poniedziałek, 11 lipca 2016

Rozdział 21

Ostatnie dni turnieju w Tokio minęły jak z bicza strzelił. Przegrany mecz z Iranem nie wpłynął jakoś bardzo na samopoczucie siatkarzy, którzy radośnie podeszli do tego, że jako pierwsi wygrali przepustkę do Rio. Nic więc dziwnego, że Australie zmietli z powierzchni boiska w trzech setach i do Polski mogli wracać jako zwycięzcy całego turnieju.

Zosia siedziała razem z całą reprezentacją, na lotnisku i oczekiwała na lot powrotny do Polski. Chociaż dla niej nie miał być to całkowicie lot powrotny, bo nie zamierzała kończyć swojej podróży w Warszawie.

 – Nie lecę z wami do Rosji – powiedziała, zamykając laptopa i spokojnie patrząc na pozostałych członków sztabu. – Nie wiem też czy będę w Łodzi.

Wszyscy popatrzyli na nią zszokowani. Ze zdziwienia Oskar wypuścił trzymany przez siebie długopis, a Philippe wyglądał jakby ktoś przywalił mu czymś ciężkim w łepetynę. Tylko Stephane nie wyglądał na jakoś wielce zaskoczonego, bo Zosia wcześniej powiadomiła go tym jak wygląda sytuacja.

 – Ale… dlaczego? – zapytał Sokal, kiedy w końcu otrząsnął się z szoku.

 – Parę wysoko postawionych osób z Wielkiej Brytanii postanowiło sobie obejrzeć Euro na żywo – wyjaśniła kobieta. – Organizacja ich wyjazdu i ochrony jest trudna, żmudna i wymaga zaangażowaniu wielu ludzi. Jedną z nich jestem ja.

 – Dlaczego nie powiedziałaś tego wcześniej? – zdziwił się Blain.

 – Bo do samego końca nie byłam pewna czy będę potrzebna także tam na miejscu. Miałam nadzieję, że wystarczy, że ogarnę teorię. – Rozłożyła ręce w geście bezradności.

 – Jak widać nie wystarczyło – westchnął Kaczmarczyk. – Czyli w Warszawie przesiadasz się na samolot do Londynu?

 – Dokładnie. – Kierowniczka uśmiechnęła się twierdząco i wróciła do swojej pracy.

Pracowała przez jakiś czas jednak w pewnym momencie zauważyła kątem oka, że Stephane wstaje odchodzi gdzieś z bardzo niepewną miną. Nie podobało jej się to ani trochę, więc postanowiła pójść za nim.

 – Coś się stało? – Stanęła przed Antigą i spojrzała mu prosto w oczy.

 – Nic… – próbował wymigać się od odpowiedzi mężczyzna.

 – Nie kłam. – Skrzyżowała ręce na piersi.

Stephane westchnął zrezygnowany.

 – Usiądźmy gdzieś – mruknął.

Zajęli krzesełka oddalone trochę od reszty.

 – Rany nadal mnie bolą – zaczął. – Czuję się kiepsko, Janek zwiększył mi dawkę leków.

 – To wiem – przerwała mu Zośka. – Przejdź do sedna.

 – Muszę o wszystkim powiedzieć Stephanie – powiedział na jednym wydechu Stephane. – Nie jestem w stanie tego przed nią ukrywać. Tych blizn, tego bólu..

 – Zrobisz jak chcesz – powiedziała cicho Zosia. – Stephanie na pewno zrozumie, dlaczego wcześniej jej nie powiedziałeś – dodała. – To wszystko moja wina – szepnęła jeszcze pod nosem, tak, że Antiga ledwo ją usłyszał.

 – Nawet tak nie mów! – powiedział, gwałtownie podrywając się z miejsca. – To naprawdę nie twoja wina, że jedna z baz jest w Spale! To nie ty namówiłaś Bartka żeby do niej wszedł i przez przypadek uruchomił tę całą maszynerię! To nie ty kazałaś Omedze mnie torturować! Posłuchaj mnie uważnie – chwycił dłonie przyjaciółki i spojrzał prosto w jej załzawione oczy – twoje obecność tutaj to najlepsze co mogło się przytrafić tej drużynie. Chłopaki cię uwielbiają i naprawdę słuchają tego co mówisz. Bez ciebie pewnie bez pewnie jeszcze w Krakowie kogoś byśmy zgubili. Założę się, że gdyby nie ty nigdy nie odciągnęlibyśmy Fabiana od tego miśka na lotnisku. Zresztą gdyby nie ty najprawdopodobniej już dawno leżałbym martwy gdzieś w spalskich lasach, już nie mówiąc o tym, że Scotland Yard nie dotarłby do Philippa i jego syna. – Przytulił ją mocno, uspokajająco gładząc po plecach. – To naprawdę nie twoja wina, siostrzyczko.

***

Grzesiu Łomacz wyszedł z hali odebrania bagażu prosto w tłum uradowanych kibiców. Wyszczerzył się do nich szczerze, pomachał wesoło, podpisał parę kartek po czym skierował się do miejsca gdzie mieli zostać oficjalnie przywitani. Jednak za nim zrobił chociażby krok, po całym lotnisku poniosło się głośne gdaknięcie, a pomiędzy nogami ludzi przepchała się… kura.

 – Helenka! – krzyknął radośnie na widok ukochanego pupila.

Kura zagdakała, wskoczyła w ramiona właściciela i wtuliła się w jego tors.

 – Strasznie za tobą tęskniła – powiedział Bartek Lemański, który nagle wyłonił się z tłumu.

 – Okropnie wręcz – dodał Andrzej Wrona, stając obok. – Uwierzysz, że nam nawet… – Chciał coś powiedzieć, ale Leman powstrzymał go skutecznym kopniakiem w łydkę.

 – Oczywiście, że za mną tęskniła. To przecież jest bardzo mądre zwierzątko – zachwalał podopieczną Grzesiu. – Jak miałaby nie tęsknić za takim mądrym, przystojnym, utalentowanym mężczyzną jak ja.

 – Ta, jasne. – Leman przewrócił oczami. – To może teraz oddasz nam ją jeszcze na chwilę, bo chyba ktoś na ciebie czeka. –  Wskazał na pozostałych zawodników, stojących już pod ścianką PZPS.

 – Oczywiście! – Rozgrywający podał kumplom swoją podopieczną. – Z wielką ochotą wam ją powierzę. W końcu zajmowaliście się nią tak dobrze.

***

Stanęła przed lotniskiem Heathrow i rozglądnęła się wokół. Znów była w Londynie, znów wróciła do zajęcia, którym zajmowała się na co dzień. Z jednej strony cieszyła ją chwila wytchnienia od siatkarzy i ich wybryków, ale jednocześnie czuła się jakoś dziwnie, nie mając pod opieką bandy wyrośniętych dzieciaków.

W tłumie wyszukała wzrokiem Grega i odeszła do niego, uśmiechając się szeroko.

 – Hej – przywitała się. – Ja idą przygotowania? – zapytała, wsiadając do taksówki.

 – Całkiem nieźle – odpowiedział Lestrade. – Udało nam się nawet uzyskać zgodę by jednocześnie pracować we Francji nad sprawą Omegi.

 – Czyli szukaniem tego dziennika?

 – Dokładnie – przytaknął inspektor. – Jeśli go znajdziemy istnieje spore prawdopodobieństwo, że dowiemy się gdzie leży ostatnia baza.

 – Sherlock leci z nami?

 – Owszem. Stwierdził, że nie ma zamiaru powierzać tak ważnej sprawy, tak niekompetentnej instytucji jaką jest Scotland Yard.

 – Cały Sherlock – zaśmiała się Zosia. Zaraz jednak spoważniała. Była jeszcze jedna sprawa, która nie dawała jej spokoju. – Greg… A co z tą trucizną?

Mężczyzna westchnął głęboko.

 – Na razie niewiele mamy – powiedział, a na twarzy kobiety pojawił się cień przerażenia. – Jesteśmy w trakcie identyfikacji substancji. To potrwa jeszcze koło tygodnia. Dopiero potem ludzie w laboratorium zabiorą się za szukanie odtrutki.

 – Dobrze – szepnęła, spuszczając wzrok. Martwiło ją to wszystko. Czas uciekał, a one cały czas miała przed oczami nieprzytomnego Stephana, rany na jego plecach, ból w jego oczach.

 – Nie martw się. – Greg położył rękę na ramieniu Zosi i uśmiechnął się pocieszająco. – Rozmawiałem z ludźmi w laboratorium. Twierdzą, że stopień zatrucia krwi jest, taki, że Stephan spokojnie da radę jeszcze przez co najmniej trzy tygodnie.

 –  Wiem  – westchnęła. – Po prostu się o niego boję. Strasznie się boję.

***

16 kwietnia 2001

Dzisiaj stało się coś czego się nie spodziewałem. Po śniadaniu dostałem wezwanie do profesora Sandersa. Byłem przekonany, że coś zepsułem i zostanę za to zbesztany, ale było wręcz przeciwnie. Okazało się, że dostałem nowe zadanie – mam być łącznikiem między bazami. Będę sprawdzał na jakim etapie co jest, gdzie co można poprawić i jak rozwiązane są niektóre problemy gdzie indziej. To odpowiedzialna robota, bo położenie pozostałych baz jest znane niewielu osobom.

Niestety będę miał przez to mniej czasu na opracowywanie mojego rozwiązania. Ale Haveline się tym zajmie. Ufam jej. Całkowicie.

W domu jak na razie spokój. Tata tylko zaczyna się trochę denerwować, bo niedługo rozpocznie pierwszy sezon jak trener reprezentacji.

To chyba tyle.

Kończę.




Mamy i rozdział dwudziesty pierwszy. Nic logicznego na jego temat nie napiszę, bo byłam dzisiaj u dentysty, dostałam słoniową dawkę znieczulenia, nie czuję połowy szczęki i nie chce mi się myśleć.

Jeszcze raz zapraszam wszystkich na mojego nowego bloga Without you in my life gdzie pojawił się już rozdział drugi.

Zapraszam do komentowania.

Pozdrawiam

Violin

3 komentarze:

  1. No i fajnie :) skoro narazie mamy takie rozdziały, to musi znaczyć, że niebawem wydarzy się coś dużego :D trzymam kciuki za biednego Trenera <3 i mam nadzieję, że w następnym rozdziale uchylisz co dzieje się z porwanym synem Filipa :o
    Życzę dużo weny i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Helenka pobiła wszystko i wszystkich w tym rozdziale <3 :D
    Jestem ciekawa, jak Zosia poradzi sobie w Londynie. Mam dziwne wrażenie, że z tego wszystkiego wyniknie jakaś afera :P Nie mówiąc już o tym, że Antiga i Blain pewnie nie poradzą sobie sami z siatkarzami :P Myślę, że będzie się działo :D Nie mogę się doczekać kolejnych!
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń