem lat później zrobiliśmy to samo z dziewczyną, która także znalazła rozwiązanie problemu. Niestety nie przewidzieliśmy, że notatki zostawione w bazie w Północnej Francji, zostaną przekazane rodzinie i znikną na długie lata. Dopiero teraz, kiedy jesteśmy w posiadaniu dwóch baz i wiemy także gdzie sią dwie inne…
– Więc po co mnie tu trzymacie – prychnął Pierre. – Macie przecież zeszyt, możecie zawładnąć światem czy co tam planujecie.
– Niestety jest jeden drobny problem – westchnął Orion. – Twój brat szyfrował swoje notatki. T je rozkodowałeś. Wystarczy, że nam pomożesz, a my puścimy cię wolno.
– Nigdy – wychrypiał chłopak.
Mężczyzna uśmiechnął się okrutnie po czym machnął na stojących pod ścianą strażników.
– Zabierzcie go do lochów – nakazał. – Od odrobiny bólu jeszcze nikt nie zginął, a wielu zaczęło gadać.
***
– To gdzie ją ostatnio widziałeś, Andrzej?
– Zaczekaj Leman, niech pomyślę... Chyba… w kuchni. Tak, tutaj. Siedziała na parapecie i patrzyła przez okno.
– A potem?
– A potem poszedłem do pokoju i jak wróciłem to jej nie było. Tylko okno było otwarte.
– Trzeba przepytać sąsiadów czy nie widzieli kury, wyskakującej z okna.
– Myślisz, że sama uciekła?
– No chyba nikt jej nie porwał.
– No wiesz…
– Ty lepiej nic już nie mów Andrzej. Okej?
– Okej…
***
– Wyjaśnił mi Sherlocku, dlaczego spacerujemy akurat po tej dzielnicy Tokio?
– Przeczucie.
– Przeczucie, mówisz – prychnął Greg, chowając ręce w kieszeniach.
Było koło czwartej po południu, kiedy Holmes wyciągnął swojego przyjaciela na wycieczką po jednej z cichszych, mieszkalnych dzielnic. Lestrade nie mógł zrozumieć w jaki sposób to konkretne miejsce jest związane z Omegą albo Moriartym, ale doświadczenie nauczyło go by wierzyć detektywowi na słowo.
– Stój!
Słysząc polecenie Sherlocka, inspektor posłusznie stanął w miejscu. W skupieniu przyglądał się jak Holmes zaczyna chodzi w kółko wokół jednego niedużego kawałka drogi po czym pochyla się nad nim i koniuszkami palców podnosi kartkę papieru, ubrudzoną błotem i krwią
– Lestrade – Sherlock uśmiechnął się z triumfem. – Znalazłem coś ciekawego. Dzwoń do Zosi. Powiedz jej, że odwiedzimy ją dziś wieczorem.
***
Po długiej podróży, lekkim treningu i kolacji, siatkarze dostali trochę wolnego. Niestety na czas wolny nie mogli pozwolić sobie członkowie sztabu. Dlatego też trenerzy, statystycy i fizjoterapeuci rozłożyli się w niedużej sali konferencyjnej, by omawiać treningi czy uzupełniać dokumentacje. Także Zosia nie próżnowała i razem z Michałem, opiekunem reprezentacji, próbowali przewidzieć co może pójść nie tak przez najbliższe kilka dni i co mogą znowu odstawić zawodnicy.
Akurat kiedy omawiali sparing i Iranem, drzwi do sali otworzyły się gwałtownie, a do środka wpadli Greg i Sherlock, wprawiając wszystkich siedzących przy stole w dezorientacje.
– Zobacz co znaleźliśmy. – Holmes położył na blacie jakąś kartkę.
Zosia zerknęła na nią, jakby od niechcenia. Zmarszczyła brwi, widząc co jest na niej narysowane i chciała przyjrzeć jej się bliżej, ale przeszkodził jej Philippe.
– Skąd to macie? – zapytał niepewnie.
– Znaleźliśmy w Tokio – odpowiedział Greg. – Wiesz co to jest?
– To kartka z dziennika Arsene – wyszeptał. – Ta krew…
Sięgnął gwałtownie po swój telefon, wykręcił jakiś numer i przez kilka minut siedział w ciszy, próbując się do kogoś dodzwonić. Gdy jednak nikt nie odebrał, odłożył bok komórkę i drżącym głosem zaczął opowiadać o tym co ostatnio odkrył Pierre. Z każdym kolejnym słowem był bledszy, a jego głos coraz bardziej się łamał.
– Jeśli coś mu się stało… – zakończył opowieść Blain, chowając twarz w dłoniach.
– Spokojnie. – Zosia uśmiechnęła się smutno. – Greg, zajmiesz się tym, prawda?
– Jeśli Sherlock ma rację i to naprawdę ma związek z Omegą, to oczywiście – powiedział inspektor.
– Lestrade… Ja zawsze mam racje.
***
27 grudnia 2000
Święta, święta i po świętach. Wróciliśmy dzisiaj do pracy i znów musiało coś nawalić. Przepaliły się obwody w głównym wytwarzaczu fal, iskra przeszła na główny panel i w całym budynku czuć było spalenizną. Nikt nie wie jak do tego doszło, ale szefostwo znów wpadło w szał.
Nadal nie wiem co mam robić z Haveline. Nie rozmawiałem o tym z tatą, nie było okazji. A ona pierwsze co zrobiła gdy dzisiaj wróciła to wpadła się ze mną przywitać. Naprawdę za nią tęskniłem.
Już sam nie wiem co mam robić.
Prawie bym zapomniał – od maja tata będzie trenerem reprezentacji. To trochę dziwne, jak młody to usłyszał to zamknął się w swoim pokoju i nie wychodził przez kilka godzin.
Myślał.
Hav wyciąga mnie dzisiaj do miasta.
Kończę
Rozdział czternasty? Proszę bardzo. Jest on taki jak zawsze czyli średni, ale i tak lepszy niż poprzedni, bo przy tym miałam większą motywację w postaci waszych komentarzy.
Jutro zaczynamy bój o Rio. Mam wrażenie, że my kibice w Polsce, denerwuje my się bardziej niż zawodnicy w Tokio. Chyba znów nie będę mogła spać w nocy.
Jutro najprawdopodobniej pojawi się Amelka. Jak ją napisze, jej jeszcze nawet nie zaczęłam.
Zapraszam do komentowania. i mam nadzieję, że rozdział się podobał.
Pozdrawiam
Violin
świetny. Oby udało się uratować syna drugiego trenera.
OdpowiedzUsuńRozdział naprawdę fajny i bardzo mi się podoba. Jest taki tajemniczy, zagadkowy i trzyma w napięciu. No ale nie mogło zabraknąć szczypty humoru ;) Rozmowa Andrzeja z Grzesiem na temat kury była genialna :D
OdpowiedzUsuńI masz całkowitą rację, że My - kibice stresujemy się chyba bardziej niż zawodnicy. Po prostu nie moge się doczekać już kwalfikacji!!! Jeszcze tylko kilka godzin. Ja również dzisiaj w nocy raczej nie zasnę :) Ale głęboko wierzę w naszych chłopaków, że pokażą swoją wolę walki i uda im się wywalczyć awans na igrzyska! Niestety z powodu różnicy czasu ja będę mogła oglądać tylko te mecze Polaków, które są w weekend. :(
/Ola
Cieszę się, że rozdział się podobał. Rozmowa była toczona między Lemanem, a Andrzejem, ale mogłam to niedokładnie opisać :)
UsuńJa też niestety mogę oglądać tylko te mecze, które są w weekend. Szkoła... :(
Pozdrawiam
Violin
No i mamy pierwsze zwycięstwo! Szkoda tylko, że Kanada urwała nam dwa sety i jeden punkt, który jak wiemy zawsze był dla nas cenny i czasem właśnie jednego zbawiennego punkta w ważnych momentach brakowało. No ale bądźmy dobrej myśli, że tym razem uda nam się dostać do Rio. Tak jak powiedział Misiek Kubiak - najważniejsze jest to, że wygraliśmy. A już jutro bój o Francję ;-)
OdpowiedzUsuńA rozdział fajny!!! Szkoda tylko, że nie było w nim dużo mowy o siatkarzach. No ale i tak mi się podobał i tak dalej trzymaj! ♥
Dzisiaj trochę krótszy komentarz :P
Pozdrawiam
Oddycham Siatkówką
Też żałuję tych dwóch setów, szczególnie, że w czwartym szło nam zdecydowanie lepiej niż w drugim. Dobrze przynajmniej, że w piątym naprawdę pokazaliśmy swoją siłę. Jutro mecz Francją. Przyznam szczerze, że strasznie się go boję. Mam nadzieję, że Francuzi nawalą w jakimś elemencie, bo na razie wszyscy obstawiają, że nas zleją do zera.
UsuńW następnym rozdziale będzie więcej siatkarzy, obiecuję. Dowiemy się na przykład co łączy Pawła Zatorskiego i pewnego kibica z Japonii.
Pozdrawiam
Violin
No i wygraliśmy!!! Jestem taka dumna z naszych kochanych chłopaków! <3 Nie mam pojęcia, jak oni to zrobili, przegrywając w setach 0:2, ale podnieśli się i pokazali swoją waleczność! Na jednej ze stron internetowych widziałam taki nagłówek: "Mistrzowie Świata wstali z kolan, bo szlachectwo zobowiązuje" :D
UsuńNaprawdę wielki szacunek dla nich i dla pana trenera, który w ciężkich sytuacjach w trzecim secie nie bał się postawić wszystkiego na rezerwowych zawodników, takich jak: Konarski, Możdżonek, czy Szalpuk. Widać, że pan Stefan bezgranicznie ufa swoim podopiecznym.
Ja niestety nie miałam okazji oglądać tego spotkania na żywo, bo całą niedziele nie było mnie w domu (rodzinna wycieczka, eh...)
Nie miałam też wi-fi i nie mogłam w żaden sposób sprawdzić wyników meczu. Umówiłam się tylko wcześniej z bratem, który nie pojechał z nami, że będzie mi wysyłał SMS-sy z wynikami. No i czekam, czekam, czekam. W końcu przychodzi SMS z napisem: Polska-Francja 0-2. Po prostu się załamałam! Wiedziałam, że to spotkanie nie jest "najważniejsze", bo jak powiedział pan Antiga przed wyjazdem do Tokio: "Polska i Francja na pewno dostaną się na Igrzyska". Mówił też, że spotkanie np. z Iranem będzie ważniejsze od tego z Trójkolorowymi. Ale było mi szkoda naszych Orłów, bałam się, że przegrają 0-3, a to mogłoby ich załamać. Ale pomyślałam sobie też, że dopóki piłka w grze, wszystko jest możliwe i że znając naszych chłopaków, nie dadzą sobie tak łatwo oddać zwycięstwa i Francja będzie musiała nam jej wyrwać. Jestem z reguły optymistką i zawsze staram się znajdować jasne strony sytuacji. Dodatkowo znam ambicje i wielkie waleczne serca naszych chłopaków i zawsze, nawet w najgorszych momentach wierze do końca, że uda im się wygrać. Tak było i wczoraj. Później znowu długie wyczekiwania. W końcu przyszedł SmS od brata... Bałam się go odczytać. A jeżeli przegraliśmy 0-3, albo 1-3? Zebrałam się na odwagę i ujrzałam: Polska-Francja 2-2! Ah!!! Mojej radości wtedy nic chyba nie opisze. Piszczałam w samochodzie (od około dwóch godzin byliśmy w samochodzie, zmierzając do celu naszej "wycieczki") xD I wtedy pomyślałam sobie i powiedziałam do moich rodziców, którzy oczywiście też zostali poinformowani o wyniku Biało-Czerwonych, że teraz to Polacy na pewno wygrają. Skoro Francja dała sobie przegrać 2 sety z rzędu, to po pierwsze pewnie nie pozbierają się po tej "małej porażce", a po drugie nasi chłopcy rozpędzeni, podniesieni na duchu, uskrzydleni po wygranych tych dwóch setów, na pewno pokażą klasę i wygrają. No i tak się stało. Po kilkudziesięciu minutach dowiedziałam się, że nasi siatkarze wygrali 3-2! Byłam naprawdę taka szczęśliwa, że żadne słowa tego nie opiszą. Ale nie wiedziałam jeszcze w jakiej sytuacji udało im się wygrać te 2 sety. Dopiero dzisiaj rano przeczytałam, że w trzecim secie przegrywaliśmy 14-18. No po prostu niesamowite, jak oni to wygrali!!! Kolejny raz pokazali swój charakter na boisku i to, że walczą do końca, bez względu na wszystko. Kiedyś widziałam taki ładny napis, który idealnie odnosi się do wczorajszych wydarzeń: "Bo w niech się zawsze wierzy do końca, bez względu na wszystko"! :) <3 <3 <3
Jestem taka z nich dumna. Jak można ich nie kochać? :) Jak można nie kochać siatkówki? To taki wspaniały sport! Dopóki piłka w grze, wszystko może się zdarzyć! I jeszcze jeden cytacik na koniec: "To jest uroda siatkówki. Nie możesz się załamać, gdy przegrywasz. Nie możesz przestać grać, gdy prowadzisz." :)
Trochę się znowu rozpisałam :P No cóż, nie umiem krócej heh :D A jak tam Twoje wrażenia po wczorajszym meczu? :)
Oddycham Siatkówką
Ogólnie wyglądało to tak, że telewizor okupowała siostra, a mnie pozostała tylko transmisja w Internecie. Po pierwszym secie stwierdziłam, że to nie na moje nerwy i ją też wyłączyłam. Zostawiłam sobie tylko relacje pisemną, na którą zerkałam co pewien czas, jednocześnie odrabiając zadanie z fizyki. Po drugim secie stwierdziłam, że się nie skupię i przerzuciłam się na pisanie opowiadania.
UsuńWniosek?
Siatkówce fizyka nie służy, ale twórczość literacka owczem.
Ogólnie jestem strasznie, ale to strasznie zadowolona, że im się jednak udało. Pokazali kibicom, którzy narzekają, że nasi grają badziewnie, i jednocześnie zagrali na nosie Francuzom, którzy chyba będą musieli popracować nad swoim ego.
Jestem też dumna z tego, że mamy takich genialnych zmienników i że Stefan nie bał się z nich skorzystać, nie ciągnął do końca tymi samymi zawodnikami, co robią niektórzy trenerzy.
Ogóólnie potem, po meczu znalazłam sobie nagranie z niego na youtubie, tylko że z angielskim komentarzem i nadal nie wiem jak można pprzekręcić nazwisko "Drzyzga" na "Breszka".
Rozpisuj się, rozpisuj :) Lubie twoje komentarze, bo są naprawdę przyjemne w obiorze.
Pozdrawiam
Violin
*.* świetny rozdział! Czekam na więcej <3
OdpowiedzUsuńPs. Naprawdę cieszy mnie to, że tutaj zainteresowanie jest położone także na sztab :D <3
Duuużo weny, pozdrawiam ;*
Udało się nam :) Największe marzenia naszych chłopaków i nas - kibiców, zostały spełnione. ♥
OdpowiedzUsuńPolacy musieli przejść piekielnie trudną drogę, aby znaleźć się w tym punkcie, w którym są i wywalczyć awans do Rio. Grali pechowy turniej w Japonii, gdzie jak wszyscy pamiętamy, do awansu brakło im jednego seta. Ale nasi się nie poddali, to nie w ich stylu! Później Berlin i pamiętny mecz z Niemcami. Wtedy pokazaliśmy swój charakter, swoją moc i siłę oraz zapomnieliśmy, że istnieją rzeczy niemożliwe! ♥ W końcu wygrana 3-2. Następnie turniej interkontynentalny w Tokio. Tie-break z Kanadą, cudowne spotkanie z Francją, również zakończone tie-breakiem. Następnie łatwy mecz z Japonia 3-0 i znów emocje w tie-breaku z Chinami. W końcu to pamiętne spotkanie z Wenezuelą. 3-0 i pakujemy bagaże na IO!
Chłopcy musieli przejść bardzo trudną drogę i wygrać aż 21 (chyba) spotkań, aby w końcu spełnić swoje marzenia.
Ale myślę, że ta długa droga, którą razem przebyli bardzo im pomoże. Ta drużyna jest teraz najsilniejszą i najwspanialszą! ♥
:) Kiedy dowiedziałam się o wygranej z Wenezuelą, płakałam ze szczęścia. To, że dostaniemy się do Rio było tak naprawdę formalnością, ale ta wiadomość i tak bardzo mnie ucieszyła. ♥ No po prostu brak słów!!! :)
Najlepsi! ♥♥♥
Przepraszam, że piszę tak nie na temat, ale nie mogłam się powstrzymać.
/Ola