Choć od przeszło tygodnia szukali Helenki, jej nadal nigdzie nie było. Zrobili tysiące ulotek, porozwieszali po całej Warszawie i okolicach, a kury nigdzie na horyzoncie widać nie było. Andrzej był gotowy nawet zadzwonić do Grześka i powiedzieć mu, że niestety, ale okazał się złym kumplem i zgubił jego ukochaną.
Jednak Leman nie miał zamiaru jeszcze się poddawać.
– Przecież kury nie znikają od tak sobie – mówił po czym znów robił tour po stolicy, pytając wszystkich czy nie widzieli gdzieś wyjątkowo pięknej przedstawicielki drobiu.
W końcu jednak los się do nich uśmiechnął.
Siedzieli sobie późnym wieczorem przed telewizorem kiedy akurat w Wiadomościach postanowiono podać dość ciekawą informacje dotyczącą wydarzeń dziejących się na miejscowym lotnisku.
– Dzisiaj rano obsługa lotniska odkryła, że w jednym z hangarów zadomowiła się kura – mówiła z przejęciem prezenterka. – Zwierzę próbowane usunąć, ale ono skutecznie broni się przed wszelkimi ludźmi. – Na ekranie wyświetlono scenę jak grupa ludzi goni biedną ptaszynę, a ta sprytnie ucieka na wiszące pod sufitem metalowe belki.
– To przecież Helena! – krzyknął uradowany Wrona, po obejrzeniu nagrania.
– Jedziemy na lotnisko!
***
To było po meczu z Chinami, kiedy podbudowani zwycięstwem i już prawie pewni awansu, wrócili do hotelu. Zosia musiała przekazać Stephanowi szczegóły związane ze zbliżającą się Ligą Światową, szczególnie, że mogła zaistnieć taka sytuacja, że nie będzie jej na samym początku turnieju.
Podeszła pod pokój przyjaciela i zapukała powoli Nikt jej nie odpowiedział. Zapukała jeszcze raz. Znowu nic.
– Stephane? – zapytała zaniepokojona, otwierając powoli drzwi. Nadal nikt jej nie odpowiedział. Z ciężko bijącym sercem weszła do środka. To co tam zobaczyła sprawiło, że na chwilę cały jej organizm zamarł, że straciła zdolność racjonalnego myślenia. Na podłodze, bez życia, blady jak ściana leżał Stephane. Jego nagie plecy pokryte były okropnymi, zaczerwienionymi bliznami z fioletowymi obwódkami. Wyglądało to strasznie, wręcz przerażająco.
– Stephane! – Zosia upadła na kolana obok przyjaciela. – Nie, nie, nie. Obudź się Stephane proszę cię obudź się. – Głos jej się załamał, płakała. Wyczuwała słaby puls mężczyzny, ale w tamtym momencie nie był w stanie myśleć normalnie.
– Zosia…? – wycharczał słabo Antiga, z trudem otwierając oczy.
– O mój Boże – jęknęła Zosia. – Tak się bałam… Co się stało?
– Ja… nie wiem – wyszeptał. – Chyba… chciałem znaleźć lekarstwa… nie wziąłem ich wcześniej… miałem gorączkę… kręciło mi się w głowie… straciłem przytomność.
Kobieta zacisnęła zęby, zastanawiając się nad tym co usłyszała. Miała już pewne podejrzenia dotyczące tego z czym ma do czynienia, ale musiała jeszcze pomyśleć. Cały czas analizując dokładnie każde słowo, pomogła Stephanowi usiąść i oprzeć się o łóżko.
– Te rany… – Delikatnie jeździła palcem po jego plecach – One… powinny się już zagoić… wglądają strasznie.
– Wiem. – Trener zgarbił się i spuścił wzrok. – Od pewnego czasu coraz gorzej się czuję… Wczoraj miałem czterdzieści stopni gorączki… próbowałem to ogarnąć lekarstwami i było całkiem dobrze… dzisiaj jednak się pogorszyło… nikomu nic nie mówiłem… nie chciałem nikogo martwić… są ważniejsze sprawy.
Zosia spojrzała na niego smutnym wzrokiem.
– Idę po Janka – powiedział cicho.– Powinien to zobaczyć.
Wyszła z pokoju by wrócić po kilku minutach z zdenerwowanym lekarzem. Na widok ran na plecach Antigi, Sokal przeklną cicho. Obejrzał je dokładnie, a z każdą kolejną sekundą jego mina była coraz bardziej niewyraźna.
– Nie wygląda to dobrze – westchnął w końcu. – Te rany powinny się już choć trochę zagoić, a na pewno nie powinny wglądać w taki sposób. Do tego dochodzi gorączka, bóle głowy, koszmary. To mi wygląda na truciznę.
– Truciznę? – Stephane i Zosia wymienili przerażone spojrzenia.
– A jednak – mruknęła kobieta. Jej podejrzenia okazały się prawdziwe.
_– Niestety tak. – Lekarz ze smutkiem pokiwał głową. – Noże, którymi zadano ci te rany, musiały być nią pokryte. Nie znam się nam tym jakoś bardzo, ale wydaję mi się, że na razie i tak jest nieźle. Chyba mamy trochę czasu by pobrać próbkę i wysłać do jakiegoś laboratorium. Chociaż im też to zajmie wieki…
– Chyba o czymś zapomniałeś – prychnęła Zosia. – Pracuję w Scotland Yardzie. Jutro przekaże próbki Gregowi i wciągu kilku dni będziemy mieli wyniki.
– A przez te kilka dni? – zapytał Stephane. Nadal był okropnie blady trzęsły mu się ręce i wyglądał na naprawdę przestraszonego zaistniałą sytuacją.
– Musisz radzić sobie tak jak wcześnie – wzruszył ramionami Sokal. – Nic innego nie możemy zrobić
***
– Greg?
– Hej. Coś się stało?
– Wpadnijcie jutro na mecz. Muszę ci przekazać coś do laboratorium.
– I tak mieliśmy przyjść. Sherlock coś odkrył.
– Co takiego?
– Nie wiem. Nie chce powiedzieć.
– Zaufaj mu.
– Też mi to mówi.
– To go posłuchaj. To Holmes – jego się zawsze słucha.
***
Wygrane mecze z Japonią i Chinami sprawiły, że siatkarze byli tylko krok od awansu do Rio. Wygrana z Wenezuelą miała być tylko przypieczętowaniem wielu miesięcy pracy i wyrzeczeń. Bilety na olimpiadę mili już w kieszeni, nie zamierzali teraz ich zgubić. Dlatego też cały sztab pracował z podwójną siłą, siatkarze niedługi czas na treningach wykorzystywali najlepiej jak mogli, by jak najszybciej rozprawić się z drużyną z Ameryki Południowej.
Udało im się to.
Gdy na parkiet spadła ostatnia piłka serca wszystkich kibiców w hali, przed telewizorami, zamarły.
A potem wybuchła euforia. Na boisko wbiegli wszyscy zawodnicy i członkowie sztabu Skakali wesoło, ściskali się, krzyczeli głośno, dali się ponieść emocjom.
– Udało nam się, nareszcie nam się udało! – Stephane podbiegł do Zośki i mocno ją przytulił śmiejąc się głośno. Kobieta uśmiechnęła się szeroko widząc radość przyjaciela. W tamtej chwili wyglądał zupełnie inaczej niż dzień wcześniej – szczęście i radość było widać w jego oczach, wydawał się niczym nie przejmować.
Potem Zosia została wyściskana przez chyba wszystkich siatkarzy, statystyków, fizjoterapeutów i kto się tam jeszcze napatoczył. Chcąc uniknąć znalezienia się na pamiątkowym zdjęciu, szybko uciekła do niedużego pomieszczenia obok szatni, gdzie sztab mógł trzyma niektóre swoje rzeczy.
To tu – po pokazaniu odpowiedniej przepustki, załatwionej wcześniej – miał pojawić się Greg, by odebrać wcześniej przygotowaną próbkę.
Akurat porządkowała ostatnie papiery do wypełnienia po meczu, kiedy drzwi za nią otworzyły się. Odwróciła się na pięcie, przekonana, że zobaczy w niej inspektora, ale zamiast tego ujrzała, przekomarzających się wesoło trenerów.
– I jak ci się podobał mecz? – zapytał Philippe, opierając się nonszalancko o nieduże biurko.
– Wrypaliśmy im bardzo malowniczo – stwierdziła kierowniczka.
– No przecież! – Blain klasną wesoło po czym rozejrzał się po pomieszczeniu. – Dlaczego zapaliłaś tylko jedną lamp? Ciemno tu jak w grobie.
– Mnie to wystarczy. – Wzruszyła ramionami.
– Wzrok sobie popsujesz. – Trener pokręcił z dezaprobatą głową. Podszedł do trzech przyczepionych do ściany kontaktów i pstryknął jednym z nich.
Jednak zamiast zapalić drugą lampę… zgasił też tę pierwszą. Na ułamek sekundy zapanowała ciemność, a potem wszystkie żarówki rozbłysły pulsującym, czerwonym światłem.
– Co jest? – mruknął Antiga, chwytając za klamkę i próbując otworzyć drzwi. Te jednak ani drgnęły.
Nagle podłoga pod ich stopami rozsunęła się gwałtownie na boki.
Spadli w ciemność.
***
28 lutego 2001
Dzisiaj napiszę tylko jedno:
Udało się – znalazłem rozwiązanie.
Mamy i rozdział siedemnasty. Powiem szczerze, że pisało mi się go wyjątkowo trudno i nie jestem z niego zadowolona. Ale mam go tak dość, że nie chce mi się go poprawiać.
Wróciłam z wycieczki, zabrałam się do pisania i od razu pojawił się problem – rozdział Amelki totalnie mi nie leży. Dlatego też nie pojawił się przez ostatni tydzień i nie wiem czy pojawi się jutro czy w poniedziałek ( prędzej w poniedziałek). Jeśli chodzi o Enigmę uczuć, to jest to log prowadzony na totalnym luzie i tu nie jestem w stanie podać żadnego terminu.
Zapraszam do komentowania. Powiem szczerze, że z komentarzami pod ostatni rozdziałem było średnio i trochę mnie to zasmuciło. Mam nadzieję, że tym razem będzie troskę lepiej. Naprawdę wystarczy jedno zdanie – to zawsze jest ogromna motywacja.
Pozdrawiam
Violin
Jednak Leman nie miał zamiaru jeszcze się poddawać.
– Przecież kury nie znikają od tak sobie – mówił po czym znów robił tour po stolicy, pytając wszystkich czy nie widzieli gdzieś wyjątkowo pięknej przedstawicielki drobiu.
W końcu jednak los się do nich uśmiechnął.
Siedzieli sobie późnym wieczorem przed telewizorem kiedy akurat w Wiadomościach postanowiono podać dość ciekawą informacje dotyczącą wydarzeń dziejących się na miejscowym lotnisku.
– Dzisiaj rano obsługa lotniska odkryła, że w jednym z hangarów zadomowiła się kura – mówiła z przejęciem prezenterka. – Zwierzę próbowane usunąć, ale ono skutecznie broni się przed wszelkimi ludźmi. – Na ekranie wyświetlono scenę jak grupa ludzi goni biedną ptaszynę, a ta sprytnie ucieka na wiszące pod sufitem metalowe belki.
– To przecież Helena! – krzyknął uradowany Wrona, po obejrzeniu nagrania.
– Jedziemy na lotnisko!
***
To było po meczu z Chinami, kiedy podbudowani zwycięstwem i już prawie pewni awansu, wrócili do hotelu. Zosia musiała przekazać Stephanowi szczegóły związane ze zbliżającą się Ligą Światową, szczególnie, że mogła zaistnieć taka sytuacja, że nie będzie jej na samym początku turnieju.
Podeszła pod pokój przyjaciela i zapukała powoli Nikt jej nie odpowiedział. Zapukała jeszcze raz. Znowu nic.
– Stephane? – zapytała zaniepokojona, otwierając powoli drzwi. Nadal nikt jej nie odpowiedział. Z ciężko bijącym sercem weszła do środka. To co tam zobaczyła sprawiło, że na chwilę cały jej organizm zamarł, że straciła zdolność racjonalnego myślenia. Na podłodze, bez życia, blady jak ściana leżał Stephane. Jego nagie plecy pokryte były okropnymi, zaczerwienionymi bliznami z fioletowymi obwódkami. Wyglądało to strasznie, wręcz przerażająco.
– Stephane! – Zosia upadła na kolana obok przyjaciela. – Nie, nie, nie. Obudź się Stephane proszę cię obudź się. – Głos jej się załamał, płakała. Wyczuwała słaby puls mężczyzny, ale w tamtym momencie nie był w stanie myśleć normalnie.
– Zosia…? – wycharczał słabo Antiga, z trudem otwierając oczy.
– O mój Boże – jęknęła Zosia. – Tak się bałam… Co się stało?
– Ja… nie wiem – wyszeptał. – Chyba… chciałem znaleźć lekarstwa… nie wziąłem ich wcześniej… miałem gorączkę… kręciło mi się w głowie… straciłem przytomność.
Kobieta zacisnęła zęby, zastanawiając się nad tym co usłyszała. Miała już pewne podejrzenia dotyczące tego z czym ma do czynienia, ale musiała jeszcze pomyśleć. Cały czas analizując dokładnie każde słowo, pomogła Stephanowi usiąść i oprzeć się o łóżko.
– Te rany… – Delikatnie jeździła palcem po jego plecach – One… powinny się już zagoić… wglądają strasznie.
– Wiem. – Trener zgarbił się i spuścił wzrok. – Od pewnego czasu coraz gorzej się czuję… Wczoraj miałem czterdzieści stopni gorączki… próbowałem to ogarnąć lekarstwami i było całkiem dobrze… dzisiaj jednak się pogorszyło… nikomu nic nie mówiłem… nie chciałem nikogo martwić… są ważniejsze sprawy.
Zosia spojrzała na niego smutnym wzrokiem.
– Idę po Janka – powiedział cicho.– Powinien to zobaczyć.
Wyszła z pokoju by wrócić po kilku minutach z zdenerwowanym lekarzem. Na widok ran na plecach Antigi, Sokal przeklną cicho. Obejrzał je dokładnie, a z każdą kolejną sekundą jego mina była coraz bardziej niewyraźna.
– Nie wygląda to dobrze – westchnął w końcu. – Te rany powinny się już choć trochę zagoić, a na pewno nie powinny wglądać w taki sposób. Do tego dochodzi gorączka, bóle głowy, koszmary. To mi wygląda na truciznę.
– Truciznę? – Stephane i Zosia wymienili przerażone spojrzenia.
– A jednak – mruknęła kobieta. Jej podejrzenia okazały się prawdziwe.
_– Niestety tak. – Lekarz ze smutkiem pokiwał głową. – Noże, którymi zadano ci te rany, musiały być nią pokryte. Nie znam się nam tym jakoś bardzo, ale wydaję mi się, że na razie i tak jest nieźle. Chyba mamy trochę czasu by pobrać próbkę i wysłać do jakiegoś laboratorium. Chociaż im też to zajmie wieki…
– Chyba o czymś zapomniałeś – prychnęła Zosia. – Pracuję w Scotland Yardzie. Jutro przekaże próbki Gregowi i wciągu kilku dni będziemy mieli wyniki.
– A przez te kilka dni? – zapytał Stephane. Nadal był okropnie blady trzęsły mu się ręce i wyglądał na naprawdę przestraszonego zaistniałą sytuacją.
– Musisz radzić sobie tak jak wcześnie – wzruszył ramionami Sokal. – Nic innego nie możemy zrobić
***
– Greg?
– Hej. Coś się stało?
– Wpadnijcie jutro na mecz. Muszę ci przekazać coś do laboratorium.
– I tak mieliśmy przyjść. Sherlock coś odkrył.
– Co takiego?
– Nie wiem. Nie chce powiedzieć.
– Zaufaj mu.
– Też mi to mówi.
– To go posłuchaj. To Holmes – jego się zawsze słucha.
***
Wygrane mecze z Japonią i Chinami sprawiły, że siatkarze byli tylko krok od awansu do Rio. Wygrana z Wenezuelą miała być tylko przypieczętowaniem wielu miesięcy pracy i wyrzeczeń. Bilety na olimpiadę mili już w kieszeni, nie zamierzali teraz ich zgubić. Dlatego też cały sztab pracował z podwójną siłą, siatkarze niedługi czas na treningach wykorzystywali najlepiej jak mogli, by jak najszybciej rozprawić się z drużyną z Ameryki Południowej.
Udało im się to.
Gdy na parkiet spadła ostatnia piłka serca wszystkich kibiców w hali, przed telewizorami, zamarły.
A potem wybuchła euforia. Na boisko wbiegli wszyscy zawodnicy i członkowie sztabu Skakali wesoło, ściskali się, krzyczeli głośno, dali się ponieść emocjom.
– Udało nam się, nareszcie nam się udało! – Stephane podbiegł do Zośki i mocno ją przytulił śmiejąc się głośno. Kobieta uśmiechnęła się szeroko widząc radość przyjaciela. W tamtej chwili wyglądał zupełnie inaczej niż dzień wcześniej – szczęście i radość było widać w jego oczach, wydawał się niczym nie przejmować.
Potem Zosia została wyściskana przez chyba wszystkich siatkarzy, statystyków, fizjoterapeutów i kto się tam jeszcze napatoczył. Chcąc uniknąć znalezienia się na pamiątkowym zdjęciu, szybko uciekła do niedużego pomieszczenia obok szatni, gdzie sztab mógł trzyma niektóre swoje rzeczy.
To tu – po pokazaniu odpowiedniej przepustki, załatwionej wcześniej – miał pojawić się Greg, by odebrać wcześniej przygotowaną próbkę.
Akurat porządkowała ostatnie papiery do wypełnienia po meczu, kiedy drzwi za nią otworzyły się. Odwróciła się na pięcie, przekonana, że zobaczy w niej inspektora, ale zamiast tego ujrzała, przekomarzających się wesoło trenerów.
– I jak ci się podobał mecz? – zapytał Philippe, opierając się nonszalancko o nieduże biurko.
– Wrypaliśmy im bardzo malowniczo – stwierdziła kierowniczka.
– No przecież! – Blain klasną wesoło po czym rozejrzał się po pomieszczeniu. – Dlaczego zapaliłaś tylko jedną lamp? Ciemno tu jak w grobie.
– Mnie to wystarczy. – Wzruszyła ramionami.
– Wzrok sobie popsujesz. – Trener pokręcił z dezaprobatą głową. Podszedł do trzech przyczepionych do ściany kontaktów i pstryknął jednym z nich.
Jednak zamiast zapalić drugą lampę… zgasił też tę pierwszą. Na ułamek sekundy zapanowała ciemność, a potem wszystkie żarówki rozbłysły pulsującym, czerwonym światłem.
– Co jest? – mruknął Antiga, chwytając za klamkę i próbując otworzyć drzwi. Te jednak ani drgnęły.
Nagle podłoga pod ich stopami rozsunęła się gwałtownie na boki.
Spadli w ciemność.
***
28 lutego 2001
Dzisiaj napiszę tylko jedno:
Udało się – znalazłem rozwiązanie.
Mamy i rozdział siedemnasty. Powiem szczerze, że pisało mi się go wyjątkowo trudno i nie jestem z niego zadowolona. Ale mam go tak dość, że nie chce mi się go poprawiać.
Wróciłam z wycieczki, zabrałam się do pisania i od razu pojawił się problem – rozdział Amelki totalnie mi nie leży. Dlatego też nie pojawił się przez ostatni tydzień i nie wiem czy pojawi się jutro czy w poniedziałek ( prędzej w poniedziałek). Jeśli chodzi o Enigmę uczuć, to jest to log prowadzony na totalnym luzie i tu nie jestem w stanie podać żadnego terminu.
Zapraszam do komentowania. Powiem szczerze, że z komentarzami pod ostatni rozdziałem było średnio i trochę mnie to zasmuciło. Mam nadzieję, że tym razem będzie troskę lepiej. Naprawdę wystarczy jedno zdanie – to zawsze jest ogromna motywacja.
Pozdrawiam
Violin
świetny
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńDalej! Dalej! :D
OdpowiedzUsuńPs. Czekam na Amelkę :3
Dziękuję :)
UsuńCo tu dużo pisać. Po prostu wspaniały rozdział! <3 :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńDługo mnie tu nie było, bo miałam problem z Internetem. No ale już zaległości nadrobione :D Rozdziały genialne. Myślałam, że już bardziej akcji i napięcia ni da się podkręcić, a tu proszę... Gratki :) Niesamowita jest ta historia z Antigą. I tak trzyma w napięciu :D Cudne!
OdpowiedzUsuń/Oddycham Siatkówką
Dziękuję za te miłe słowa. To ogromna motywacja.
UsuńPozdrawiam
Violin
Uwielbiam! Uwielbiam! Jeszcze raz uwielbiam! Wiesz jak ciężko znaleźć dobre opowiadanie z Antigą? Może niekoniecznie gra pierwsze skrzypce, ale jednak jest obecny. I teraz taki biedny ;) Co trzeba mieć w głowie, żeby pisać takie opowiadanie? Trochę humoru, trochę pomieszania wątków i wychodzi coś mega dobrego! Pierwszy raz czytam coś takiego. Masz we mnie stałą czytelniczkę! A Zośka? Potrafi wszystkich postawić do pionu - od razu skradła moje serce. Wiem, że to nie tanie romansidło.. Ale może coś między nią w trenerem? Dobra, wiem, wybujała wyobraźnia. I daleko im do romansu, i traktują się czysto przyjacielsko.. Czekam na nowy rozdział, jestem tak podekscytowana tym opowiadaniem, że takie znalazłam, że chyba nie zasne.
OdpowiedzUsuńDo następnego rozdziału ;*
Dziękuję za te miłe słowa. Takie długie i rozwinięte komentarze strasznie poprawiają mi humor i potrafię czytać je wiele razy. Jeszcze raz dziękuję.
UsuńTeż uważam, ze opowiadań z Stephanem ( szczerze go uwielbiam) jest zdecydowanie za mało, a jeśli już są to często ich poziom nie jest zbyt wysoki. To właśnie był jeden z powodów, dla których założyłam bloga - stwierdziłam, że jeśli ja tego nie napiszę to nikt inny tego nie zrobi. Jeśli nadal brak ci Antigi, to w moim drugim opowiadaniu pt. Amelka, gra on główną rolę ( link w zakładce "Moje opowiadania" )
Twoja wyobraźnia wcale nie jest jakoś strasznie wybujała :) Muszę teraz zdradzić pewną tajemnicę - Zosia w swojej oryginalnej, pierwotnej postaci była... dziewczyną Stephana. Było to za nim wymyśliłam trudy przypadek, w którym postanowiłam po prostu trochę dostosować jej postać do fabuły. Ale może kiedyś wstawię choć pierwszy rozdział tamtej miłosnej historii.
Ale się rozpisałam :) Jeszcze raz bardzo dziękuję za miłe słowa.
Pozdrawiam
Violin